Jednym z największych problemów matchmakera jest to, że wypadają mu kontuzjowani zawodnicy. Zaraz za tym są braki kadrowe i to mimo tego, że na kontrakcie jest wielu fighterów. Ci jednak trenują tylko wtedy, gdy szykują się do walki. Rzadko można zaskoczyć ich potencjalnym pojedynkiem, którego nie poprzedzi pełny okres przygotowawczy.

Daniel Rutkowski powiedział ostatnio w jednym wywiadzie, że on sportowcem jest, a nie bywa. Słyszałem to zdanie pewnie ze sto razy w życiu, ale dopiero ostatnio zacząłem się nad sensem tej wypowiedzi zastanawiać. Prawdziwi sportowcy na serio swoją pracę wykonują – w moim przekonaniu – cały czas. Oczywiście, są okresy, gdy zasuwają ciężej, czasami nie robią wszystkiego na sto procent, ale zawsze są w pewnym reżimie treningowym. Zdaje sobie sprawę z tego, że być może teraz to wszystko trochę spłycę, ale sportowiec zawsze powinien dążyć do tego, żeby być numerem jeden. Jeżeli jest inaczej… trochę to wszystko jest bez sensu. To znaczy można tak i większość w ten sposób do tego podchodzi, ale mówimy wtedy o zabawie w sport. Poważni ludzie, którzy wysoko stawiają sobie poprzeczkę, nie mają czasu na przestoje.

Tymczasem regularnie słyszę od sportowców, że oni nie trenują. Nie robią nic, dużo ważą, odpoczywają, czekają na inny moment, aby ponownie wyjść do klatki. Gdybyśmy wzięli przykład czołowych polskich zawodników MMA: Jana Błachowicza, Marcina Tyburę czy Joannę Jędrzejczyk w czasach świetności – okej, oni mogą sobie już pozwolić na to, że to trochę pod nich, choć nie zawsze, szykowane są walki. Mistrzowie, legendy, jak Mamed Khalidov czy Mariusz Pudzianowski – jasne, to wokół niech kręci się sportowe życie KSW i oni mogą chodzić swoimi ścieżkami. Cała reszta musi robić wszystko, aby na taki status sobie zapracować. W innych przypadku zawsze będą tylko stroną B, która potencjalną karierę zamieni na przygodę sportową.

Nie każdy ma talent, możliwości, zdrowie i predyspozycje. Nie każdy będzie numerem jeden. Ale jest wielu zawodników, którzy głośno mówią o UFC. Mówią o marzeniach, by podbijać świat. Chcą pasów mistrzowskich, dużych walk, chcą walk wieczoru i prestiżu. Chcą sławy. I ci sami zawodnicy, na dorobku, zamiast szukać okazji do tego, by walczyć jak najczęściej – rozwijać się, trenować, zarabiać i realizować marzenia – ci właśnie zawodnicy bardzo często marudzą. Lenią się w domu, nie prowadzą się sportowo, trenują z doskosku i czekają. Czekają, aż ktoś da im 12 tygodni na przygotowania do walki, którą uda im się wygrać i zanotować zielone okienko w Tapology.

https://twitter.com/mma_orbit/status/1625624873379803136?s=20&t=-9LJidsY8hkCa4kzPths_A

Mateusz Gamrot znowu mi zaimponował. Trenował, szykował się, wyszedł naprzeciw okazji do tego, by zawalczyć. Pracował w ukryciu, pozornie bez celu – wszystko po to, aby zwiększyć szansę na to, że dostanie okazję. Efekt? Na hitowej gali UFC stoczy swój siódmy pojedynek w UFC. W ciągu dwóch lat od debiutu miał 6 wystepów na swoim koncie w tym kilka absolutnie zjawiskowych. Gdy kończyła się walka i był czas na to, aby uprawiać błogie lenistwo, Gamer wracał na salę szybciej niż wszyscy i pracował. Robił wszystko, aby pomóc szczęściu. Znaleźć pretekst do tego, by ponownie zarobić i się sprawdzić. W zasadzie to w przypadku Gamrota śmiało można powiedzieć, że najpierw się sprawdzić, a dopiero w drugiej kolejności zarobić.

„Ja wracam już z miejsca, do którego inni zawodnicy bardzo często dopiero idą. Przeżyłem już ten okres, gdy nie trenowałem miesiąc pod walce, jadłem słodycze i byłem gruby, spasiony, źle się czułem i imprezowałem. Podpisałem kontrakt z UFC mając świadomość, że oni lubią zawodników aktywnych, którzy chcą walczyć, którzy mają ciekawy styl, ale są też wyraziści w mediach społecznościowych i nie dają sobie w kaszę dmuchać. Ja mam sprecyzowane cele. Głupotą byłoby wygranie walki w UFC i odpoczywanie przez pół roku. Chce im pokazywać, że jestem gościem, który uczciwie plasuje się na 12. miejscu w rankingu. McGregor jest dziewiąty, więc jesteśmy blisko siebie.” [WYWIAD z Mateuszem Gamrotem]

Najlepsi sportowcy, ci z najlepszym mentalem, podejściem stworzonym do wielkich rzeczy – oni nie odpoczywają, oni cały czas są pod prądem. Krzykacze, którzy z jednej strony chcą się bić jak najczęściej, a z drugiej co chwilę grymaszą, że coś im nie pasuje i nie są gotowi, by za miesiąc wyjść do klatki, zawsze będą szukać usprawiedliwień, a nie rozwiązań. I tych najlepszych, z topu i z właściwą postawą, do końca życia będą mogli jedynie oglądać w akcji, bo na pewno nigdy nie zapracują sobie na to, żeby móc z nimi stoczyć pojedynek.

Gamrot znowu wyznacza standardy – leci do USA, liczy na walkę, która… nie jest dogadana

Drogi wojowniku, jak chcesz być jednym z wielu – luzik, twoja sprawa, do elity dochodzą naprawdę nieliczni. Pamiętaj jednak, że ważniejsza od talentu jest głowa i właściwe podejście. Bez niej – no cóż – pozostaje tylko zabawa.

KOMENTARZE