Rosjanin kontra Amerykanin. Pojedynek w Las Vegas. Sędzia ringowy? Robert Byrd ze Stanów Zjednoczonych. Sędziowie punktowi? John Mc Kale, Burt Clements i Glenn Trowbridge… również z USA. Czy to w ogóle miało sens? Czy Kowaliow mógł to wygrać?

W Polsce coś takiego nigdy by nie przeszło. Cytując legendarny już tekst Tomasza Hajto, że w sporcie na najwyższym poziomie o końcowym sukcesie decydują „detale” wiele osób czujnie zadbałoby o to, żeby pojedynku Polaka walczącego z zawodnikiem z Wielkiej Brytanii nie sędziował arbiter na co dzień mieszkający w Londynie. Bo nie, po prostu. Bo może być stronniczy, chcieć sukcesu swojego rodaka i w sytuacji dyskusyjnej podejmie decyzję, która może mu pomóc. Tak jest jednak u nas, w Polsce. W kraju, w którym bardzo często mówi się o patriotyzmie, dumie narodowej i przynależności kulturowej. Inaczej sytuacja wygląda za Oceanem.

Prawdę mówiąc, to przeoczyłem moment, w którym ogłoszono nazwisko sędziego ringowego pojedynku pomiędzy Siergiejem Kowaliowem, a Andre Wardem. Umknęło to mojej uwadze. Gdy jednak przyszła ta długo wyczekiwana chwila, pięściarze wyszli do ringu, a realizator postanowił przedstawić tych, którzy będą orzekać w walce roku i odpowiadać za skrupulatne liczenie każdego ciosu, oniemiałem. Tę ważną rolę powierzono bowiem trzem sędziom z Ameryki. TRZECH rodaków Warda wypunktuje każdą rundę. Śmierdzi amatorką, prawda?

Wiem, zaraz powiecie, że Ameryka to nie Polska, a tamtejszy Ward czy niegdyś Hopkins, Floyd czy Tyson nie monopolizują aż tak publiczności, jak robi to któryś z Polaków. Że kulturowo Stany Zjednoczone są bardziej podzielone niż kraj nad Wisłą, a losów ich bohatera nie śledzi aż tyle osób, co ma to miejsce w Polsce. Że gdy Adamek pokonywał Cunninghama w Prudential Center to więcej osób zebranych na trybunach wiwatowało, niż szlochało. Ja to wszystko rozumiem, ale… No właśnie! Ale tak być nie może! Bo to nie są mistrzostwa Grodziska Wielkopolskiego w pokera dobieranego, tylko walka o mistrzostwo świata. Jeden z najlepszych pojedynków w boksie zawodowym od wielu lat.

Sam werdykt? Dyskusyjny, kontrowersyjny, wywołujący burzę wśród wszystkich sympatyków szermierki na pięści. Kowaliow lepiej zaczął, posłał w drugiej rundzie swojego rywala na deski. Z czasem słabnął, i to Ward przejmował kontrolę nad pojedynkiem. Rosjanin bronił tytułu i wielkiej krzywdy wyrządzić sobie nie dał. Miałem wrażenie, że do ostatnich sekund dwunastego starcia był pewien, że wygrał. Z resztą – nie tylko on.

 

punktacja

 

borek-punktacja-na-koniec

Inni dziennikarze widzieli to tak:

Douglass Fischer (The Ring): 117-110 Kowaliow
Chris Mannix (Yahoo): 115-112 Kowaliow
Al Bernstein (Showtime): 115-112 Kowaliow
Dan Rafael (ESPN): 115-112 Kowaliow
Steve Kim (BoxingScene): 115-112 Kowaliow
Kieran Mulvaney (HBO): 114-113 Kowaliow
Salvador Rodriguez (ESPN): 114-113 Kowaliow
Kevin Iole (Yahoo): 114-113 Ward
Magazyn The Ring: 114-113 Ward
Mike Coppinger (USA Today): 114-113 Ward
Brian Campbell (ESPN): 114-113 Ward
Tom Craze (Bad Left Hook): 116-111 Ward

Nasz człowiek za Oceanem walkę skomentował tak:

garnek-media

Komentujący ten pojedynek Andrzej Kostyra i Andrzej Gmitruk również myśleli, że to Kowaliow był lepszym pięściarzem w tym pojedynku. Poniżej skrót walki i komentarz obu Panów:

 

http://www.polsatsport.pl/film/siergiej-kowaliow-andre-ward-skrot-walki_6433992/

 

Andrzej Kostyra wyraz swojemu niezadowoleniu wykazał kilka chwil po walce, gdy swoją opinię zamieścił na twitterze.

kostyraaaaa

Poniżej trochę statystyk z walki:

stat-garnek

A tu dokładnie, precyzyjnie, runda po rundzie. Pojedynek rozebrany na czynniki pierwsze (warto zajrzeć).

https://fight-stats.com/app/stats/583120dba153a08222a6f948

 

Mój komentarz? Blisko mi do werdyktu Mateusza Borka. Ciasno, bardzo ciasno. Blisko remisu i tak naprawdę 114:113 dla Warda to też nie jest wynik z kosmosu. Mistrza jednak trzeba przewrócić, wyraźnie pokonać, by zabrać mu pas. Tymczasem Ward był lepszy w drugiej połowie walki. Wcześniej padł na deski i przeżywał trudne chwile. Jestem przekonany, że ten sam Ward i ten sam Kowaliow walcząc w Moskwie byliby po walce w nieco innych nastrojach. I bez różnicy czy Byrd, Mc Kale, Clements i Trowbridge są kumplami Warda czy nie, to śmierdzi to z daleka amatorką. Aż dziw bierze, że ktoś na to pozwolił. Że nikt nie wpadł na to, by sędziowie podczas pojedynku o mistrzostwo świata byli różnej narodowości.

A ostatnią rzeczą, o której teraz marzy Ward jest rewanż w Rosji. On wie, że ściany pomagają gospodarzom.

KOMENTARZE