W święta odpoczywaliśmy nie tylko od pracy, ale również od rozgrywek Serie A. Był za to czas na zgrupowania narodowe. Polscy miłośnicy calcio powinni być zadowoleni. Zarówno Squadra Azzurra, jak i Orły Nawałki, dały duże powody do optymizmu przed zbliżającym się Euro 2016. Dzisiejszy dzień jest także wyjątkowy dla każdego kibica Romy.

Dlaczego wyjątkowy? A no, trzeba sobie spojrzeć w kalendarz, odświeżyć pamięć i uświadomić, że dokładnie 23 lata temu na boiska Serie A wybiegł, szesnastoletni wówczas, Francesco Totti.

Tej postaci chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Podobnie daremne byłoby rozwodzenie się nad tym ile znaczy dla całego klubu i jego kibiców.

Do pełni szczęścia jego gablocie brakuje tylko trofeum Ligi Mistrzów. Ma jednak coś, czego zazdrościć może mu sam Leo Messi. Ta rzecz to złoty medal Mistrzostw Świata. Trzeba też wspomnieć fakt, że chyba tylko cud sprawił, iż na ten zwycięski turniej pojechał. W lutym 2006 roku doznał ciężkiej kontuzji w meczu z Empoli.

Do Mundialu były cztery miesiące i ja zawsze będę zachodził w głowę: jak on to zrobił? Miał już 30 lat na karku i udało mu się wrócić tak szybko. Pewnym przełomem był mecz z Australią. Włochom ciężko było go wygrać, ale udało się wywalczyć rzut karny. Totti wziął odpowiedzialność na siebie i strzelił. Był odmieniony. Ściął włosy, zaprezentował nową cieszynkę(ssanie kciuka), która później stała się jego symbolem.

Jak sam Francesco powiedział, drugim przełomem była jego wrześniowa bramka w Lidze Mistrzów z Szachtarem Donieck. Wtedy pierwszy raz po kontuzji strzelił kontuzjowaną nogą. Kibice też to przeżyli, bo bramka niczego sobie. Zobaczcie.

Te dwa przełomy sprawiły, że sezon 2006/2007 zakończył jako najlepszy strzelec Europy. Wyprzedził nawet Cristiano Ronaldo.

Zarówno w tamtym momencie jak i dzisiaj, Francesco Totti jest już bliżej niż dalej zakończenia kariery. 23 lata gry w pierwszej drużynie. W jednej i tej samej. On kocha Romę, Roma kocha jego. Teraz niestety nie ma już tej szybkości i gra coraz mniej. Zbliża się więc moment, w którym kolejna włoska legenda zawiesi buty na kołku. Szkoda, ale trzeba iść dalej.

* * *

A Italia pod wodzą Antonio Conte idzie dalej. W końcu gra Squadra Azzurra, zaczyna cieszyć oko. W czwartek na Stadio Friuli(Dacia Arena), towarzysko zagrała z Hiszpanią.

To był dobry mecz w wykonaniu Włochów. Atakowali i stwarzali sporo sytuacji. Hiszpania chyba nie chciała tego wygrać, poza tym widać, że złota era tam się skończyła. Coś podobnego jak z Italią parę lat temu.

W drugiej połowie na boisku zameldował się Lorenzo Insigne i szybko stał się jednym z najjaśniejszych punktów drużyny. Jeszcze bardziej ożywił grę swojej drużyny i ukoronował to jedną bramką. Widać, że jest w bardzo dobrej formie.

Niestety mecz zakończył się remisem. Hiszpanie oddali chyba jedyny strzał w światło bramki, a to sprawiło, że doświadczony Buffon wybił piłkę przed siebie i dobił ją Andruiz. Gigi pobił rekord w Serie A, ale tutaj mógł zachować się troszkę lepiej. Czasem zdarza się najlepszym.

A już jutro kolejny mecz, tym razem z Niemcami i to na ich terenie. Zapowiada się ciekawe widowisko.

* * *

A po Niemczech Bild rozsiewa plotkę, że Polacy są w takiej formie, iż rozjadą Die Mannschaft na turnieju we Francji. To chyba trochę zagrywka dywersyjna, ale i tak uważam, że Polska nie ma się czego wstydzić.

Ostatnie zgrupowanie pokazało, że dalej panuje świetna atmosfera. Do tego selekcjoner dał sygnał swoim piłkarzom, iż najważniejsza jest forma. Szanse dostało kilku zawodników i świetnie to wykorzystali.

Brylowali szczególnie piłkarze występujący na co dzień w Serie A. Jakub Błaszczykowski pokazał, że nawet kiedy siedzi na ławce, to poziomem sportowym i ambicji zjada praktycznie wszystkich. Paweł Wszołek, który stał się regularnym graczem Hellasu Verona, zagrał z Finlandią chyba mecz życia(2 gole, asysta). Piotrek Zieliński nie wyróżniał się może tak mocno, ale konsekwentnie i mądrze rozgrywał piłkę. Ryzykował trudniejsze podania, świetnie dryblował. Wojciech Szczęsny wszedł na drugą połowę z Serbią i dał znać Fabiańskiemu, że sprawa podstawowego bramkarza nie jest rozstrzygnięta. Kamil Glik może nie notuje fenomenalnego sezonu w lidze, ale w reprezentacji wciąż jest profesorem. Świetnie dogadał się z Bartkiem Salomonem, który potrafi zaskoczyć ładnym wyprowadzeniem piłki.

Jest się z czego cieszyć przed turniejem we Francji. Ja jeszcze baczniej zamierzam śledzić losy tych piłkarzy we Włoszech. To fajne uczucie, kiedy w twojej ulubionej lidze, niemałą rolę odgrywają rodacy. Aż nie mogę się doczekać następnej kolejki. Póki co zobaczmy jednak jeszcze raz bramki Polaków z ostatnich meczów i poczekajmy. Ciao!

KOMENTARZE