Gala FEN 28 nie odbędzie się – jak pierwotnie planowano – 28 marca i wydarzenie Lublinie przełożono na inny termin. Co teraz czeka federację, kiedy finalnie gala się odbędzie i czy FEN jest gotowy na PPV? Dlaczego Paweł Jóźwiak pozwala swoim zawodnikom walczyć poza organizacją i czemu młodzi ludzie w dzisiejszych czasach są coraz bardziej roszczeniowi?
Zestresowany?
Paweł Jóźwiak: Obecną sytuacją? Nie, nie jestem zestresowany, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mierzymy się z zagrożeniem, które wymusza na wszystkich wzmożoną ostrożność. My, jako organizator, nie możemy sprawić, aby zdrowie zawodników, trenerów czy osób pracujących wokół gali zostało wystawione na próbę. Bardzo mi jednak szkoda, bo nabraliśmy wiartu w żagle. Od początku 2019 roku idziemy zgodnie z planem, który kiedyś byłby dla nas wymarzonym scenariuszem na kolejne wydarzenia. Zakończyliśmy poprzedni rok bardzo mocną galą we Wrocławiu, otworzyliśmy nowy kolejnym eventem, który mocno zapisał się w świadomości kibiców. Wielka szkoda, że teraz musimy galę przełożyć, ale powtórzę: mówimy o przełożeniu, nie odwołaniu. Jeżeli sytuacja w Polsce się uspokoi i nasze państwo wyda zgodę na organizację imprez bez udziału publiczności, to będziemy chcieli zorganizować FEN 28. W studiu telewizyjnym, bez fanów.
Za to w PPV.
PJ: Dokładnie, to jedyna decyzja, która może pomóc nam ograniczyć koszty. Zminimalizować straty. To nie jest skok na kasę, bo my do tego w ten sposób nie podchodzimy. Twardo stąpamy po ziemi i wiemy, ile osób bezpłatnie ogląda nasze gale. Szacujemy, ile z tego wykupi subskrypcję w cenie 40 złotych. Wiemy, ile z tego możemy wyjść na czysto, bo to wszystko nie były dyskusje, które załatwialiśmy sms-owo. Spotkaliśmy się i wyliczyliśmy. Posłużyliśmy się analityką i radą mądrzejszych od nas ludzi. Dopiero zestawiając wszystkie plusy i minusy podjęliśmy tę decyzję. Widzieliśmy zaangażowanie i entuzjastyczne podejście do sprawy naszego partnera, telewizji Polsat, co na pewno pomogło nam wykonać ten krok.
Nie za szybko na PPV?
PJ: Czy za szybko? W USA płaci się za wszystkie transmisje i ludzie traktują to jak rozrywkę, za którą po prostu trzeba wydać pieniądze. Jak obejrzenie filmu w kinie, pójście do teatru czy wstęp na siłownię czy basen. U nas jest trochę inaczej i cały czas uczymy się wydawania pieniędzy, żeby obejrzeć coś w telewizji. Gdy Adamek walczył z Kliczko i debiutowało w Polsce w PPV, to ludzie łapali się za głowę. Dziś coraz więcej podmiotów decyduje się na taki krok i pomału zaczyna to wchodzić naszym rodakom w krew. Uczymy się tego, że za pewien rodzaj rozrywki trzeba zapłacić.
Będzie gadanie – że za drogo i za szybko.
PJ: Istniejemy na rynku ponad sześć lat. Zorganizowaliśmy 27 gal. Lepszych i gorszych. Bardzo dobrych i bardzo złych. Kibice nas poznali, zobaczyli, co jesteśmy w stanie zaoferować swoim produktem. Pokazaliśmy dużo ciekawych walk, „wyprodukowaliśmy” zawodników, którzy dziś walczą w UFC czy KSW. Mamy swojego zawodnika w GLORY, wielu walczy w ACA. Współpracujemy z Tomkiem Babilońskim, zaczniemy wymieniać się zawodnikami z ACA. Mamy swoich kibiców, którzy jeżdżą na nasze wszystkie gale. Czy to będzie test dla FEN? Na pewno trochę tak. Nie mam jednak wątpliwości, że to będzie również test dla naszej dyscypliny. Dla ludzi, którzy interesują się MMA. W ostatnich latach przyjęło się mówić, że sztuki walki bardzo szybko się rozwijają. Wywiady z bohaterami gal liczą dziesiątki tysięcy wyświetleń. Zobaczymy, czy poza pisaniem komentarzy w internecie rynek jest gotowy, aby druga siła polskiego MMA organizowała raz na jakiś czas swoje gale w systemie PPV.
Dużo kibiców w Polsce ma FEN?
PJ: Patrząc na liczbę komentarzy w internecie i wiadomości, które dostaję od fanów – tak, bardzo. Kibice podsyłają swoje propozycje walk, które możemy zorganizować. Ludzie coraz częściej zaczepiają mnie i przybijają piątkę gratulując dobrej gali. Czy to jednak będzie miało swoje przełożenie na pełne hale i spore zainteresowanie wykupem PPV? Nie wiem. Na pewno w najbliższej przyszłości tylko raz na jakiś czas będziemy stosować ten wariant. Może w przyszłości dorzucimy do karty walk jakieś głośne nazwisko, żeby przekonać się, czy wtedy mamy różnicę w zainteresowaniu gali? Wszystko pokaże czas.
FEN nie ma złej opinii w ostatnim czasie, prawda?
PJ: Może kiedyś za bardzo nerwowo reagowaliśmy na pewne zaczepki? Może zbyt mocno przejmowaliśmy się opiniami ludzi i mieliśmy większe ambicje niż to było możliwe? Człowiek do pewnych spraw dojrzewa, my również dzisiaj patrząc wstecz nie wszystko zrobilibyśmy tak samo. Teraz mamy wyznaczoną ścieżkę, którą będziemy kroczyć. Mamy swój plan na kolejne gale. Nie chcemy z nikim wojować – szanujemy naszą konkurencję i bardzo doceniamy to, że oni również nie atakują nas, tylko potrafią docenić, że robimy od dłuższego czasu dużo dobrego dla naszej dyscypliny. Chcemy się dogadywać – z innymi federacjami, nawiązywać współpracę. Nie blokujemy zawodników. Arek Wrzosek walczy w GLORY, gdy tylko zadzwonią do mnie przedstawiciele tej organizacji i zapytają, czy to o Wojciecha Wierzbickiego, czy Dominika Zadorę, to pomogę chłopakom jak tylko będę umiał, żeby mogli spełniać swoje marzenia. Mateusza Rębeckiego widziałbym w UFC i trzymam kciuki, żeby w końcu dostał się do elity.
Niektórzy mówią, że to frajerskie zachowanie. Puszczanie w świat zawodników, których się stworzyło od podstaw.
PJ: My kierujemy się swoim rozumem i wiemy, co jest dla nas najlepsze. Jeżeli wybijający się zawodnik FEN pójdzie w świat i tam będzie robił karierę, to bardzo dobrze. Poza tym, przy transferach do UFC również dbamy o zabezpieczenie interesu finansowego federacji. Jest to rozwiązanie uczciwe i korzystne dla każdej ze stron.
Większość zawodników może walczyć poza federacją, nie tylko największe gwiazdy.
PJ: Dokładnie. W poprzednim roku zorganizowaliśmy cztery gale. W tym roku chcemy, aby było ich pięć. Gdy weźmiemy pod uwagę różne uwarunkowania, jak terminy tych gal oraz lokalizacje, to nie każdemu zawodnikowi pasuje zawsze być do naszej dyspozycji. Załóżmy, że każdemu wypada jeden termin. Walczy dwukrotnie, ale gala po gali trudno jest wystąpić, bo zdarzają się kontuzje lub nie ma całego czasu na przygotowania. Jeżeli ktoś jest w stanie zawalczyć poza FEN i nas o to zapyta, to nie ma w tym żadnego problemu. Tymek Łopaczyk, Szymon Bajor, Wojtek Janusz – oni wszyscy to doceniają i doskonale się dogadujemy. Są w stanie otrzymać od nas liczne przywileje, ale tylko wtedy, gdy będą przestrzegać pewnych reguł.
Adrian Bartosiński powiedział ostatnio w wywiadzie, że cena wykupu jego kontraktu z FEN była absurdalna.
PJ: Zawodnikom bardzo dużo rzeczy się wydaje, oni wiele rzeczy mówią i nie mam na myśli tu tylko Adriana. Większości jednak trzeba trzykrotnie przypominać, że media trening jest o godzinie 14:00, by finalnie całą imprezę rozpoczynać z 15-minutowym opóźnieniem. Trzeba im pisać, aby wzięli koszulkę, którą od nas dostali i w niej przyszli na konferencję prasową. Niektórym trzeba pomagać zmienić zdjęcie profilowe na Facebooku, bo są z tym niespodziewane problemy. Także na miejscu zawodnika nie wypowiadałbym się o jakichś wnikliwych szacunkach, czy ta kwota jest jego zdaniem odpowiednia. Ja siedzę trochę w tym sporcie, wiem, ile warte są świadczenia sponsorskie i w jaki sposób wyliczany jest ekwiwalent reklamowy. Nasze dobre relacje z Arturem Gwoździem spowodowały, że poszliśmy na rękę i zaproponowaliśmy sumę, którą należy wpłacić, aby kontrakt rozwiązać. Nie musieliśmy tego robić.
Tak patrząc na to zupełnie uczciwie, to pewnie bez walki na FEN Bartosiński nie występowałby dzisiaj w programie.
PJ: Trudno mi powiedzieć, bo to zawodnik z dobrym rekordem. Dopiero po FEN jednak zaczęto się nim interesować. Wcześniej walczył na galach, zwyciężał, ale takich zawodników jak on było wielu. Tutaj ktoś na niego spojrzał, ale głównie miało to dopiero miejsce po zwycięstwie na FEN. Sześciu zawodników biorących udział w programie przewinęło się przez naszą federację. Mnie to cieszy, bo to świadczy, że wybieramy bardzo szybko zdolnych i perspektywicznych zawodników, którzy później fajnie sobie radzą. Mądrzy zawodnicy będą chcieli otrzymać swoją szansę u nas, bo zobaczą, że to może przyspieszyć ich kariery.
Zawodnikom brakuje dziś cierpliwości?
PJ: Nie tylko zawodnikom. Ogólnie młodym ludziom brakuje cierpliwości i wszystko chcą mieć od razu. Kiedyś młody człowiek szedł do pracy na bezpłatny staż lub otrzymywał jakieś drobne pieniądze, żeby mieć za co opłacić pokój i był zadowolony, że ktoś mu dał szansę. Dziś wszystkim wszystko się należy. Zawodnicy potrafią pisać do mnie takie wiadomości, jakich ja nie napisałbym nigdy w życiu będąc w ich wieku do starszej osoby. Pretensje o to, że ktoś nie otrzymał 70 plakatów w piątek tylko w poniedziałek. Że chce dwie polówki, a nie jedną, bo nie chce mu się jej prać. Narzekanie, że trzeba przyjechać na dwa dni do Warszawy, żeby nakręcić materiały promocyjne przed walką. Każdy lubi znaleźć się w karcie głównej, najlepiej jak najwyżej w rozpisce, każdy chce dużo zarabiać i mieć profesjonalną sesję zdjęciową, którą będzie mógł się pochwalić na Instagramie. Dwóch dni jednak szkoda, bo to przecież bez sensu. Prezes sobie wymyślił i w ogóle nie wziął pod uwagę, że zawodnik w tym czasie miał już swoje plany.
Każdy ma jakieś plany. Codziennie.
PJ: Z jakim wyprzedzeniem my mamy zawodników informować o treningu medialnym? Dwa tygodnie przed? Nie wierzę, że ludzie mają wszystko poplanowane miesiąc szybciej. A i tak pojawią się problemy, że ktoś ma wtedy lekarza lub musi zrobić bardzo ważny trening i niestety go nie będzie. Rozwala mnie argument: „ja jestem od walczenia”. Okej, spoko, tak można było powiedzieć 15 lat temu, gdy ludzie byli zafascynowani tym, że można w telewizji obejrzeć co innego niż mecz reprezentacji Polski. Teraz trzeba prężnie działać, żeby przekonywać do siebie kolejnych kibiców. Postawić na marketing, produkcję coraz ciekawszych zapowiedzi wideo pojedynków, wychodzenie przed szereg, żeby zainteresowanie federacją było coraz większe. To jednak nie będzie miało nigdy miejsca, jeżeli my będziemy chcieli, a wszyscy inni nie. Niestety, ale czasami jeszcze spotykamy się z takim podejściem.
Widać różnicę pomiędzy tzw. starą gwardią, a młodymi zawodnikami, którzy dopiero wchodzą do tego sportu?
PJ: Zależności nie ma i nie rozróżniałbym tego pomiędzy młodych i starych – to zależy od ludzi. Szymon Bajor pisze do mnie wiadomości i mówi do mnie „Panie Pawle”, mimo że jest zawodnikiem doświadczonym, jest ojcem, mężem i dorosłym człowiekiem. Jesteśmy na „ty” od początku naszej znajomości. Nigdy nie ma z nim żadnego problemu. Robi swoje w klatce, a poza sportem wszyscy chwalą współpracę z nim. Wojciech Janusz lub Rafał Kijańczuk? Również – wszystko przebiega zgodnie z planem i – mam nadzieję – obie strony są zadowolone ze współpracy.
Zawodnicy dziś mają za duże oczekiwania finansowe?
PJ: Myślę, że zawodnicy ogólnie myślą, że każdy bardzo dużo zarabia. Ja, jako prezes, sędzia zarabia dużo i dziennikarz, który przeprowadza wywiady po walkach. Wiele osób żyje w przeświadczeniu, że pieniądze leżą na ziemi i nikt się nimi nie interesuje. Zawodnik ma na Facebook’u dwa tysiące fanów, przyjechało za nim 18 fanów na pojedynek, ale liczy na to, że będzie zarabiał u nas krocie. No tak to nie działa. W idealnym świecie tak może jest, ale nasze krajowe podwórko to czasami walka o każdy grosz. Ile federacji w Polsce zrobiło 27 gal? KSW i PLMMA. A reszta? Kto organizuje gale i ma ciągłość działalności? No nikt. Pojawił się kryzys na całym świecie i polskie kluby trąbią, że grozi im bankructwo. Płacą po 60, 80 czy 100 tysięcy swoim piłkarzom, a tydzień po zawieszeniu rozgrywek już wiedzą, że być może nie uda im się zapiąć budżetu i będą mieli problemy. Płacić dużo – tak, jak najbardziej. Ale tylko wtedy, gdy będzie to warte wydanych pieniędzy.
Andrzej Grzebyk w styczniu mówił, że ma cztery oferty na stole i kibice wkrótce usłyszą o wielkim newsie z jego udziałem.
PJ: Minęły dwa miesiące i czekamy na newsa. Kariera sportowca nie trwa wiecznie i gdybym ja był zawodnikiem, to na pewno szkoda by mi było kolejnych miesięcy na wojenki, w których mam zbyt dużo do stracenia. Mateusz Gamrot też miał swoje racje, ale koniec końców musiał schować dumę w kieszeń i zgodzić się na występ na gali KSW, bo wciąż obowiązywał go kontrakt. Andrzej ma z nami umowę i nie stawił się na walkę, którą mu wyznaczyliśmy. Może już u nas więcej nie zawalczyć, nie ma problemu, ale musi się liczyć z konsekwencjami, z jakimi się to wiąże i jakie są mu znane.
Po gali studyjnej Ostróda?
PJ: Potwierdzić oczywiście nie mogę, ale taki plan mocno chodzi nam po głowie i nawet tego nie ukrywamy. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja w kraju z koronawirusem. Może powrót do gali typu Summer Edition? Mając na uwadze to, co działo się rok temu w Ostródzie myślę, że nie byłby to najgorszy pomysł. Czas pokaże.