Paweł Jóźwiak, czyli prezes federacji Fight Exclusive Night, jest zadowolony po ostatniej gali, która odbyła się we Wrocławiu, ale już ostrzy sobie apetyt na to, co wydarzy się 10 marca w warszawskim Torwarze. To właśnie gala „Next Level” ma pokazać właściwe oblicze federacji i przejść do historii polskich sportów walki. Zapraszam do przeczytania wywiadu.
Odetchnąłeś?
PJ: Czemu miałem odetchnąć?
Po Wrocławiu i FEN 19.
PJ: Aaa. Nie, czemu miałem odetchnąć?
Zrobiliście bardzo dobrą galę. Poprzednia, ta w Koszalinie, nie była najlepsza – to twoje słowa.
PJ: Sportowo była bardzo dobra i cały czas uważam, że koneserzy mieszanych sztuk walki oraz K-1 naprawdę mogli czuć się usatysfakcjonowani po tym, co zobaczyli w Koszalinie. Jeżeli chodzi o frekwencję, to nie było dobrze, bo Koszalin nie dopisał i ludzie z tamtego regionu nie interesują się aż tak sportami walki, jak zakładaliśmy planując galę właśnie tam. Czy wrócimy do Koszalina? Pewnie nie, bo jeżeli popytu na nas tam nie ma, to może trzeba odpuścić i skupić się na innych miejscach. Gdzie jest więcej ludzi, są lokalni zawodnicy, kluby itp. Musimy reagować dynamicznie na wszystko to, co dzieje się na rynku. Koszalinowi nie mówię nie, ale pewnie w wakacje będziemy sobie szukali innej lokalizacji.
Gale wakacyjne zostają jak rozumiem w waszej rozpisce?
PJ: Znowu – zobaczymy. Mam plan na cały 2018 rok, który będzie dla nas bardzo ważny. Co roku robiliśmy galę Summer Edition, ale po Koszalinie zacząłem się zastanawiać, czy ludzie między plażą, piwem, wyjazdami, łódką, a siatkówką chcą ubrać się w koszulę i marynarkę, wydać kilkadziesiąt złotych na bilet i zamiast leniuchować aktywnie spędzić czas przy widowisku sportowym. Z Gdynią było nieco inaczej, bo to jednak duże miasto. Trójmiasto. Musimy to wszystko sobie dokładnie zaplanować, ale pewne projekty już są. Wakacyjne gale nas wyróżniały, nie było w tym czasie dla nas żadnej konkurencji, więc odbiorca zaczął się przyzwyczajać do tego, że mamy coś takiego w swojej ofercie.
Summer Edition – przykładowo – w Częstochowie by nie przeszło.
PJ: Trochę mijałoby się to z koncepcją gali Summer Edition. Wakacje, to wakacje – jedźmy nad morze i tam róbmy widowisko. Cała otoczka naszych sierpniowych wydarzeń ma swój specyficzny klimat. Te gale są nieco inne niż wszystkie inne.
Wróćmy do Wrocławia – odetchnąłeś?
PJ: Wróciłem do hotelu z uśmiechem na ustach. Spotkałem się z dobrymi opiniami na temat FEN 19. Kibicom się podobało, bo czytałem komentarze w internecie, odebrałem sporo telefonów, że zrobiliśmy znakomitą robotę i wyczekiwany jest nasz powrót i kolejna gala. Ja sam, siedząc w pierwszych rzędach, mówię już teraz zupełnie kibicowsko, jako facet, który ogląda sporty walki od wielu lat, przyglądałem się naprawdę fajnej gali. Sportowo stojącej na wysokim poziomie i budzącej sporo emocji na trybunach. Wykonaliśmy kawał dobrej pracy, dzięki czemu Hala Orbita była prawie pełna. Ambicje mam większe, chciałbym, aby była bitwa o ostatnie krzesełka, a tych trochę wolnych jeszcze było. Życzę jednak każdemu frekwencji podczas gali na poziomie ponad 90 %.
Nie było czegoś takiego, co można było zaobserwować podczas innych gal – kibice przychodzili na piątą walkę, gdy do klatki wychodził ich ulubieniec i na szóstej już ich nie było.
PJ: Nie było tego aż tak bardzo, jak podczas poprzednich gal, nie tylko naszych zresztą, ale i tak to można jeszcze poprawić. Chciałbym, aby kibice przez cały czas, od pierwszej do ostatniej walki byli w hali. Rozumiem ich jednak – nie walczy ich zawodnik, więc można skoczyć do baru, na papierosa czy zjeść coś, bo przecież na obiekcie jest bogata oferta gastronomiczna. Najlepiej się jednak ogląda walki i zawodnikom wychodzi do klatki, gdy obiekt pęka w szwach.
Marzenie każdego prezesa.
PJ: Tak, ale to nie jest nierealne. Nie będę oszukiwał nikogo, że chcemy zapełnić Tauron Arenę lub halę, która ma kilkanaście tysięcy miejsc siedzących. Chcę robić gale na nieco mniejszych obiektach, aby kibic nie siedział z gołębiami pod sufitem, ale mógł poczuć atmosferę klatki widząc wszystko jak na tacy. Torwar liczy nieco ponad pięć tysięcy miejsc. To dobry obiekt na robienie dużej, ale nie ogromnej gali. Z czasem może będziemy decydować się na obiekty większe, ale to jest nasz target na ten moment. Będę zadowolony, gdy uda nam się stworzyć dobre widowisko w Warszawie.
„Najlepsza gala w historii federacji” – tak zapewniałeś od razu po FEN 19.
PJ: No bo tak będzie. Obchodzimy swój mały jubileusz, 20. edycja musi być wyjątkowa. Nieprzypadkowo wybraliśmy Warszawę – organizowaliśmy tutaj już dwie gale, więc znamy ten obiekt i znamy specyfikę kibica w stolicy. Sportowo dwie poprzednie gale były dobre, Wrocław naprawdę pokazał, że mamy olbrzymi potencjał, a teraz chcemy iść za ciosem i zrobić coś jeszcze lepszego. Rezerwy mamy ogromne i chcę sporą część naszych zasieków posłać właśnie na FEN 20.
Kibice pisali na forum, że po tak znakomitej gali, jak FEN 19, trzeba było iść za ciosem i zrobić kolejną edycję szybciej.
PJ: Wiem, dostawałem takie sygnały. „Paweł, zróbcie coś w styczniu, dobrze wam idzie!”. To miłe, ale decyzja o nieco dłuższej przerwie była celowa. Jesteśmy na rynku cztery lata i robimy zaraz 20. edycję. Intensywność naszej pracy jest naprawdę spora, czasu na nudę nie ma. Otaczam się ludźmi, którzy dwa dni po gali już myślą o tym, co czeka nas za dwa miesiące i nie ma się czemu dziwić – dwa dni po FEN 18 były już tylko dwa miesiące minus właśnie te dwa dni do FEN 19. W międzyczasie odpalamy sprzedaż biletów, grafik zamiast wziąć trzy dni urlopu musi zrobić milion projektów, które nie mogą czekać. Do tego – podkreślam – czeka nas gala jubileuszowa. Gdy dziadek ma 68. urodziny, to można do niego zadzwonić i złożyć życzenia. Gdy kończy okrągłe siedem dych, to jedzie cała rodzina, ubierasz marynarkę, składasz się na prezent i nie planujesz sobie nic na ten akurat weekend i datę masz zapisaną w kalendarzu od kilku tygodni. Dla nas FEN 20 jest bardzo ważna, bo już dziś wiem, że przyjdzie dużo osób, które będzie chciało ocenić nas przez pryzmat tej gali. Na początku, gdy raczkowaliśmy i robiliśmy pierwsze wydarzenia, to traktowano nas z przymrużeniem oka. Ale minęły cztery lata, a my dalej jesteśmy i dalej się rozwijamy. Nie każdy przyjechał do Koszalina czy do Wrocławia – mówię tu o osobach z Warszawy. W stolicy jednak jest nieco inny klient i on będzie chciał ocenić, czy my naprawdę jesteśmy dobrzy, czy może jednak nie. Dlatego cała nasza uwaga jest skupiona tylko na FEN 20.
Możesz zdradzić, kogo zobaczymy na FEN 20?
PJ: Oficjalnie ogłosiliśmy już kilku zawodników, resztę podamy niedługo, a większość pewnie przed świętami. Będą trzy walki mistrzowskie, będzie freak fight i rewanże. Starcia w kategorii ciężkiej, głośne nazwiska, które próbuję zakontraktować. Marzy mi się walka wieczoru, o której będzie mówiła cała Polska. Jestem w kontakcie z Damianem Grabowskim. To byłoby coś. Moim celem jest jednak zrobienie całej mocnej karty. Nie jednej walki, jak podczas gal bokserskich w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Mocnego fight cardu, w którym we wtorek będę miał problem z wybraniem najlepszego pojedynku czy najbardziej efektownego nokautu.
Karta walk będzie mocniejsza niż we Wrocławiu?
PJ: Myślę, że tak, choć Wrocław wypadł pod tym kątem bardzo dobrze. Na ten moment mam problem z ułożeniem sobie w głowie, który pojedynek ma być pierwszy, a który drugi, bo w zasadzie każdy zasługuje na to, by być na końcu. To dobry znak dla mnie i dla fanów, że na galę trzeba przyjść od samego początku.
Będzie freak fight? Zobaczymy w klatce Araba?
PJ: Bardzo bym chciał, ale negocjacje są w trakcie i na ten moment nie mogę nic powiedzieć. To jest artysta, on wywodzi się z muzyki, ma swoje plany zawodowe, na które ja się już bardzo dawno temu zgodziłem i zaakceptowałem je, więc szanuję to, że poza treningami Gabriel robi swoje rzeczy. Jego walka we Wrocławiu była dobra, nie zgodzę się z tym, że – jak to przeczytałem gdzieś – trąciło amatorką. Naprawdę solidne MMA w wykonaniu debiutanta.
Jak na pierwszą walkę…
PJ: Każdy spodziewał się tego, że może być totalny brak taktyki i bijatyka spod sklepu monopolowego przeniesiona do oktagonu. Tak nie było, zobaczyliśmy fajną i ciekawą walkę, w której jeden zawodnik był zdecydowanie lepszy. Założę się, że gdyby ktoś nie wiedział, że obaj zawodnicy są raperami i walczą po raz pierwszy, to na pewno nie skumałby, że oni dopiero debiutują.
Czy w Warszawie zobaczymy Arka Wrzoska? To ulubieniec publiczności w Warszawie i mistrz w wadze ciężkiej.
PJ: Naturalną koleją rzeczy jest przy organizacji każdej gali, aby odzywać się do zawodników pochodzących z danego miasta. Tu mówimy o Warszawie, czyli stolicy Polski, więc siłą rzeczy kilku fighterów jest na miejscu i liczą na to, że będziemy chcieli ich zakontraktować. Tak – chciałbym, żeby Arek po raz pierwszy obronił pas w Torwarze. Zasłużył na to i na pewno do rozmów usiądziemy. Czy coś z tego wyniknie? Mam taką nadzieję, ale na szczęście jeszcze sporo czasu do 10 marca.
Będą rewanże?
PJ: Chodzi mi po głowie kilka rewanżów w Warszawie. Nie mogę zdradzić, o czym konkretnie teraz myślę, ale jest kilka rachunków, które dobrze byłoby wyrównać. Nie ukrywam, że na Torwarze możemy zobaczyć pojedynki, które już się odbyły. Które niosą za sobą swoją osobną historię.
Skąd pomysł na „Next Level”?
PJ: „Next Level” to pomysł mojego zespołu, który również chce, abyśmy zrobili skok jakościowy i w Warszawie wypłynęli na dużo szersze wody. Wrocław był dla nas bardzo dobry, ale myślę, że każdy doskonale zdaje sobie sprawę, że mamy spore rezerwy, by robić jeszcze lepsze gale. Pierwsze 19 za nami, czekamy na jubileusz. On będzie wyjątkowy, mogę się z tobą założyć. FEN 20 przejdzie do historii sportów walki. Zapisz sobie już dziś w kalendarzu datę 10 marca 2018 roku.