Powróciliśmy na krajowe podwórko we Włoszech i to od razu od mocnego uderzenia. W sobotę o 15:00 mogliśmy bowiem zobaczyć pojedynek Napoli z Romą. Były bramki, były emocje, czyli wszystko czego nam trzeba do szczęścia.
I tylko ta godzina dziwna jak na sobotę. O 15? Największy hit kolejki? To już kolejne derby, które ze względów bezpieczeństwa są skazane na wczesną porę dnia. A może to także ma coś wspólnego z rynkiem azjatyckim, jak w wypadku ostatniej informacji o godzinie rozegrania Gran Derbi? Kasa rzecz ważna, a stadion to już nie tak duży procent przychodów jak kiedyś. W każdym razie, dla mnie szkoda. Fajnie było sobie obejrzeć Derby del Sole i Derby della Capitale wieczorem, po pracy.
Co do przebiegu samego spotkania. Nie zawiodło ono w żadnym aspekcie. Naprawdę mecz godny hitu. Cały mecz rozegrał Wojciech Szczęsny, który ponownie zebrał wysokie noty od włoskich dziennikarzy. Dziewięć minut zagrał Piotrek Zieliński i nawet nie zdążył się niczym pochwalić. Brak było oczywiście Arkadiusza Milika, który przeszedł operację i rozpoczął rehabilitację. Ukazały się nawet filmiki i zdjęcia, na których już kopie piłkę. Oczywiście nie wyczynowo. Wyczyn to dla niego teraz ustanie na jednej nodze.
Mecz był wyrównany. Obydwie strony oddawały sporo strzałów, atakowały i pokazywały czym jest ofensywny futbol. Może Napoli miało lekką przewagę w posiadaniu piłki, jednak to Roma była skuteczniejsza. Wynik otworzył się dopiero pod koniec pierwszej połowy, kiedy to Salah postanowił przycisnąć Koulibaliego przy linii końcowej boiska. Robił to na tyle skutecznie, że udało się mu wyłuskać piłkę. Doprawdy nie wiem jak tak wielkiemu chłopu można było tę futbolówkę zabrać. Gdy Mohamed miał już piłkę przy nodze, wystarczyło dograć w pole karne, gdzie znajdował się Dżeko, który z wielką pewnością uderzył i pobiegł cieszyć się z gola.
Na kontynuację strzelania trzeba było poczekać na nadejście 54 minuty. Wtedy to Florenzi wykonywał stały fragment z dużej odległości i wrzucił piłkę w pole karne. Ta spadła wprost na głowę bośniackiego napastnika, który znowu trafił. Wprost nie do uwierzenia. Pudłował już w takich sytuacjach, że nie wiedziałem czy to sen, a tutaj, po cichutku, stał się najlepszym strzelcem ligi, z siedmioma trafieniami na koncie. Ot zrządzenie losu.
Cztery minuty później Koulibaly postanowił się zrehabilitować i strzelił po rzucie rożnym. Ustawił się na krótkim słupku i sprzątnął piłkę sprzed nosa Szczęsnemu, który już był w powietrzu i chciał piąstkować.
Ciekawe były też okoliczności trzeciej bramki dla Giallorossich. Zdawałoby się, że kiepsko rozegrali piłkę, będąc pod pressingiem, jednak Daniele De Rossi wślizgiem i czubkiem buta zdołał zaskoczyć obrońców i podać do Salaha, który idealnie się urwał. Egipcjanin pobiegł na bramkę Reiny i od słupka umieścił piłkę w bramce.
W końcu zadebiutował Gerson. Na boiskach Serie A wcześniej jeszcze go nie było, grał tylko w Lidze Europy. Zarówno tam jak i z Napoli nie zaprezentował jednak nic, co wybiłoby się ponad przeciętność. Trudno go za ten ostatni występ winić, gdyż w minutę, to raczej nie da się nawet porządnie rozgrzać. Wiem, nie takie rzeczy się widziało, ale nie każdy musi zaliczać wejście smoka. Nie ma co ukrywać, że oczekiwania co do tego chłopaka są bardzo duże. Nie na darmo Roma wyrwała go przecież ze szponów Barcelony.
* * *
Ciekawy był też mecz Interu z Cagliari, w którym MÓGŁ zagrać Bartosz Salamon. Jednak ktoś kto Serie A śledzi, wie że Polak ostatnio nie gra i raczej nie liczył na jego występ. No może poza pięcioma minutami w ostatnim meczu. Mimo wszystko dalej nie wygląda to na regularność. Inaczej zapowiadali to na oficjalnym profilu Eleven, gdzie wręcz sygnowano, że to spotkanie będzie pojedynkiem Salamona z Icardim. Czego się nie robi dla przykucia uwagi?
Z Argentyńczykiem Eleven jednak trafiło. Ten zagrał i mocno starał się mecz wygrać. Widać jednak, że wojna z ultrasami Interu trochę mu nie na rękę, bo gdy dostał szansę wykonywania rzutu karnego, to posłał piłkę obok słupka.
Na pierwszą bramkę trzeba było czekać do drugiej połowy, a jej autorem był Joao Mario. W tym momencie tempo podniosło się jeszcze bardziej. Próbował Inter, próbowało Cagliari, ale to goście wyglądali na bardziej cierpliwych. Samir Handanović – jak zazwyczaj – radził sobie jak mógł, ale tym razem błędów się nie ustrzegł i pozwolił Melchiorriemu pełnić rolę bohatera. Ten najpierw strzelił tak, że Handanović nawet nie zdążył się ruszyć, albo pomyślał, że obrońcy go wyręczą. Później – przy drugim golu – sprawił, że słoweński bramkarz wpadł z futbolówką do bramki. Z resztą, sami zobaczcie.
* * *
A co u innych Polaków? Sampdoria Karola Linettego pojechała do Pescary. Sporo się w tym spotkaniu działo. Po pierwszych 25 minutach mogliśmy już zobaczyć jedną bramkę samobójczą i wyrównanie gospodarzy. Na początku drugiej połowy Caprari mógł dać zwycięskiego gola Delfinom, gdyż wykonywał jedenastkę, jednak jego strzał wybronił Viviano. Karol zagrał cały mecz i znów solidnie się zaprezentował. Nie bał się rozegrać i nieźle asekurował. W drugiej połowie oddał nawet bardzo groźny strzał, ale bramkarz go wybił. Sampdoria mimo gry w przewadze przez długi czas, nie wykorzystała tego, aby wywieźć trzy punkty.
* * *
Empoli wciąż gra mocno beznadziejnie, a jedynym wyróżniającym się w tej drużynie piłkarzem jest chyba nasz Łukasz Skorupski. W niedzielę jego zespół zmierzył się na wyjeździe z Genoą. I mimo że u gospodarzy wykartkował się Lazović, Empoli dalej nie potrafiło zdominować przeciwnika. Nie zobaczyliśmy zbyt wiele strzałów, jednak gdy było trzeba, to Skorupski stawał na wysokości zadania, czym znów zasłużył sobie na bardzo wysokie noty.
* * *
Thiago Cionek tym razem nie zagrał od początku meczu, a jego drużyna podejmowała Torino. Po udanym dla Polaka zgrupowaniu, spodziewałem się raczej, że trener dalej będzie na niego stawiał. A może to i lepiej wyszło? Jego koledzy zabrali bowiem takie baty, że aż było ich szkoda. Thiago wszedł dopiero na ostatnie 14 minut. Wtedy Palermo nie straciło już żadnej bramki.
Bohaterem Byków okazał się być kolejny, były gracz Romy – Adem Ljajić – który strzelił dwa gole. I aż dziw, że trener zdjął go w 55 minucie. Może to oszczędzanie przed meczem z Lazio? Iago Falque zaliczył dwie asysty. Nie spodziewałem się po tym chłopaku takiego wystrzału formy. Wiedziałem, że umiejętności ma, ale nie sądziłem, że potrafi decydować o wyniku meczu i brać grę całego zespołu na siebie. Tak to bowiem ostatnio właśnie wygląda.
Wcześniej napisałem, że Palermo zostało dotkliwie pobite. I tak to wygląda na pierwszy rzut oka, mecz zakończył się wynikiem 1-4. Sam przebieg był jednak lekko inny. Obie drużyny miały bowiem podobną ilość okazji i strzałów. Różnica taka, że Torino było bardzo skuteczne. Dla obiektywnego obserwatora, to dobre spotkanie do obejrzenia. Nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że jedno z lepszych w tej rundzie. Dużo emocji, cios za cios i ciągłe ataki, a całość w wysokim tempie. Co do skrótu, to polecam przyjrzeć się w szczególności obydwu bramkom Ljajića. Strzelone w podobny sposób, ale mogą uświadomić jak dobrą prawą nogę Serb posiada.
https://www.youtube.com/watch?v=lmPXhQtegeY
* * *
W niedzielę mogliśmy zobaczyć kolejny dobry mecz Milanu. Zaskoczeni? Przetrzyjcie oczy, to prawda. Rossoneri przeważali przez większość czasu, jednak pierwsza bramka padła dopiero pod koniec pierwszej połowy. Ale co to była za bramka, o mamo! Juraj Kucka Huknął tak mocno, że aż mi było szkoda golkipera przeciwnika. Ściągnięto mu pajęczynę w oknie, czym bardzo mocno się zdenerwował, bo aż skakał i machał pięściami.
Druga część gry nie zdążyła się dobrze rozpocząć, a już Milan podwyższył rezultat. Świetnym dryblingiem i strzałem z około 20 metrów popisał się Mbaye Niang. W 76 minucie nadszedł czas na bramkę kontaktową. Birsa wykonał rzut wolny i przepięknie trafił w okienko. Donnarumma, mimo że niemożliwie się wyciągnął, to i tak piłki nie dotknął. Ostatnie trafienie, to bramka samobójcza Dainellego, którego nastrzelił Bacca.
I tak, niepostrzeżenie, Milan wspiął się na trzecie miejsce w tabeli. Jak już pisałem wcześniej, kibice Rossonerich w końcu mają trochę radości. Z kolejki na kolejkę wygląda to coraz lepiej i nie ma się już czego wstydzić. Jak kiedyś ktoś stwierdził: Silne drużyny z Mediolanu, to duża zaleta dla całej Serie A. Ja się z tym zgadzam. Dobrze, że Milan pokonał świetnie spisującą się, na początku sezonu, drużynę. Trzeba przecież zauważyć, że Chievo zajmuje szóste miejsce w tabeli, a do Rossonerich brakuje im jedynie tych niedzielnych trzech punktów.
* * *
W Turynie byliśmy świadkami meczu dwóch zebr. Juventus podjął Udinese. I przyznam, że byłem mocno zaskoczony, gdy w 30 minucie Jankto dał gościom prowadzenie. Niemała w tym zasługa Gianluigiego Buffona, który ostatnio nie jest w najlepszej formie. Mylił się w spotkaniach międzynarodowych, pomylił się teraz. Tym razem puścił pod brzuchem strzał zawodnika Udinese.
Juventus to jednak Juventus i nawet mimo problemów idzie po swoje. Pod koniec połowy, do wyrównania doprowadził Dybala. Kolejną bramkę dołożył, tuż po rozpoczęciu drugiej części, gdy nie pomylił się przy rzucie karnym.
Samo spotkanie nie było złe. Zarówno jedni, jak i drudzy starali się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Udinese nie poddało się nawet po dwóch ciosach Paolo Dybali, wciąż próbując atakować. Zatrzymało się jednak na 2-1.
* * *
Emocje były także w pojedynku Sassuolo z Crotone. Neroverdi mocno męczyli się z beniaminkiem, ale w końcu wymęczyli. Goście prowadzili od samego początku i naprawdę niedużo zabrakło im do otwierania szampana. Nadeszła jednak 83 minuta. Wtedy Sassuolo wyprowadziło dwa szybkie ciosy. Najpierw swoją premierową bramkę w Serie A zdobył Stefano Sensi, a chwilę później wynik ustalił Iemmello. Przeciwnik na deskach, można było gasić światła.
* * *
Lazio zmierzyło się w Rzymie z Bologną. Biancocelesti strzelali, strzelali, strzelali i nic trafić nie mogli. Za to goście prowadzili od 10 minuty, po bramce Helandera. I naprawdę szkoda było kibiców Rossoblu, którzy w ostatniej minucie spotkania musieli obejść się smakiem. Sędzia podyktował wtedy rzut karny, dzieki czemu Ciro Immobile uratował Rzymian od porażki.
* * *
We Florencji Fiorentina podjęła Atalantę. Mecz był wyrównany. Ani Viola niezbyt przekonywała, ani Nerazzurri nie dali się ogrywać zawodnikom Sousy. Okazji na strzelenie bramki trochę było, ale obydwaj bramkarze spisywali się dobrze. Fiorentinie mocno nie idzie w tym sezonie. Tak jak zawsze świetnie zaczynali i tracili siły dopiero w drugiej części rozgrywek, tak teraz nie ma nawet tego dobrego startu. Do tej pory Viola wygrała tylko dwa mecze i zajmuje 14 miejsce w tabeli, mając trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Zastanawiam się gdzie oni zniknęli?
* * *
A już we wtorek wraca Liga Mistrzów. Będzie można zobaczyć potyczkę Lyonu z Juventusem. W środę Napoli będzie gościć Besiktas. Czwartek o godzinie 19 przyniesie pojedynki Interu z Southampton oraz Słovanu Liberec z Fiorentiną. O 21 dwa mecze włosko-wiedeńskie, w których Roma podejmie Austrię, a Fiorentina będzie gościem Rapidu.
Ja oczywiście serdecznie zapraszam na kolejne Włoskie Espresso już za tydzień, a dzisiaj życzę przyjemnego wieczoru. Ciao!
PAWEŁ ISKRA