Pierwszy raz w życiu byłem na finale Pucharu Polski i jestem w gigantycznym szoku. Wstydliwie przyznam, że nie zdawałem sobie sprawy ze skali tego wydarzenia. Co najsmutniejsze w tym wszystkim – nie tylko ja tej skali nie znałem. I właśnie o tym będzie ten artykuł. 

Trochę mniej mnie ta nasza polska kopanina w ostatnim czasie interesuje. Kiedyś chodziłem regularnie na mecze Lechii i Arki, potrafiłem pojechać Blablacarem do Poznania na mecz Lecha czy pociągiem do Warszawy na spotkania Legii w europejskich pucharach. Układałem sobie wolne popołudnia pod mecze, które były najważniejszymi punktami każdego weekendu. Z czasem jednak mi przeszło, bo to wszystko wydawało mi się naprawdę bez większego sensu. Co z tego, że ja się w coś zaangażuje, oglądam mecze, jeżdżę na nie i tak dalej, a na końcu potem ta polsko-polska rywalizacja do niczego nie prowadzi. Piłkarze przez cały rok biją się o to, która ekipa zdobędzie mistrzowski tytuł, a na końcu przyjeżdża jakaś ekipa ze Słowacji, Norwegii czy Danii i tłucze nas tak, że jeszcze w wakacje pozostaje nam tylko krajowa rywalizacja. Odchodzi trener, przychodzi nowy, przyprowadza swoich piłkarzy, starych trzeba wypożyczyć lub sprzedać. Tak – trochę dotknął mnie kryzys. Paplanie się w tym ligowym błotku przestało mnie jarać, a brak perspektywy do czegoś więcej moją uwagę odciągało od codziennej rywalizacji.

Przez lata zastanawiałem się, dlaczego polskie drużyny traktują w sposób drugoplanowy Puchar Polski. Niby przystępują do rywalizacji i walczą w pierwszych fazach turnieju, ale regularnie wielcy faworyci odpadają w sensacyjny sposób jeszcze zimą i skupiają się na grze w lidze. To w ogóle idiotyczne podejście – „skupianie się na lidze”. Na lidze można skupiać się w piątek, sobotę, niedzielę i poniedziałek, a na Pucharze należy skupić się w tygodniu, w którym zaplanowany jest mecz. Wisła Kraków w 2024 roku rozegrała w Pucharze trzy mecze. Trzy mecze! Dodam tylko, że we wrześniu z turnieju odpadł będący w świetnej formie jesienią Śląsk, w grudniu Górnik Zabrze i Legia Warszawa. Drużyny z absolutnej czołówki przegrały, bo:

  1. były sportowo słabsze
  2. miały w nosie Puchar Polski i nie przykładały do niego pełnej uwagi

I tak wydaje mi się od lat, że niestety opcja nr 2 bardzo często bierze górę. Drużyny mają trochę dystans do rywalizacji pucharowej i wolą skupić się na meczu ligowym i ważnych trzech punktach, bo to liga i tak dalej. Widziałem wczoraj pełen stadion i atmosferę, której nie powstydziłby się żaden piłkarski mecz na świecie. Obserwowałem Warszawę, która od rana żyła wielkim sportem. Dostrzegałem całe rodziny ubrane w klubowe barwy, śpiewy, emocje, łzy szczęście i te rozpaczy. Siedziałem tuż obok Cezarego Kuleszy i najważniejszych ludzi w polskiej piłce. Widziałem flagi narodowe i atmosferę gigantycznego wydarzenia, w którym bierze udział Pogoń Szczecin – dobry, no ale mimo wszystko średni klub w polskiej Ekstraklasie (nigdy nic nie wygrali) i Wisłę Kraków, która na co dzień rywalizuje w 1. lidze. Te ekipy i ludzie, którzy te kluby reprezentują, już na zawsze będą mieli w głowie to, co wydarzyło się 2 maja 2024 roku. Grali w finale, na stadionie, który jest naszą dumą narodową. Występowali przy 50 tysiącach fanów o trofeum, którego każdy klub w Polsce będzie im zazdrościł. Przez cały sezon pracowali na to, aby majówkę spędzić nie przy grillu, a na poważnym wydarzeniu piłkarskim, które – no właśnie – powinno być celem numer jeden każdego naszego ligowca?

Zejdźmy na ziemię i uporządkujmy sobie pewne sprawy – o co rywalizuje ligowy piłkarz w Polsce? Skupmy się na osiągnięciach zespołowych – te indywidualne, jak odejście do lepszego klubu z mocniejszej ligi i zarabianie większej kasy to oczywista oczywistość. Można walczyć o mistrzostwo – jasne, ale realnie w grupie ekip, które liczą się w walce o tytuł, jest zaledwie kilka drużyn. Tych opcji jest więcej niż kilka lat temu, czołówka się rozciągnęła, ale załóżmy, że jest to 5 drużyn (4 różnych mistrzów w ostatnich 10 latach i 7 mistrzów w XXI wieku). Może europejskie puchary? Kurde, serio dla kogoś spełnieniem marzeń jest gra w eliminacjach lipcowo-sierpniowych? Wątpie. Szansa na awans do fazy pucharowej jest znikoma, no ale dobra – to może być cel i marzenie, choć to na początku sezonu bardzo odległa perspektywa. To czemu w takim razie tak rzadko celem jest gra w finale Pucharu Polski? Czemu w ogóle nie pojawia się wątek zdobyci tego tytułu? Podniosłość samego finału wzrasta, gdy wiemy, kto o niego będzie rywalizował i jest coraz większa na kilka dni przed meczem, ale przecież nikt nie marzy w październiku czy nawet lutym o tym, żeby grać w finale. Ligowe kopanie i zwycięstwo w Krakowie, Gliwicach czy Szczecinie jest super istotne. Mecz na Narodowym i wielki finał? Nie, to cel podrzędny, bo przecież świętością są ligowe zmagania. Absurd!

Prawie wszystkie polskie drużyny są słabe albo bardzo słabe. Na palcach jednej ręki i to niecałej mogę policzyć sezony, gdy mistrzostwo Polski dawało przepustkę gry w Lidze Mistrzów za mojego życia, a zaraz zdmuchnę 33 świeczki na torcie. Kopiemy się między sobą – ty ze mną, ja z tobą, ktoś z nas wygrać musi, ale w zasadzie nie ma to większego znaczenia, bo i tak na końcu zweryfikuje nas zespół z niepiłkarskiego kraju, którego nazwę słyszymy po raz pierwszy podczas losowania. I zamiast obrać inny azymut – rywalizacja pucharowa i zwycięstwo w turnieju oraz tytuł najlepszej ekipy, mimo wszystko lepiej cały czas traktować to po macoszemu? Bo co, bo to rozgrywki niższej rangi? Totalna bzdura.

Wisła Kraków wygrała i całe szczęście, bo ekipa spod Wawela marzyła o czymkolwiek w tym sezonie i sięgnęła absolutnego szczytu, który za moment może dać im jeszcze Superpuchar Polski. Dla nich wczorajsze zwycięstwo to przejście tej gry. Wielkie brawa i szczere gratulacje, bo to znakomita historia!

Dla porządku – Lech Poznań gra dzisiaj wyjazd z Ruchem Chorzów, Śląsk Wrocław mierzy się z ŁKS-em Łódź, a Legia Warszawa spróbuje pokonać Radomiaka Radom. Nie wiedzieliście o tym? Słusznie, bo nikogo to nie interesuje. No poza piłkarzami, którzy celowo odpuścili Puchar Polski, by móc skupić się na tych poważnych sportowych wyzwaniach.

 

KOMENTARZE