Wszystko niedobrze, wszystko źle, każdy zrobiłby to inaczej. Pytanie, czemu nie robi i czemu mądry czuje się tylko przed komputerem. Czemu zmieniając awatar dla niepoznaki dostaje dodatkowe kredyty na życie i dopiero wtedy zbiera mu się na chwilę odwagi.

Za mną gala FEN 26, dziewiąta edycja, przy której miałem okazję pracować. Moim zdaniem udana, choć każdy ma prawo narzekać i wytykać błędy, które rzecz jasna były. Gdybyście usiedli z ekipą FEN przy stole w niedzielę rano na śniadaniu, to każdy po przywitaniu się opowiadałby, co poszło nie tak, co można było zrobić lepiej. Zaufajcie mi, że nikt z załogi nie zasnął chwilę przed wschodem słońca w przeświadczeniu, że lepiej nie dało rady. Każdy wie, że mimo klepania po plecach na after party było sporo mankamentów, z którymi można było sobie sprawniej poradzić.

Piszę o tym, aby wszystkich uświadomić, że nikt w FEN nie myśli, że jest super. Nikt nie podnieca się liczbą lajków pod postem i gratulacjami, które spływały z wielu stron. Walka wieczoru i brazylijskie pudełko po landrynkach złożyło się na tyle szybko, że wrażenia z bardzo dobrych zostały już tylko takie sobie. Nikt nie stawał przy barze dumny jak paw, bo każdy z tyłu głowy miał to, że zabrakło bardzo niewiele, by serio móc być spełnionym. Nie mam jednak pewności, czy aby przypadkiem nawet dzielnie walczący Fonseca przegrywający po niejednogłośnej decyzji sędziów, nie zabrałby ze sobą do Brazylii pozostałych zmartwień. Zawsze jest bowiem coś, co można poprawić, prawda?

I o ile oczywiście narzekanie prezesa, jego wspólnika, grafika czy kierowcy zawodników ma jakiś sens, o tyle narzekania ludzi czepiających się o wszystko… nie da się już słuchać. Kiedyś zastanawiałem się, jak to jest być znakomitym sportowcem, który będąc zdecydowanym faworytem wtapia i sensacyjnie przegrywa. Wiecie, dostaje setki powiadomień i wiadomości, pewnie niektórzy mu grożą i wyzywają od najgorszych. Co prawie na pewno taki sportowiec robi? Olewa to. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że takie coś się dzieje. Nie wie, że ludzie w niego uderzają z pełnym impetem, mimo że zrobił to, co przytrafia się w trakcie kariery każdemu sportowcowi. Przegrał swoją ostatnią potyczkę.

Kiedyś zerkałem na komentarze pod swoimi wpisami, miałem włączone wszystkie powiadomienia. Zerkałem co chwilę na fejsa, żeby zobaczyć, czy aby na pewno nie ma kogoś, kto patrzy na opisywany przeze mnie problem inaczej. Dziś tego nie robię, wszystko funkcjonuje u mnie w trybie silance, kompletnie spływa po mnie podgryzanie mnie za nogawkę przez ludzi bez awatara. Borowicz to debil? W porządku – miałeś trochę szczęścia, bo udało mi się zauważyć twój komentarz. Wiedz jednak, że naprawdę wiele to dla mnie nie znaczy.

Nie olewam rzecz jasna swoich czytelników. Nie olewam wszystkich fanów na Facebooku federacji FEN czy Infosport.pl, gdzie również można poczytać moje publikacje. Nie robię sobie jednak niczego z opinii ludzi, którzy tylko uderzają, tylko wyśmiewają, tylko rzucają mięsem i za każdym razem krytykują pomysły, pytania w wywiadzie i nabijają się z wniosków w tekście, który pisałem kilka godzin.

Znowu – nie wszystkim musi się podobać, nie wszyscy muszą czytać. Mi też nie podoba się zdecydowana większość artykułów o tematyce sportowej. Nie wchodzę w nie lub wchodzę i w połowie zamykam. Zdarza się, że doczytuję do końca, nie zgadzam się i tyle. Czasami skomentuje, podzielę się swoją opinią. Nie napierdzielam jednak do kogoś, że jest cwelem, biedakiem, nieudacznikiem czy leszczem. Nie krytykuję wszystkiego, co zostało napisane i nawet po wytknięciu 10 błędów i rzeczy, które zrobiłbym inaczej, staram się znaleźć dwie takie, które są okej. Które można pochwalić, docenić, może podpatrzeć, lekko zmodyfikować i później wykorzystać w swoich publikacjach.

FEN jest krytykowany za wszystko, non stop zabierają głos te same osoby, którym nic się nie podoba.

Nie walczy Mateusz Rębecki – jak to możliwe, przecież to Wasz najlepszy zawodnik?

Walczy Mateusz Rębecki dwie gale z rzędu – kiedy ten chłopak odpoczywa, cały czas na najwyższych obrotach!

Andrzej Grzebyk nie broni pasa w kategorii średniej od ponad roku – zabrać mu tytuł, niech biją się lepsi!

Andrzej Grzebyk broni pasa w kategorii średniej – to nie jest średni, ale co najwyżej półśredni, bzdura!

 

Każdy, o wszystko, za wszystko. Bez względu na to, czy jest w tym sens, czy sensu nie ma. Zrobiliśmy w kwietniu pierwszą w polskim sporcie akcje #tweetupFEN, którą miałem okazję zorganizować od A do Z. Była jakaś koncepcja tego wydarzenia, stwierdziliśmy, że zaprosimy swojaków, którzy kręcą się wokół FEN. To nie miała być konferencja prasowa. Miało nie być kamer, kija w tyłku i białej koszuli prezesa. Porozmawialiśmy w kilkadziesiąt osób, zjedliśmy kolację, wypiliśmy na koniec piwo. Wchodzę później na Facebooka…

„Gówno, nie było widać tego, co tam się dzieje. Halo, kto poratuje streamem???!!!”

Relacja na Twitterze z całego wydarzenia, na stronie internetowej komunikat z podsumowaniem plus zdjęcia ze spotkania. Wystarczająco? Nie, FEN nie myśli i nie było ich stać na operatora i dwa mikrofony.

Ostatnio przed galą zrobiliśmy godzinne studio na żywo. Zaprosiłem dwóch mistrzów – Andrzeja Grzebyka i Dominika Zadorę, prezesa Pawła Jóźwiaka i menadżera chłopaków, Artura Gwoździa. Zaczęlilśmy trzy minuty po czasie (wcześniej pokazywaliśmy materiały wideo dla nabicia oglądających), a już było mięso w komentarzach. Jesteśmy słabi, olewamy kibiców, gówno-program, który w ogóle nie był ciekawy. Grzebyk? Pompowany mistrz. Zadora? Dostanie bęcki, bo jest leszczem.

Po co? Pytam, po co? Po co wchodzić, czytać, oglądać, komentować? Po co marnować czas, żeby wejść, przycelować z procy i wyłączyć komputer? Co na celu ma krytykowanie wszystkiego, co się pojawia, wyśmiewanie każdego pomysłu, na który wpadnie federacja, której rzekomo się kibicuje?

Walka dwóch mistrzów – Adriana Zielińskiego i Daniela Rutkowskiego – dla mnie sztos. Pojedynek rewanżowy? Tak zostało dogadane. Czy mógł zostać ogłoszony dopiero po pierwszej walce? Pewnie, że mógł, ale sternicy obu organizacji stwierdzili inaczej. Szanują siebie nazwajem jako partnerów biznesowych i wiedzą, że na początku trzeba być ostrożnym, bardzo bezpiecznie pilnować swojego kawałka tortu. Czy to dobrze, że będą dwie walki? Dobrze – wiemy już, jakie są plany startowe dwóch najlepszych polskich zawodników w kategorii piórkowej, każdy z nich w ciągu kilku miesięcy dwukrotnie zawalczy z mocnym przeciwnikiem. Czy pierwsza walka skończy się po kilkudziesięciu sekundach? Może tak się zdarzyć. Czy wtedy rewanż ma sens? Jasne – przegrany będzie chciał się odkuć. Udowodnić, że między chłopakami nie ma przepaści, a tamta porażka była tylko wpadką. Na pewno gorszy w pierwszej odsłonie będzie chciał wszystkim sporo udowodnić.

Wszedłem na Twittera – marudzenie. Narzekanie. Biadolenie, że to nie ma sensu, to jest głupie, to durne, a to się nie spina. Wszystko jest nie tak – po co wychodzić przed szereg, skoro do tej pory polskie MMA rozwija się we właściwym kierunku?

Milion razy widziałem w internecie opinie kibiców, że KSW zamyka swoich zawodników w szafie i nie daje im możliwości walczenia poza federacją. Z mojego punktu widzenia – źle. Młody zawodnik powinien walczyć częściej niż raz, dwa razy rocznie. FEN puszcza swoich zawodników w inne miejsca.

Szymon Bajor – Rosja, zwycięstwo

Andrzej Grzebyk – Słowacja, zwycięstwo

Mateusz Rębecki – Chiny, zwycięstwo

Tymoteusz Łopaczyk – Polska, zwycięstwo

I kilka innych przykładów z ostatnich miesięcy. Teoretycznie wszystko jest okej – dwie walki w FEN, jedna poza organizacją, za jej zgodą. Znajdują się jednak malkontenci, którzy pytają:

  • a jaki wy macie w tym cel?
  • a czemu on walczy tu i tam?
  • czy nie boicie się, że wam go zabiorą?
  • czy zdajecie sobie sprawe ze wszystkich zagrożeń?
  • czy macie jakieś zabezpieczenie, że nie zwieją?

Tak, mamy – kontrakty. Mamy słowo zawodników i chęć, aby oni się rozwijali. Aby siebie realizowali. Aby podwyższali swój poziom sportowy i pokazywali się regularnie fanom. Aby zdobywali kolejny rynek, walczyli w innej telewizji, nie siedzi na kanapie przed telewizorem obżerając się chipsami i aby fani widząc ich walczących dla FEN byli w stanie znać historię każego z nich, która nie obejmuje tylko dwóch startów w ciągu kilkunastu miesięcy. Aby ci zawodnicy nie musieli stać w klubach na bramkach ani jeździć Uberami po treningach. Aby zarabiali więcej, walczyli częściej i stale podnosili swój poziom. Aby MMA dawało im chleb, a sponsorzy chcieli godziwie wynagradzać ich za regularne reprezentowanie firmy.

Wchodzę na Facebooka:

„FEN gra frajersko, zaraz znowu ktoś im zabierze zawodnika. Dlaczego oni nie pilnują kontraktów?”

UFC to marzenie każdego z zawodników, który chociaż raz poszedł w życiu na trening. Są najlepsi, najwięksi, najbogatsi, najbardziej elitarni. Na pierwszej rozmowie taki zawodnik, dajmy na to Mateusz Rębecki, słyszy: „Jesteśmy trampoliną do UFC, chcemy pomóc Ci tam się dostać.”

Potem ten chłopak wygrywa, raz za razem pokazuje, że ma talent i wielką przyszłość przed sobą. Jóźwiak idzie do telewizji i mówi, że jest propozycja dla Rębeckiego od UFC i strony negocjują warunki odejścia – czy dziś, czy jutro, kiedy dokładnie i za ile. Wchodzę na Facebooka:

„FEN daje się dymać, zaraz wszyscy od nich odejdą i nie będzie miał kto walczyć.”

Ręce mi opadają, ale nie z tego powodu, że czytam takie komentarze, bo wymienione przeze mnie przykłady to naprawdę tylko promil tego, co dzieje się w każdej sytuacji – po ogłoszeniu walki, wyboru okalizacji gali, opublikowaniu trailera wideo czy po wywiadzie prezesa. Za każdym razem jest coś, żeby przycelować. Zawsze znajdzie się powód, aby wyrazić głośno swoje przemyślenia.

Powiem wam na końcu, dlaczego ja w swoich publikacjach i FEN w swoich działaniach nie kieruje się opiniami innych ludzi. Tych osób w normalnym życiu… nie ma. Nie ma ich na galach, nie ma ich na konferencjach prasowych. Nie ma ich na treningu medialnym. Oni są tylko w sieci, przeważnie schowani za podwójną gardą i ukrywają się pod awatarem psa lub kota. Strzelają na ślepo tylko przy zgaszonym świetle i zaciągniętych żaluzjach. Przeważnie czepiają się detali, które uwypuklają przy każdej możliwej okazji. Komplement? To w ich życiu nie funkcjonuje. Czepialstwo i mędrkowanie mają jednak we krwi po powrocie z ośmiogodzinnej tyrki do domu.

Można śmiać się z frekwencji na galach FEN, bo pewnie niektórzy zapełnialiby po prawie sześciu latach nie halę Orbita, a Ergo Arenę. Można żartować, że kanał na Instagramie ma tylko 13 tysięcy fanów, a nie 300, jak co druga panienka z dużymi cyckami. Można wypatrywać wszędzie błędów i samych negatywów, a można zacząć robić coś, żeby było lepiej. Żeby wymyśleć coś, co jest banalnie proste i na wyciągnięcie ręki. Tylko po co, skoro krytykowanie i nabijanie się z wszystkiego jest takie łatwe?

 

fot. Marcin Cajdler/FEN

KOMENTARZE