Profesjonalizm to w naszym sporcie termin tak abstrakcyjny, że doprawdy w szoku jestem, że jako nacja od czasu do czasu jednak odnosimy sukcesy. Dochodzenie do mistrzowskich wyników to przeważnie kwestia naprawdę wielkiego szczęścia, albo unikalnego talentu. Oczywiście najłatwiej posłużyć się tu przykładem piłkarzy, ale w innych dyscyplinach jest często podobnie. Takie jednostki jak Robert Lewandowski czy Grzegorz Krychowiak, czyli zawodnicy podporządkowujący wszystko rozwojowi swojej kariery, niestety jedynie potwierdzają regułę.

Ostatnio przeczytałem wywiad z 21letnim piłkarzem Ruchu Chorzów, Patrykiem Lipskim. Pomocnik powiedział, że nie pije alkoholu. W ogóle. Stwierdził, że jeśli to może pomóc mu chociaż w 1% zostać lepszym piłkarzem, to o tyle właśnie większe są jego szanse żeby odnieść sukces. Podobno w klubie patrzą na niego jak na dziwaka, chociaż już się przyzwyczaili. Jeśli skonfrontuje się wypowiedz tego chłopaka z tym, co możemy wyczytać w biografiach Grzegorza Króla, Igora Sypniewskiego, Janusza Wójcika czy Andrzeja Iwana, z który płynie dosyć oczywisty wniosek – w polskiej piłce wódę walą prawie wszyscy – to nie dziwmy się, że nasza piłka nie odnosi sukcesów (nie – awans na Euro nie był sukcesem, tylko obowiązkiem!).

Patryk Lipski

Ostatnio robiłem materiał o działającym w Gdańsku klubie piłkarskim KS Olivia. Prezes powiedział, że oprócz zatrudnienia trenerów mają zamiar zapewnić rodzicom dzieciaków konsultacje z dietetykiem, a w przyszłości możliwość współpracy w psychologiem. Tak genialne, proste i oczywiste, że aż strach. Niestety obawiam się, że w Trójmieście KS Olivia z takim podejściem do szkolenia jest ewenementem. Moim zdaniem zajęcia w dietetykiem powinny mieć dzieciaki w szkole. Wszystkie, bez wyjątku. Na pewno bardziej by im się to przydało niż dziesiątki godzin religii w semestrze… Wiedza o tym że jesteśmy tym, co jemy powinna być elementarna. Że organizm młodego człowieka, a co dopiero sportowca, potrzebuje odpowiednich makro i mikroskładników. Że pełnowartościowy posiłek to węglowodany złożone, białko i zdrowe tłuszcze. Nie syf. Nie fastfoody. Tymczasem nie raz po zawodach widziałem, jak cała drużyna (w różnych dyscyplinach sportu) wpierdala pizzę zapijając to colą. Albo zawodnika, który z trybun podglądając rywali opierdalał paczkę chipsów. W czasach, kiedy o sukcesie bądź porażce często decydują milimetry, gramy czy ułamki sekund, czemu nie szukamy ich tam gdzie znaleźć je najłatwiej?

Wracając do Lipskiego, dodał jeszcze, że różnica między atletyzmem polskich i zagranicznych piłkarzy to przepaść. „Chodzi o to jak wyglądają bez koszulki”. Proste. Rzeczywiście, jak spojrzymy na Lewego i porównamy go z przeciętnym piłkarzem Ekstraklasy, no to nie ma co zbierać. Ale Robert swojej rzeźby nie zbudował raczej na bazie wódy i pizzy…

KOMENTARZE