Mateusz Rębecki odszedł do UFC, a ja cieszę się z tego powodu jak małe dziecko. Nie ma w tej sytuacji strony pokrzywdzonej. Zawodnik, jego była i aktualna organizacje oraz kibice – wszyscy radują się, że Chińczyk nie będzie już walczył na polskiej ziemi.

Wiem, że pisząc to ostatnie zdanie zostawiam delikatnie otwarte drzwi na to, aby ktoś złapał mnie za słówko podając pod wątpliwość to, że FEN również cieszy się, że ich mistrz od nich odchodzi. Gdyby to zależało ode mnie i moich upodobań, to chciałbym, aby taki zawodnik jak Rębecki zdobił każdą kolejną galę FEN i bił się sześć razy w roku. Prawda jest jednak taka, że od dłuższego czasu jego walki… były sporym wyzwaniem. Znalezienie rywala, który będzie w stanie mu się przeciwstawić to coś, co nie stawiało w najlepszym świetle organizacji.

Są zawodnicy lepsi i gorsi. Są tacy, którzy są znakomici i efektowni, ale też i tacy, którzy poziomem sportowym od nich nie odstają, a mimo wszystko po ich pojedynkach nie widać aż tyle błysku. Michał Andryszak i Szymon Bajor to zawodnicy prezentujący podobny poziom sportowy. Pierwszy z nich to killer, totalna bestia. Gość, który spośród 23 zwycięstw ani razu nie wygrał dzięki decyzji sędziów. 21 razy kończył walki w pierwszych rundach. Ośmiokrotnie na zwycięstwo pracował mniej niż 60 sekund.

Bajor natomiast jest bardziej stonowany. Z 24 zwycięstw 20 miało miejsce przed czasem (10 KO, 10 poddań – Andryszak 15/7), 11 razy kończył rywali w pierwszych rundach, nigdy nie zwyciężył z nikim w mniej niż minutę.

Obaj mają podobne rekordy, są na zbliżonym do siebie poziomie. Andryszak wchodzi do klatki i swoją agresją oraz nadludzką siłą pokonuje każdego, kto stoi na jego drodze. Bajor natomiast trochę więcej analizuje, wyłapuje słabe punkty i dopiero po chwili zyskuje przewagę. Wygrywa przed czasem często, owszem, ale nie jest to tak widowiskowe jak w przypadku Andryszaka.

Zmierzam do tego, że są tacy zawodnicy, którym bardzo trudno jest znaleźć godnego przeciwnika i nawet jeżeli taki staje po drugiej stronie klatki, to wiadomo, że z dużym prawdopodobieństwem wygra z nim szybko, gładko i efektownie. Kibice będą mieli z tego tytułu dużo frajdy, a organizacja… a organizacja będzie musiała się tłumaczyć, dlaczego zakontraktowany rywal nie był na odpowiednim poziomie. Bo skoro ktoś przegrywa szybko i bez żadnego oporu to jest słaby. Nie ma tu żadnego „ale”.

Wiem doskonale, jak trudno jest znaleźć przeciwnika dla Andryszaka i wiem też, że nie było łatwo poszukać kogoś, kto będzie w stanie na równi rywalizować z Rębeckim. Przed pandemią jego przeciwnicy w FEN wyglądali następująco: Jacek Kreft, Adam Golonkiewicz, Dmitriy Golbaev, Marian Ziółkowski, Łukasz Kopera, Daguir Imavov. Magomed Magomedov.

Czy Chińczyk był od nich zdecydowanie lepszy? Tak, wygrywał pewnie z każdym. Kibice jednak interesowali się jego rywalizacją z Ziółkowskim, za normalne widzieli starcie z Koperą czy pokonującym Kamila Łębkowskiego i Bartosza Koperę Imavovem. Magomedov był wyzwaniem (12-2 rekord, seria 5 zwycięstw z rzędu), ale był to pojedynek, który mógł jeszcze bardziej wyeksponować umiejętności i skuteczność Polaka. Potem przyszła pandemia i było… trudniej. Kibice chcieli więcej – chcieli kolejnego mocnego rywala Chińczyka, który porozstawiał po kątach krajowe podwórko i zaczynał coraz głośniej mówić o tym, że chce do UFC. Robiący bardzo szybki progres szczecinianin tak bardzo zafiksował się na to, aby pójść za ocean, że kibice chcieli zobaczyć w końcu go w klatce z kimś, kto będzie potrafił stawić mu skuteczny opór. Tymczasem:

– Fabiano Silva

– Jose Barrios

– Felipe Maia

– Arkadiy Osipyan

Dwóch pierwszych to kompletna klapa i oni nie powinni nigdy walczyć z takim zawodnikiem jak Rębecki. Maia to nie jest natomiast zły zawodnik, ale o walce z Chińczykiem dowiedział się w czwartek, gdyż pierwotny rywal wypadł z rozpiski przez problemy zdrowotne. Z mojej perspektywy wyglądało to tak: w pandemię trudno było sięgać po rywali spoza Europy, więc został Stary Kontynent. Tutaj wielu zawodników jest pokontraktowanych, a ci wolni podczas pandemii… nie zawsze chcieli walczyć. Celowo odpoczywali od uprawiania sportu, nie mieli gdzie i jak się w pełni przygotować do walk. Ryzyko, że przygotowania pójdą na marne, a gala koniec końców się nie odbędzie, to również coś, co powodowało, że wielu zawodników na Sherdogu ma kilkunastomiesięczną wyrwę. Brak wsparcia sponsorów to również coś co powodowało, że wielu fighterów w czasie pierwszej fazy pandemii nie chciało wychodzić do klatki.

Chińczyk, na którego walki ludzie czekali, zawsze mówiąc o UFC dorzucał na swoje barki presję, przez co oczekiwania fanów wzrastały. A FEN… chcąc wychodzić z tego z twarzą musiał kontraktować mocnych zawodników. Wojowników, którzy będą mieli argumenty, aby napsuć krwi zawodnikowi, który za każdym razem wychodząc do klatki będzie chciał zrobić ten decydujący krok, aby w końcu go UFC zauważyło.

Porównajmy procent skończeń walk przed czasem Rębeckiego oraz 10 najlepszych zawodników w rankingu MMA ROCKS w Polsce z kategorii lekkiej (skupimy się na 10 ostatnich wygranych walkach):

– Rębecki: 9 zwycięstw przed czasem, 4 w pierwszych rundach

– Mateusz Gamrot: 7 zwycięstw przed czasem, 1 w pierwszych rundach

– Marcin Held: 5 zwycięstw przed czasem, 3 w pierwszych rundach

– Marian Ziółkowski: 6 zwycięstw przed czasem, 3 w pierwszych rundach

– Borys Mańkowski: 5 zwycięstw przed czasem, 3 w pierwszych rundach

– Piotr Niedzielski: 6 zwycięstw przed czasem, 4 w pierwszych rundach

– Roman Szymański: 4 zwycięstwa przed czasem, 1 w pierwszej rundzie

– Marcin Jabłoński: 4 zwycięstwa przed czasem, 2 w pierwszych rundach

– Sebastian Rajewski: 3 zwycięstwa przed czasem, 2 w pierwszych rundach

– Michał Figlak: 4 zwycięstwa przed czasem (na 8 zawodowych zwycięstw), 1 w pierwszej rundzie

– Maciej Kazieczko: 5 zwycięstw przed czasem (na 8 zawodowych zwycięstw), 3 w pierwszych rundach

Różny poziom przeciwników – jasna sprawa. Rębecki na tle takich tuzów jednak, jak Gamrot, Held, Mańkowski czy Ziółkowski wygląda zdecydowanie najlepiej.

Gdyby FEN zakontraktował takiego zawodnika dla Rębeckiego, jak Rodrigo Lidio (12-2), którego Chińczyk rozjechałby w pierwszej rundzie, to pewnie dostałby od fanów za to, że 33-letni król fawelli, który przyleciał do Polski tylko po kasę. I nie chodzi w tym przypadku o to, że Rębecki wygrał. Chodzi o styl, w jakim tego dokonał. Zrobił to w sposób tak przekonujący, że każdy fan byłby zawiedziony, że po raz kolejny ich bohater nie miał problemów. Przejechał się po swoim przeciwniku, a ten nie był w stanie postawić mu żadnego oporu.

Kilka przykładów, aby wszyscy zrozumieli, o co mi chodzi:

– Adam Kownacki jest słabszym pięściarzem niż Tomasz Adamek, ale miał predyspozycje do tego, żeby wygrywać walki bardziej efektownie na początku pojedynku.

– Łukasz Różański jest słabszym pięściarzem niż Mariusz Wach, ale miał predyspozycje do tego, żeby wygrywać walki bardziej efektownie na początku pojedynku.

O przykładzie Andryszaka i Bajora już wspominałem. I jeden, i drugi, są bardzo dobrzy i skuteczni. Jeden wygrywa jednak szybko i rozjeżdża swoich rywali ekspresowo, drugi nie i to powoduje, że na pierwszy rzut oka dzieli ich spora różnica w prezentowanym poziomie sportowym, co jest nieprawdą.

Czy FEN mógł kontraktować od czasu początku pandemii lepszych rywali Chińczykowi? Tak, zdecydowanie. Czy i tak Rębecki by z nimi wygrywał bardzo szybko i zdecydowanie, bo jest bardzo dobry i walczy tak, że nie pozostawia wątpliwości, kto jest w starciu lepszy? Nieuniknione, żeby tak by się stało, przez co federacja w dalszym ciągu byłaby winna temu, że nie potrafi znaleźć zawodnika, który będzie w stanie zagrozić panującemu mistrzowi.

„Jest, ku*wa, nieprawdopodobny” – Dana White w ekstazie! Uznał Mateusza Rębeckiego za najlepszego zawodnika całego sezonu, wyśmiał Daniela Cormiera

FEN już bardzo dawno stał się za ciasny dla Chińczyka, więc bardzo się cieszę, że ten w końcu poszedł tam, gdzie jego miejsce. Organizacja mając nowego mistrza będzie miała twardy orzech do zgryzienia, choć wydaje się, że tak skutecznego wojownika z podobnym impetem, zacięciem i agresją ciężko będzie znaleźć. Rębecki był wybitny i dopiero od niedawna zbiera pochwały od największych postaci MMA na świecie. Wcześniej wygrywał z kelnerami, więc jego sportowy kunszt nie każdy doceniał.

KOMENTARZE