Byli rywale Jana Błachowicza nie mają wątpliwości – Polak wygra ten pojedynek. Polskie podwórko mieszanych sztuk walki również murem stoi za naszym rodakiem, który w niedzielny poranek stanie do najważniejszej walki w historii MMA nad Wisłą. Pokonanie Israela Adesanyi jest czymś, co może pomóc zapisać się w historii. Żaden z 20 jego rywali nie był w stanie zrobić tego, co ma uczynić Cieszyński Książe.

Mało jest zawodników MMA na świecie, którzy nie mają na swoim koncie żadnej porażki. Często hodowane na siłę bokserskie rekordy stwarzają pozorne wrażenie, że dany pięściarz jest mistrzem nad mistrzami, przy czym po pierwszym poważnym wyzwaniu pada na matę jak kawka i nie prezentuje sobą niczego wyjątkowego. W formule mieszanej zero w dorobku wiele znaczy, bo to oznaka tego, że naprawdę jest się kimś wyjątkowym. Adesanya wyjątkowy jest, a chce być legendarny. Chce być człowiekiem, którego nazwisko będzie wymieniane jako pierwsze, gdy ktoś na świecie będzie mówił o mistrzach walczących w octagonie.

Błachowicz natomiast jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Pamiętam jak rozmawialiśmy przez kilka godzin cztery lata temu po porażce z Alexandrem Gustafssonem, a przed porażką z Patrickiem Cumminsem, co dziś brzmi jak kiepski żart. On nawet wtedy, gdy wielu stawiało na nim krzyżyk, mówił z pełnym przekonaniem, że chce być najlepszy na świecie. Codziennym treningiem i dobrze przepracowanym elementem w swoim planie na resztę życia przybliża się do tego, co nieuniknione. Do mistrzostwa świata.

Błachowiczowi wszyscy kibicują, bo to normalny gość. Skromny, grzeczny, ułożony i niepopsuty wielkimi sukcesami człowiek, z którym łatwo można się identyfikować i za którego zdecydowanie przyjemniej trzymać kciuki.

Wielkość Conora McGregora czy Daniela Cormiera polegają na tym, że dzierżyli pasy dwóch różnych kategorii wagowych UFC. W Polsce sztuka ta udała się tylko Mateuszowi Gamrotowi w KSW i Andrzejowi Grzebykowi w FEN, co tylko pokazuje, o jakiej skali trudności mówimy. Wyluzowany i pewny siebie Adesanya jest przekonany, że pokona Błachowicza i zabierze mu to, co należy do niego od początku września. Polak prognozuje natomiast, że czeka go egzekucja w klatce, której ten utalentowany i zjawiskowo poruszający się w klatce chłopak jeszcze nie widział. Zderzy się z lokomotywą, która rozjeżdża wszystkie przeszkody napotkane na swojej drodze.

Czego powinien Błachowicz unikać? Na pewno nie powinien biegać za Adesanyą, który w klatce porusza się dostojnie jak Jewgienij Pluszczenko na tafli lodu. Powinien uważać na niskie i wysokie kopnięcia oraz pojedyncze, bardzo szybkie ciosy Nigeryjczyka, który potrafi złapać rywala i posadzić go na deski. Do czego powinien Błachowicz dążyć? Do klinczu, obaleń, parteru i mocnej wojny na wyniszczenie cios za cios. Bo jeżeli Adesanya uwierzy w swój spryt i zacznie wymieniać uderzenia z Polakiem, to będzie to dla niego bolesna noc. Nikt, kto w ostatnim czasie ze zbytnią pewnością siebie stawał naprzeciwko Błachowicza, nie wychodził z octagonu o własnych siłach.

Nie dziwię się, że to Adesanya jest faworytem, bo ma naprawdę wiele argumentów po swojej stronie i być może będziemy oglądać pojedynek, w którym nie doczekamy się czegoś, w czym upatrujemy dziś wielkie nadzieje – w legendarnej polskiej sile. Jeżeli Cieszyński Książe trafi – wiadomo – będziemy zdzierać gardła i przez kolejne pół roku chwalić się wszystkim, że mamy w naszym kraju człowieka, z którego jesteśmy szalenie dumni.

KOMENTARZE