Słabsi powinni brać przykład z lepszych, ale tylko wtedy, gdy lepsi faktycznie są dwa kroki z przodu. Gdy jednak przysypiają i dają ciała to dystans pomiędzy podmiotami się skraca. W niedługim czasie, jak się pewnie domyślacie, słabsi wyprzedzają mocniejszych.

Będzie oczywiście o sporcie, będzie o piłce nożnej i MMA w naszym krajowym wydaniu. Słucham bowiem regularnie marudzenia włodarzy klubów piłkarskich w naszym kraju, że futbol to trudny biznes, który ciężko spiąć do kupy. Ogromne wydatki na pensje zawodników, coraz mniej dużych firm i bogatych ludzi inwestuje w piłkę, brakuje kibica klasy premium, którego coraz trudniej wciągnąć do aktywnej współpracy. Można na to machnąć ręką i założyć, że za kilka lat ludzie znowu zaczną tłumnie przychodzić na stadiony, jak miało to miejsce kilkanaście lat temu, a można zrobić coś, żeby ten trend odwrócić. Znaleźć patent, jak marudzącego i wiecznie zabieganego Kowalskiego zaprosić na mecz, mimo że ten jest mu zupełnie nie po drodze.

Piłka jest najbardziej zaawansowanym sportem w naszym kraju. W piłce są największe budżety, rozbudowane jak nigdzie indziej kanały docierania do fanów, najbardziej profesjonalnie skontruowane umowy i największa oglądalność widowiska sportowego. Przeglądam czasami z uśmiechem na ustach to, co Cracovia wyczynia na Twitterze – szacunek, naprawdę wygląda to kozacko. Legia w socialach? Raz lepiej, raz gorzej, ale naprawdę mają wiele pomysłów, które nawet do wybrednego odbiorcy trafiają. A że czasami palną głupotę? Zdarza się wszystkim. Być może jest to zrobione celowo, bo wiadomo nie od dziś, że zła wieść się szybciej niesie i ogniskuje zainteresowanie.

I o ile w swojej pracy próbuję podpatrywać najlepszych i jestem z trendami na bieżąco, o tyle uważam, że czasami sporty mniej popularne i dopiero od kilku lat raczkujące na naszej scenie są bardziej profesjonalne w swoim toku rozumowania niż piłka. Zacząłem od frekwencji na trybunach, więc ten wątek pociągnę. Wszyscy ględzą, że na krzesełkach zasiada garstka fanów, kibice nad Wisłą niechętnie chodzą na mecze swoich ulubieńców. „Mecz z Legią lub Lechem? Pójdę, będzie się działo! Spotkanie z Koroną lub Pogonią? Eee, yyy, eee, nie mam czasu, dużo pracuję!”

Z tym że kibice nie chodzą oglądać meczów swoich przeciwników, tylko spotkania swoich ulubieńców. Tych, za których trzymają kciuki i tych, dla których wydają pieniądze na bilety. To zmagania swoich pupili fan śledzi z zapartym tchem na Livescorze, gdy jest akurat u cioci na urodzinach i nie może być przed telewizorem czy na trybunach. Dlaczego więc na zdecydowanej większości spotkań obiekty świecą pustkami? Rozwiązanie zagadki może być banalne…

https://twitter.com/KoltonRoman/status/1145581522277339145?s=20

40% naszych piłkarzy to obcokrajowcy, bardzo słabi obcokrajowcy. Powiedzmy sobie szczerze: najczęściej mówimy o szrocie ściąganym z niższych lig państw, które z poważną piłką nie mają wiele wspólnego. Czy grają u nas Niemcy, Włosi lub Anglicy? Rzadko, sporadycznie, praktycznie w ogóle. Hiszpanie? Tak, z niższych lig, niechciani u siebie, u nas bardzo szybko wyróżniają się na tle konkurencji. 90% towaru z importu to jednak słabeusze, którzy niewiele do piłki wnoszą. Ani sportowo, ani wizerunkowo nie pomagają swoim pracodawcom pchnąć biznesu we właściwym kierunku.

Jeżdżę na gale MMA, siedzę w temacie od dłuższego czasu. Są w Polsce zawodnicy, których zwykły zjadacz chleba nie zna. Przykładów mógłbym podawać w nieskończoność. I z takich właśnie ludzi bardzo często ulepione są gale MMA w naszym kraju, które cieszą się coraz większą popularnością. Raz hala jest pełna kibiców, innym obłożenie to 70 czy 80%, ale generalnie cały czas mówimy o tendencji zwyżkowej w dyscyplinie, która coraz śmielej rozpycha się łokciami na tle innych w naszym kraju. Zawodnicy chcąc być atrakcyjnym produktem zapraszają na gale swoich kibiców, fani udostępniają ich posty na Facebooku, wspierają, kupują bilety wpisując ich kod w bileterni, dzięki czemu na ich konto spływa prowizja. Można pójść krok dalej, czyli sprzedawać specjalne koszulki, czapeczki, organizować spotkanie kibicowskie lub seminaria, by wspólnie potrenować. Generalnie opcji jest bardzo dużo i wystarczy chcieć. Mieć pomysł, aby do leniwego kibica dotrzeć.

https://www.facebook.com/bartlomiejkopera/photos/a.1932016647066804/2514743495460780/?type=3&eid=ARBKV_jiuEU1L0igSilmXDlZMqlPtJjm4Ibix57nycudjS9qnTAw4PaXBnI4u9xZXXIcbzKcBdSwK7dJ&__xts__%5B0%5D=68.ARDC3PY77AyPlGfO-Ne_w_m2lGGutBmEZphu1UA6kEhGq8JZJTrGGBYfoumZwy7217Kc6s3sMGGNZsKruImNvbGVGwUqEWEm2S_W-jxCCb6cZma4Q–OdfiRGjQTRyXKr5GOs4HwRgkW0bzL-1B2bS6-AXi3aaeOxkyW82K6MzNFxcEo7EtqWZBbnei1_ybhOz03IihobVEpJSHxtK45PwaCrVI5T-xDSaOFQZaf4Kfhf8b4WvVk32KUParV-33HIyzVsOF7pOytQg9-ZVjn0UQv2ykUJKwQ5Ro4-tcV1o0vPZDmxumsKEUMNehnGluHNysXnnwqacXfEkbLAmQK7MaFtDf1&__tn__=EEHH-R

https://www.facebook.com/113356000126731/photos/a.116394083156256/142568410538823/?type=3&eid=ARDG5OUw1M4VvZPUUnOz8xjnSnQiOYLJn2kQwt-gB_qzO2V5MDLRyvL5t9TR4PFDuCxSd47kkLocSqQS&__xts__%5B0%5D=68.ARA7xkHE4HzcfArDaUfHO8jWgzdnp_BpcqKzHjsk_Axt0lm7FscUSeFIpIvBRQ4-hlxLnsa3KFf5DDFiwISg1epaHe8rJsz3jsFEHcG2R4zvM33rSm_N01uT9vVmEHd_jxN8XzY8yxSKBx1u0XZA-RLJ7H31ikRRRnR13_xEF-ohLXyB-YWr4Bk0AuMRdQWHmoJxKnGSOYKv7z7RcvgbD5BpD8Z_ipSlmRI5DXbyh52133CE9r6sz5u2couDdgsvC3TaI86ja8_xtImJ_NyndpzN59JjV8kfDagA8ZNDlY3FUltOUfqt_2vNcNl8isrCPLGEdtMfPxP-_1m_qBs3I54&__tn__=EHH-R

Znacie Koperę lub Charzewskiego? Ja znam, bo w tym siedzę. Moja ciocia Grażynka z Kwidzyna na pewno nie, bo niby skąd ma ich znać. A mimo wszystko ci zawodnicy mają swoich odbiorców. Ludzi, którzy się z nimi identyfikują. Tych, którzy chodzili z nimi w gimnazjum do szkoły lub mieli dodatkowy angielski w jednej grupie. Ci fani będą zainteresowani walką swojego kumpla. Włączą telewizor lub kupią bilet, żeby być z nim w tym wyjątkowym momencie.

Takie coś jest możliwe tylko wtedy, gdy bohater jest kimś. Ja mam jednak bardzo często wrażenie, że obrokrajowcy występujący w Polsce są… bezpłciowi. Są nieobecni. Są gośćmi, którzy są u nas… na moment? Którzy przyjechali na kilka miesięcy, może rok, a potem się pomyśli, co dalej. Którzy dziś siedzą w szatni w Gliwicach, ale nie mają nic przeciwko temu, żeby zaraz przebierać się w Atenach lub Glasgow. Którzy, no trudno, muszę to powiedzieć: mają wyjebane w te Gliwice. Pani Jadzi z warzywniaka nie znają i nie chcą poznać. Po co zaśmiecać sobie głowę rzeczami, które zaraz i tak nie będą miały już żadnego znaczenia?

Zmierzam do tego cały czas, że hurtowe sprowadzanie obcokrajowców do Polski jest nie tylko ryzykowne, ale i bardzo nieopłacalne. Bo gdy gość przewyższa ligę umiejętnościami, jest jak Vadis kilka lat temu w Legii – okej, tu nie ma co gadać. Sam byłem na Legii kiedyś tylko po to, żeby zobaczyć, co ten gość potrafi w piłką przy nodze. Ale czy interesuje mnie, co potrafi Dytiatiev z Cracovii lub Santini z Jagiellonii? Nie, chłopacy jak wszycy inni. Gdy jutro wyprowadzą się na Węgry to nikt nie będzie o nich pamiętał nawet przez sekundę.

Gale MMA w Polsce do pewnego momentu trzeba budować na Polakach. Sprowadzają na trybuny swoich fanów, budzą zainteresowanie, łatwiej jest organizatorowi umówić ich na wywiad w Warszawie, gdy znają miasto i mogą podjechać na miejsce samochodem niż organizować tłumacza, zamawiać taksówkę i nie mieć pewności, że wyjdzie to przyzwoicie. Jak obrokrajowca wypromować? Da się to zrobić, ale jest zdecydowanie trudniej. Bez odpowiedniej marki taki pomysł może się nie udać. Nawet mając znany brand jednak, tak jak w przypadku KSW, angaż obcokrajowców nie za każdym razem i nie zawsze zdaje egzamin. Że sportowo KSW stoi na wyższym poziomie niż kilka lat temu –  o tym jestem przekonany. Że szczyt szczytów był jakiś czas temu, a De Fries, Askham, Soldic, Parke i Parnasse i Racic którzy zdominowali sześć z siedmiu dywizji, są mniej szumnymi nazwiskami niż Khalidov, Materla, Bedorf i Mańkowski, to chyba nie trzeba nikogo przekonywać. A to, że ich pojedynki przyciągają mniejsze zainteresowanie, to chyba również nie podlega żadnej dyskusji.

Dlatego opcje są dwie: albo trzeba stawiać na obcokrajowców, którzy wnoszą jakąś konkretną wartość i są kozakami, albo… trzeba stawiać na Polaków. Nie wstydzić się i robić wszystko, aby swoimi wypełniać krok po kroku hale i stadiony. Wywołować emocje wśród obojętnych i zapracowanych odbiorców, którzy będą czuli więź ze swoim bohaterem i zechcą obejrzeć go w akcji.

Piłka nożna w Polsce w wykonaniu ligowym robi z każdym rokiem krok w tył, MMA rozwija się w zastraszającym tempie. Być może coś w tym jest i trzeba pójść po rozum do głowy zamiast narzekać, że biznes przestaje się spinać?

 

KOMENTARZE