Mariusz Pudzianowski stał się problemem KSW już jakiś czas temu, ale przez pewien czas o tym mówiono. Teraz, po rozpoczęciu romansu z freak fightami, zaczyna się mu ubliżać. Podważać jego status i zasługi, zapominając o tym, co zrobił dla MMA w naszym kraju.
I to ostanie we wstępie irytuje mnie najbardziej.
Podważać jego status i zasługi, zapominając o tym, co zrobił dla MMA w naszym kraju.
I – uwaga, uwaga – irytuje mnie nie to, że ludzie umniejszają Pudzianowi, zabierają mu zasługi, wypominają mu to, że w sumie to żaden z niego fighter, który klepie ciosy itp. Najbardziej wkurzają mnie te osoby, które krytykują zwracających uwagę Pudzianowi. Wypominających i dokuczających. Krytykujących. Kibice rzucają na lewo i prawo: „to on stworzył polskie MMA i pomógl mu wyjść na salony”. Zgoda, pełna zgoda, ale… o tym mówiliśmy już 10000 razy. Przy każdej możliwej okazji – przy okazji każdego wydarzenia z udziałem Pudziana i gali, podczas którego ma on zawalczyć – wszędzie naokoło pojawia się wątek tego, co było bardzo dawno temu – życia Mariusza – Strongmana, który zmienił profesję i został zawodnikiem MMA. Czy to urodziny KSW, czy inny jubileusz, czy dyskusja o freak fightach, czy wspominanie wielkich wydarzeń PPV z przeszłości – wszędzie pojawia się Pudzian, jego walka z Najmanem, pojawiają się wspomnienia i każdy przypomina, że gdyby nie ta pamiętna walka na Torwarze, to nikt by nie dowiedział się tak szybko o Materli, Khalidovie, Bedorfie, Kułaku i kilku innych. To skoro na okrągło w ostatnich latach mielony jest ten temat przy każdej mini okazji, to dlaczego jest tak wielu adwokatów Pudziana, którzy mimo wszystko uważają, że wypowiadający się o Mariuszu krytycznie kibic go „nie szanuje”, „nie docenia” lub „szybko zapomniał, co zrobił dla MMA”?
Każdy pamięta i każdy wie – wszyscy zdają sobie sprawę z tego i nikt nikomu niczego nie zabiera. Pudzian przez całą przygodę traktował MMA – uwaga, tu niektórych rozczaruję – nie jak profesjonalną karierę sportową, lecz jak biznes. A w biznesie sentymenty, wspomnienia czy rozczulające rozważania nie występują. W biznesie bardzo często mówi się jak jest tu i teraz. A tu i teraz Pudzian jest po trzech porażkach i trzech bardzo słabych walkach, w których to dwukrotnie w momencie zagrożenia klepał w matę ciosy. A, trzecim razem nie zdążył tego zrobić, bo był już znokautowany.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że Pudzian z galę na galę zarabia coraz więcej (swoją drogą to niesamowite, że tak jest), jego rywale kosztują bardzo dużo, a sam Mariusz nie kręci już publiki tak, jak jeszcze kilka lat temu, to śmiało można powiedzieć, co się myśli na temat aktualnej sytuacji jego, jego otoczenia, zachowania, postawy i zaangażowania we wszystko, co niesie za sobą jego występ podczas gali. I mówieniem kibiców dzisiaj jak jest nikt nie ma zamiaru zabierania zasług z przeszłości, z tym że… lepiej nie komentować aktualnych wydarzeń i nie mówić nic? Nie skrytykować i wypomnieć ewentualnych błędów tylko dlatego, że ktoś zmienił dyscyplinę i wyniósł ją na salony?
Pudzian jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich sportowców w historii. To ten poziom świadomości u przeciętnego Polaka co Małysz czy Lewandowski. Dużo większy niż Stoch, Błaszczykowski czy Świątek. I KSW miało bardzo duży wpływ na to, że Pudzianowski cały czas był w mainstreamie. Gdyby nie Pudzian nie byłoby KSW – ryzykowne stwierdzenie, ale faktycznie – być może organizacja nie byłaby dziś tak duża jak jest. Ale gdyby nie KSW, to Pudzian też nie byłby dziś tak duży i znany, jak ma to miejsce w tym momencie. Mimo że Mariusz nie dźwiga już ciężarów 16 lat, to cały czas wyjątkowo prężnie działająca marketingowo maszyna KSW nazywa go „najsilniejszym człowiekiem świata” co jest nieprawdą, bo nawet w swoim ostatnim sezonie, w roku 2009, był wicemistrzem globu. Nie odbieram mu zasług, absolutnie, ale gdyby nie wciąż obecny komunikat w mediach za pomocą sporej tuby i haseł „najsilniejszy”, „największy”, „najmocniejszy”, to być może Pudzian dzisiaj byłby wielkim sportowcem z olbrzymimi sukcesami, ale bez takiej renomy, jaką ma obecnie. Byłby takim Maciejem Żurawskim, który w 2008 był kapitanem reprezentacji Polski, a dzisiejszy 20-latek nie poznałby go w windzie. Albo takim Marcinem Lijewskim, który w 2009 roku był brązowym medalistą mistrzostw świata, a dziś jest zwykłym trenerem, byłym reprezentantem Polski, który nie narzeka na zbyt dużą popularność.
Pudzian dzięki MMA zarobił gigantyczne pieniądze. Płacono mu dużo, bo na to zasługiwał, był rozpoznawalny i panie fryzjerki nie rozmawiały ze swoimi klientami o pojedynkach Jewtuszko, Sowińskiego czy Mańkowskiego, a właśnie Pudziana, który docierał do szerokiego grona odbiorców i niósł na plecach ciężar popularności orgazniacji i dyscypliny. Sponsorzy lgnęli do niego dlatego, bo ludzi interesowały jego pojedynki i jego wszechobecność w mediach podczas różnych wydarzeń. Wielkość Pudziana przez lata była nie tyle podtrzymywana, ale ona rosła z czasem i na to wszystko nie miały wpływu tylko ciężary oraz to, że szybko przeciągał samochód z przyczepą. Gdyby tak faktycznie było, to jego media społecznościowe miałyby małe zasięgi i mało kto by go obserwował, bo niby po co obserwować kogoś, kto już dawno jest po swojej życiowej formie? Jest jednak inaczej, co daje dodatkowe możliwości monetyzacji popularności i to oczywiście również zasługa Pudzianowskiego, który trenował i walczył, ale bez odpowiedniego partnera na pewno nie byłoby to możliwe. Pudzian współpracował z KSW, a jak sama definicja „współpracy” mówi:
„Współpraca – zdolność tworzenia wzęzi i współdziałania z innymi, umiejętność pracy w grupie na rzecz osiągania wspólnych celów, umiejętność zespołowego wykonywania zadań i wspólnego rozwiązywania problemów.”
Wszyscy mieli korzyść i działali razem, by odnieść ten sam interes – pieniądze. Nie międzynarodową karierę i tytułu mistrzowskie. Zawsze chodziło o kasę, którą obie strony zarobiły. Jeden ciągnął drugich, ale drudzy robili wszystko, by indywidualnie pomóc cały czas pamiętać o człowieku, który karierę zakończył jakiś czas temu i od tamtego czasu mógł sobie pryskać rośliny, łowić ryby, robić porządek na podwórku i ślad by po nim zaginął. Miał jednak determinację i chęć, by cały czas być aktywnym oraz ciężko pracować, ale nie robił tego za darmo, więc – z mojej perspektywy – to bardzo sprawiedliwy układ. Konfiguracja, która przez bardzo długi czas funkcjonowała i w której wszyscy doskonale się odnajdywali.
Jeżeli to dzisiaj miałoby się zakończyć to trochę nieładnie jest pewnym osobom nagle mówić, że coś nie gra, bo nie grało od bardzo dawna i wiadomo było, że na Pudziana umiejętności trzeba było mieć przymknięte bardzo mocno jedno oko, bo to nigdy nie był nawet dobry fighter. Błędem w moim rozumowaniu nie jest to, że dzisiaj jest krytykowany, tylko to, że kiedyś krytyki nie było, bo to wtedy byłoby bardziej spójne i logiczne. Krytykowanie w tym momencie jednak jest w stu procentach uzasadnione i Pudzian na to zasługuje, bo jego postawa jest skrajnie kiepska pod każdym względem. Nie ma to jednak zupełnie żadnego związku z tym, że ktoś kiedyś zdecydował się wykonać pewien ruch, który pomógł MMA, bo dzięki temu pomógł również sobie.
Pudziana nie można dyskredytować, bo to pionier, ogólnie Pudzianowi nie wolno nic zarzucić, bo bez niego cały czas walki by się odbywały pod mostami lub w lasach. Gdyby nie MMA to Pudzian dzisiaj żyłby na innym poziomie i nikt nie interesowałby się tym, czy wstał o 5:00 rano potruchtać wokół swojego domu. Za to wszystko, nie tylko MMA i KSW powinni podziękować, ale też Mariusz powinien docenić to wszystko, co dzięki MMA ma. I ile na MMA zarobił, bo to przecież jest dla niego od zawsze najważniejsze.
Gdyby nie Mariusz, to pewnie i ja nie pracowałbym przy MMA i nie miał od kilku lat pracy w tym zawodzie. I za to szacunek Mariusz, mega pomogłeś. Twoja postawa jednak w ostatnim czasie, twoje podejście do sportu i dyspozycja w pojedynkach, jest na dramatycznym poziomie – bije od ciebie negatywna aura i ja to oceniam bardzo negatywnie. I te dwie opinie, skrajnie rożne, się nie wykluczają, mimo że wiele osób nie potrafi zaparkować ze swoimi przemyśleniami w żadnym z odcieni szarości.