Gala FEN 24 za nami, z wyjątkiem jednego pojedynku, byliśmy świadkami znakomitego widowiska. W moim prywatnym odczuciu mogliśmy spodziewać się większych emocji i nie było efektu WOW, jak w przypadku styczniowej edycji w Lubinie, ale z całą pewnością można powiedzieć, że gala nie zawiodła.

Nie zawiodło również starcie Araba z Wujkiem Samo Zło. Nie zawiodło, bo wobec tego pojedynku nie było żadnych oczekiwań. Nie można było spodziewać się emocji, nie można było ostrzyć sobie apetytu na znakomitą walkę, bo taka nie miała prawa się odbyć. Główni jej bohaterowie do całej sytuacji podchodzili z dystansem. Najbardziej wyszydzany spośród wszystkich bohaterów FEN 24, Wujek, mówił otwarcie – jestem sportowcem niepełnosprawnym. Nikt nie mydlił nikomu oczu, federacja również alarmowała regularnie – to ma być show, a nie main event poważnej federacji na sportowych antenach Polsatu Sport.

„Ten pojedynek nie powinien się odbyć, to jest komedia” – słyszałem wielokrotnie. Odebrałem kilka telefonów, pisało do mnie w tej sprawie mnóstow osób. Moja odpowiedź? „Nie oglądaj. Nie przychodź, nie kupuj biletu, nie włączaj. Pomiń to wydarzenie – tydzień później jest KSW, dwa tygodnie później gala organizowana przez Mateusza Borka”. Jeżeli jeden absolutnie śmieszny pojedynek decyduje o tym, że ktoś zastanawia się, czy chce obejrzeć całą, trwającą pięć godzin galę, to lepiej, żeby tego nie robił.

Nie lubię mydlenia oczu. Nie lubię zaciemniania rzeczywistości, kolorowania świata na siłę. Lubię jasny przekaz – „jestem w życiowej formie, wygram.” Nie chcę słuchać po takich deklaracjach po przegranym pojedynku, że coś jednak nie zagrało, przygotowania nie było właściwe, zabrakło koncentracji i zawodnik zjadł niewłaściwy obiad, bo bigos i parówki przed walką to nie jest jednak najlepszy pomysł. Albo jestem kozakiem, rzucam wyzwania, bije ode mnie pewność siebie i deklaruje, że tak dobrze przygotowany jeszcze nie byłem, albo nie mówię nic, częstuję dziennikarzy zdawkowymi wypowiedziami i mam „podpórkę” na wypadek niepowodzenia w trakcie pojedynku.

W przypadku Wujka i Araba przekaz był jasny – na gali bije się 18 kozaków i dwóch zawodników, którzy nie są zbyt dobrzy. Którzy na co dzień zajmują się czym innym, mają swoje zajęcia, lubią sporty walki, a wychodzą do ringu po to, żeby spróbować/poczuć andrenalinę/pobawić się zarobić – niewłaściwe skreślić.

Układ był jasny – to nie będą igrzyska. Kto chce, niech ogląda, kto nie chce, niech idzie w trakcie walki do toalety.

Mimo wszystko pojawiał się hejt – po co oni walczą? Kto na ten pomysł wpadł? Odpowiadam: Włodarze federacji. Wymyślili sobie ten pojedynek, ktoś szepnął im do ucha, że fajnie byłoby zobaczyć walkę raperów reprezentujących dwie generacje – starszą i młodszą. Czy to się sprzedało? Biorąc pod uwagę szum, który zrobił się wokół ich walki, a – co za tym idzie – federacji, tak. Sprzedało się.

Takie walki to poniekąd droga na skróty. Szybkie dobicie się do świadomości kibiców, którzy wychodzą z założenia, że KSW i MMA to to samo, w boksie nie ma zasad, w klatce walczą psy. To jednak droga, która kosztuje. Niemało. Bohaterowie freak fightów nie walczą za darmo. Dostają za swoje występy pieniądze. Większe, mniejsze niż inni zawodnicy? Różnie. „Jesteś tyle wart, jakie budzisz zainteresowanie”. Coś w tym jest, bo ekwiwalent sportowca jest wyceniany na tyle, ile wzbudza zainteresowania. Gwoli ścisłości – ten pojedynek wzbudził zainteresowanie.

Czy oglądałem pojedynek Wujka z Arabem? Fragment, pod koniec pierwszej rundy. Nie widziałem wyjścia zawodników do klatki i końca walki. Nie widziałem przerwy między rundami. Zarządziłem swoim czasem w trakcie gali w ten sposób, że tę walkę sobie odpuściłem. Zrobiłem to świadomie, z premedytacją. Co było na trybunach? Poruszenie. Śmiechy. Okrzyki. Brawa i szydera. Były emocje. Nie moje, ja już wam napisałem, że nie byłem w tym czasie wśród publiczności. Było natomiast prawie pięć tysięcy ludzi, którzy odpuścili stanie w kolejce po drinka, wstrzymali siku, żeby to zobaczyć. Z ciekawości.

Wiecie, jaka była oglądalność na Youtube trailerów promujących poszczególne pojedynki gali FEN 24?

Wujek vs Arab – 62 tysiące wyświetleń

Bajor vs Ciepliński – 6,3 tys.

Grzebyk vs Gniadek – 7 tys.

Wrzosek vs Schmid – 6,1 tys.

Porczyk vs Bekus – 4,1 tys.

Lesko vs  Naruszczka – 6,1 tys.

Łebkowski vs Zieliński – 979 wyświetleń

Podobne proporcje mamy w przypadku wywiadów, które na portalach branżowych były umieszczane z bohaterami gali FEN 24. Super walka Łebkowskiego i Zielińskiego – eliminator do pasa mistrzowskiego w kategorii piórkowej – niecały tysiąc wyświetleń. „Klaun” Wujek, jak wiele osób go nazywało, ponad 60 tysięcy.

Powtarzam – tego nie oglądałem ja. Ja zrobiłem z każdą z tych osób wywiad, ale nie oglądałem nieswoich rozmów. Nie hejtowałem też Wujka z Arabem, mimo że nie chciałem ich oglądać w klatce – jestem ekstremalnym fanem prawdziwego sportu w każdym calu. Dopóki jednak nikt nie nawijał mi makaronu na uszy, nie próbował mi wmówić, że w Warszawie Floyd Mayweayher Jr zmierzy się z Oscarem de la Hoyą, jeden z nich zabija lewą ręką, drugi nokautuje każdego, kto stoi mu na drodze, to mi to nie przeszkadza. Nie oglądam, nie przejmuję się, nie zwracam uwagi na coś, co kompletnie mnie nie interesuje.

Czy każdy może o sobie powiedzieć to samo? Czy w dalszym ciągu pojawią się pytania napinaczy, którzy najpierw obejrzą trailer, potem trzy wywiady, a na końcu oznajmią, że to bez sensu?

KOMENTARZE