Który z ciężkich jest jego zdaniem najlepszy: Fury, Joshua czy Wilder? Kto zrobił dla niego wyjątek i przyleciał do niego na sparingi? Za którą walkę zarobił najwięcej i czemu sędziowie zabrali mu zwycięstwo ze Szpilką? Czemu myślenie przeszkadza mu w karierze i dlaczego żałuje, że nie poleciał do Pekinu na igrzyska olimpijskie? Rozmowa z Mariuszem Wachem – polskim pięściarzem kategorii ciężkiej.
Wywiad pojawił się pierwotnie na portalu www.infosport.pl i można go przeczytać również TUTAJ.
Mariusz, co słychać dobrego? Coś cicho na twój temat w ostatnim czasie.
Mariusz Wach: Dziękuję, wszystko dobrze, choć w sumie nic ciekawego. Miałem walczyć 29 maja z Mairisem Briedisem, był podpisany kontrakt. Potem datę pojedynku przesunięto o 120 dni, miał być wrzesień, przez cały czas byłem zblokowany i nie mogłem walczyć z kimś innym. Teraz wiem, że do walki na pewno nie dojdzie, bo Mairis ma inne plany, więc rozglądam się za walką. Już zaraz o niej usłyszycie, to będzie fajny pojedynek.
Jeszcze w tym roku?
MW: Tak, w grudniu. Co do Briedisa – byłem uczciwy wobec jego ludzi, którzy rozpoczęli z nami negocjacje. Podesłali kontrakt, ja go podesłałem, ale oni równolegle rozmawiali z kilkoma osobami. Z tego co wiem w grę wchodził jeszcze pojedynek z Okolie, Cieślak był jedną z opcji, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Nie było rywalizacji z Cieślakiem o to, kto zawalczy Briedisem?
MW: Nie, absolutnie. My chcieliśmy, żeby to Michał walczył o pas mistrzowski, nie mieliśmy na to aż takiego ciśnienia. Pewne sprawy jednak nie zależały od nas, Briedis poszedł swoją drogą i czeka go teraz łatwiejszy pojedynek przed starciem z Okolie.
Czy tobie chce się Mariusz jeszcze tak codziennie rano wstawać i zasuwać? Ostro trenować i czekać na kolejne walki?
MW: Chce i to bardzo, naprawdę. Zdrowie się czasami trochę sypie. W ostatniej walce złamałem rękę, wcześniej urazy też się zdarzały. Mocno trenowałem u trenera Słodkiewicza w Poznaniu, ale też przyszedł uraz, więc potrzebna była przerwa, żeby się zaleczyć. Jestem uzależniony od adrenaliny, bez tego nie umiem żyć. Muszą walczyć i trenować, to mnie cały czas napędza do życia. To nadaje sens. Boje się, że bez tego się rozpadnę.
Czy ludzie dokuczają ci, że gdybyś trochę poważniej traktował boks, to byłbyś dzisiaj dalej i osiągnąłbyś na przestrzeni tych wszystkich lat więcej?
MW: Nie, raczej nie. Ludzie różne rzeczy gadają, ale raczej nie zaczepiają mnie i mi nie ubliżają. Nad polskim morzem jest najgorzej, jak jadę na wakacje i niektórzy nabierają odwagi po kilku głębszych i wtedy chcą się ze mną próbować. Stoją przede mną, robią groźne miny, gadają, ale zawsze kończy się tylko na stroszeniu, nikt nie ma pomysłu, żeby coś próbować. Choć dwa razy zdarzyło się, że ktoś tak mi ubliżał, że musiałem zareagować i podejść. Kiedyś na gali jeden gość mnie wyzywał, krzyczał do mnie, obrażał mnie. Zlewałem go, nie chciało mi się na niego tracić czasu. Ale w końcu poszedłem w jego kierunku, po schodkach do góry, na jego sektor, to wtedy gadka się zmieniła. „Uspokój się, ja nie umiem boksować” i od razu panika wypisana na twarzy. Takich chojraków czasem spotykam, ale to tyle. A czy ktoś ma do mnie pretensje, że nie traktowałem boksu zawsze w 100% serio? Najbliżsi czasami mi dogadują, bo wiedzą, że nie wykorzystałem w pełni swojego potencjału.
No właśnie, a ile potencjału wykorzystałeś? Pytam, gdybyśmy dziś mieli podsumowywać twoją karierę.
MW: Trudno powiedzieć ile, na pewno ileś. Kibice nie wiedzą o wielu rzeczach, które dzieją się w życiu sportowca. Drobne sprawy wpływają na to, kto jest na szczycie, a kto jest jednym z wielu. Ja w 2001 czy 2002 roku dostałem propozycję kontraktu od grupy Universum. Ledwo człapałem po tym ringu, a już mogłem zrobić coś dużego w początkowej fazie mojej kariery. Chwilę później była propozycja ze strony Sauerlanda, ale zrezygnowałem, bo nie czułem się na siłach. Przeanalizowałem to sobie i nie pociągnałem tego. Nie wiem, czy podjąłem dobrą decyzję. Czasami stałem na skrzyżowaniu i mogłem wybrać dwie drogi: w lewo lub w prawo. Wybierałem tę w lewo, a trzeba było pójść w prawo.
Piotr Wilczewski powiedział w jednym z wywiadów, że ty za dużo rozkminiasz. Gdybyś skupił się tylko na boksowaniu to wiodłoby ci się znacznie lepiej.
MW: I może coś w tym jest, słuszna wypowiedź, w pełni się z nią zgadzam.
Jaka największa szansa ominęła cię przez to? Czy to te propozycje kontraktów zawodowych czy może przepadła ci duża walka za sporą kasę?
MW: Nie wiem, trudno powiedzieć. W 2004 roku na igrzyskach w Atenach byłem rezerwowym – wskoczyłbym do turnieju olimpijskiego na wypadek kontuzji lub absencji któregoś z zawodników. Nie żałowałem mocno tego, że nie zaboksowałem wtedy, bo wiedziałem, że nic bym nie osiągnął. Cztery lata później na igrzyska nie pojechałem, ale czuję, że byłbym w stanie stanąć na podium. Musiałem już jednak wcześniej podjąć decyzję – amatorstwo lub zawodowstwo. Zdecydowałem się na karierę zawodową, więc igrzyska przepadły. Czy żałuję? Nie wiem, w sumie dzisiejsze zastanawianie się nad tym niczego nie zmieni.
Nie żałujesz końcówki tej pamiętnej rundy z Władimirem Kliczko? Tego, że trafiłeś go mocno na kilka sekund przed gongiem i nie było z minuty, aby ponowić akcję?
MW: Nie, nic by wtedy z tego nie było. Nawet jakbym wygrał, to zniszczyliby mnie wtedy. Za mocny zawodnik z zza mocnymi plecami, poukładany. Kurde, czy czegoś żałuję? Nie wiem, nie mogę mieć o nic do nikogo żadnych pretensji, bo ja wszystkie decyzje podejmowałem zawsze sam. Miałem ludzi wokół siebie, ale robiłem to, co faktycznie chciałem zrobić. Sam sobie wszystko zawdzięczam, ale i sam jestem sobie winny, gdy coś nie wychodziło. W życiu i w sporcie trzeba mieć bardzo dużo szczęścia. Czasami nawet więcej niż umiejętności, żeby osiągnąć sukces. Mi czasami szczęścia zabrakło. Zobacz, Robert Lewandowski – nie chciała go Legia Warszawa, a gdzie jest dzisiaj. To oczywiście książkowy przykład i może jedyny taki, ale też zabrakło mu szczęścia. Umiejętności miał na najwyższym poziomie, tylko się na nim nie poznano.
Kilkukrotnie zabrakło ci tego szczęścia – Miller – kontuzja, Szpilka – dyskusyjny werdykt, ostatnio Fury – znowu kontuzja.
MW: Powiem ci, że ja walkę z Millerem bym wygrał żeby nie ta ręka. Naprawdę, jestem o tym przekonany – zawsze rozkręcam się z rundy na rundę, a on wyraźnie opadał z sił. Gdybym go pokonał, to nie byłoby pojedynków ze Szpilką czy Bakole, a byłoby pewnie coś innego za dużo większą kasę i o coś znaczącego. Tak gadamy, jakby to był koniec kariery, a to przecież nie koniec, kto wie, co jeszcze przyniesie przyszłość.
Oczy ci się zaświeciły, to znaczy, że tobie chyba faktycznie chce się jeszcze boksować na wysokim poziomie.
MW: Czasami idę pobiegać na 10 czy 15 kilometrów i wtedy rozkminiam. Myślę sobie, że fajnie byłoby stoczyć jeszcze walkę o mistrzostwo świata. Pokazać się z dobrej strony raz czy drugi i zawalczyć o pas. Spełnić swoje marzenie, ale i udowodnić niedowiarkom, że Wach może i potrafi. Wcale nie jest taki słaby. Dostaję dużo propozycji, abym prowadził treningi. Abym pomagał innym, nowym zawodnikom, którzy chcą, abym rozpoczął ich kariery. Ja naprawdę mam dużo propozycji i poradzę sobie w życiu – nie trzeba się o mnie martwić. Nie chcę jednak zajmować się jeszcze boksując innymi sprawami – chcę się skupić tylko na tym. Gdy skończę karierę, to zacznę robić co innego. Póki co mam wrażenie, że jeszcze w boksie mogę coś fajnego zrobić.
Ciebie jeszcze walki polsko-polskie interesują? Taka jak ta ze Arturem Szpilką moim zdaniem też mogłaby mieć sens.
MW: Może i tak, w ogóle tamta walka też mogła być wygrana. Nie czuję do tej pory, że mogłem ją przegrać. Staram się nie dawać podnieść się emocjom, ale byłem zły sam na siebie w hotelu po pojedynku, że nie udało się tego wygrać. Uciekła mi jedna runda, nie wiem czemu, narożnik mówił mi, żebym zaryzykował, ale jakoś to przespałem. Sędzia nie wpisał nokdaunu, kiedy Artur leżał, drugi pomylił narożniki przy punktacji jednej rundy, no głupie sytuacje, ale mnie tak naprawdę to, czy tę walkę przegrałem, czy wygrałem, nie interesuje aż tak bardzo. W poniedziałek poszedłem do sklepu i zaczepiła mnie taka starsza pani, która powiedziała, że oglądała ten pojedynek i w jej oczach ja tego nie przegrałem. To drobna rzecz, ale wtedy pomyślałem, że może faktycznie tak było. Że nie byłem słabszy, choć wynik na to wskazuje.
Rekordy nie walczą.
MW: Dokładnie tak. Wielu pięściarzy ma znakomite rekordy, bo boją się walczyć i bezpiecznie prowadzą swoje kariery. Mój dorobek zawodowy nie jest idealny, ale cały czas dostaje swoje szanse. To o czymś świadczy.
Czy to prawda, że prowadzicie lub prowadziliście rozmowy z Łukaszem Różańskim na temat waszej walki?
MW: Były dwa razy jakieś rozmowy na temat takiego pojedynku, ale nie doszliśmy nawet do konkretów – po prostu padło jakieś luźne zapytanie. Na ten moment takiego tematu nie ma, choć myślę, że byłby to ciekawy pojedynek dla fanów. Byłem na jego pojedynku z Arturem i widziałem, że była tam dobra atmosfera, sporo kibiców, dramaturgia na odpowiednim poziomie. Szpilka podpalił się zbyt szybko i przegrał, mógł to rozegrać inaczej.
Czy twój management musi prężnie działać, żebyś dostawał duże walki, czy jesteś już tak rozpoznawalny, że oferty same spływają?
MW: Raczej to drugie, aczkolwiek Jurek ma sporo kontaktów i jest w swoich działaniach bardzo bezpośredni. Gdy trzeba napisać do Eddiego Hearna, to pisze do Eddiego Hearna, gdy trzeba to Don Kinga, to pisze do Don Kinga, gdyby trzeba było napisać do Jarosława Kaczyńskiego, to napisałby do Jarosława Kaczyńskiego. Ja nigdy tego nie mówię, ale jak jadę na walkę lub nawet na sparingi do USA czy Wielkiej Brytanii, to naprawdę podchodzą do mnie młodzi chłopacy i robią sobie ze mną zdjęcia. Nie ukrywam, że jest mi z tym bardzo miło, bo dużo ludzi mnie docenia i szanuje. W Polsce, wiadomo, Wach jest śmaki i owaki, ale za granicą mam swoich fanów, którzy doceniają mnie za to, co zrobiłem między linami w swojej karierze.
A jak to jest w ogóle sparować z takim Anthonym Joshuą? Albo Tysonem Furym?
MW: Normalnie – trenujemy, sparujemy, potem chłopacy zabierają mnie na jakiś obiad, chwilę pogadamy i odpoczynek. Jadę tam do ciężkiej pracy. Dereck Chisora zaprosił mnie już trzy razy do siebie na sparingi. On z reguły do nikogo nie jeździ, ale do Polski do mnie przyleciał na przygotowania i mi pomógł. To zawsze fajne przeżycie konfrontować się z najlepszymi na świecie i móc z nimi trenować.
Czy bycie sparingpartnerem jest również sposobem na zarabianie?
MW: Nie, absolutnie. Nie trenuje tego jako forma zarobku, bo nie latam często do zawodników. Teraz miałem lecieć do Wildera, ale były jakieś problemy z lotami i zasadami podróżowania do USA. Ja dzięki sparingom się wiele nauczyłem, zobaczyłem z bliska i przekonałem się na własnej skórze, jak wygląda duży boks z bardzo bliska. Pomagało mi to w moich pojedynkach.
Który z zawodników, z którymi sparowałeś, jest najlepszy?
MW: Ja bardzo lubię Joshuę, bo to modelowy przykład sportowca – ma super wizerunek, profesjonalny sztab, jest atletą, do tego super boksuje. Fury jest wariatem, ale nie wiem czy on teraz nie jest najlepszy. Niektórzy go nie doceniają przez to, jak się zachowuje, co robi poza ringiem, jak się kreuje w mediach itp. Ale on naprawdę świetnie boksuje i dużo potrafi.
Czy któryś z tych zawodników jest twoim kumplem? Można tak powiedzieć?
MW: Nie, raczej nie, to byłoby nadużycie. Na święta życzeń sobie na święta nie piszemy. Do Joshuy miałem numer telefonu, to po walkach napisałem mu sms-a z gratulacjami, odpisał, podziękował. Ale zgubiłem telefon i nie mam już do niego numeru.
Która z walk była najbardziej dochodowa w twojej karierze? Ta z Władimirem?
MW: Tak, zdecydowanie. Wiesz, walka o tytuł mistrza świata z Kliczko, duża sprawa.
Czy ty po czasie myślisz, że można było jakimś cudem tego Władimira pokonać? Czy nie było na to szans?
MW: Nie wiem, chyba nie. Wiesz, to była duża walka. Pełno ludzi, olbrzymie zainteresowanie całego świata, presja, to nie są łatwe rzeczy. On był doświadczony, bo robił to wiele razy, ja po raz pierwszy miałem tak dużą walkę. To na pewno działało na jego korzyść. Do tego był lepszy, kompletny. Był mistrzem. Nawet gdybym go pokonał to by mnie później zniszczyli.
Czemu? Zrobilibyście rewanż i zarobiłbyś trzy razy więcej.
MW: Nie wiem, czy by mnie do tego dopuścili w ogóle.
Nie rozumiem. Mieliście zapisany rewanż w kontraktach?
MW: A już nawet nie pamiętam jak to było.
Wiesz Mariusz, że wiele osób troszczy się o twoje zdrowie, nie? Wszystko w porządku z twoją pamięcią itp.?
MW: Ze zdrowiem, głową i pamięcią wszystko dobrze, naprawdę, nie odczuwam żadnych skutków boksu. Bolą mnie ręce, dłonie, mam czasami problemy z kończynami, bo trochę tych ciosów zadałem i przyjąłem. Ludzie mówią, że Szpilka stracił dużo zdrowia, bo często leżał lub przegrywał walki przed czasem, ale dzięki temu bił się krótko. A ja zazwyczaj musiałem tłuc się pełen dystans i czekać na werdykt sędziów.
Szpilce chociażby twój kumpel Chisora zabrał dużo zdrowia.
MW: To prawda, tamten nokaut strasznie wyglądał. Artur jest ambitny, on będzie chciał jeszcze wrócić i pokazać się z dobrej strony. Nic z tego już jednak nie będzie moim zdaniem. Na pewno ma propozycję z KSW, ale tam go zabiją.
Ty nie dostajesz propozycji walk w MMA?
MW: Kiedyś tam miałem jakieś propozycje, były jakieś rozmowy, ale ja chcę jeszcze swoje w boksie zrobić. Poza tym – ja tego nie umiem, ja się na tym nie znam. Ja umiem tylko boksować, a nie kulać się po macie.
Czyli co Mariusz, za 8 tygodni możemy spodziewać się twojej walki? W Polsce czy za granicą?
MW: Za 10 tygodni, bo tyle potrzebuję na przygotowania. Za granicą, to będzie duży pojedynek.