Środowisko bokserskie w Polsce piszczy, środowisko grymasi – MMA jest od nas coraz bardziej popularne! – Popek, Strachu, Arab i inny Trybson psują prawdziwą dyscyplinę sportu, przez co szlachetna szermierka na pięści traci na wartości – słyszałem już jakieś 320820 razy. Za każdym razem śmieje się do rozpuku i z niedowierzaniem patrzę na internetowe fora, z których wylewa się żółć.
Naprawdę jest sporo osób w naszym kraju, które tak sądzą. Jak to mówi słynne powiedzonko: „Widzisz źdźbło w czyimś oku, a nie widzisz belki w swoim.” Wszystkiemu winne są freak fighty, których w MMA może się odbywać bez liku, a których w boksie nie ma i prawdopodobnie nie będzie. Podobno to one interesują kibiców bardziej niż stojący na wysokim poziomie pojedynek bokserski.
Spróbuję w kilku zdaniach wytłumaczyć, dlaczego tak nie jest. Bo że tak nie jest, to jestem akurat pewny.
10 lutego w Nysie ma się odbyć gala bokserska, w której udział mają wziąć czołowi polscy pięściarze. Mowa o Krzysztofie Włodarczyku i prawdopodobnie Krzysztofie Głowackim. Prawdopodobnie Głowackim dlatego, że jest on twarzą plakatu promującego galę. Podczas jednego z ostatnich wywiadów, których Główka udzielił, można było posłuchać, że szykował się do gali w Rydze, która miała się odbyć dwa tygodnie przed Nysą (27 stycznia), ale wciąż nie dostał informacji na temat tego występu, więc z niego rezygnuje. Decyzja to mądra, proces przygotowania do pojedynku przecież trochę trwa. Jedno zdanie Głowackiego budzi pewien niepokój dla osób, które wybierają się w lutym zobaczyć go w akcji. „Gdy dostałbym propozycję walki o pas, to na pewno bym ją przyjął. Takiej szansy nie można ominąć.” Nie ma się czemu dziwić, bo celem każdego pięściarza jest tytuł czempiona, a nie zabawianie publiczności w Nysie, ale gdyby faktycznie rezerwowy turnieju WBSS otrzymał dziś telefon, że w Rydze ma powalczyć o pas, to w kilka sekund spakowałby manatki i rozpiski na Nysę wypadł.
Kibic siedzi w domu i kalkuluje. A co będzie, gdy Głowacki faktycznie dostanie swoją szansę w WBSS i nie zobaczę go w Nysie? Czy jest sens jechać na samego Włodarczyka na galę?
Mało tego – podczas gali zobaczymy również PODOBNO Ewę Piątkowską, ale ostatnia informacja ze spekulacjami na ten temat na portalu ringpolska.pl miała miejsca… 1 stycznia, czyli dość dawno temu biorąc pod uwagę, że do gali zostało mniej niż miesiąc.
Kibic chcący zobaczyć boks w krajowym wydaniu ma skołatane myśli. Z jednej strony kupując bilet za kilkadziesiąt złotych może zobaczyć w akcji dwóch byłych mistrzów świata (Włodarczyka i Głowackiego) plus aktualną mistrzynię WBC Piątkowską, z drugiej jednak pewny jest tylko występ Włodarczyka. Głowacki po cichutko liczy na to, że Briedis lub Usyk dostanie kataru i będzie musiał się z walki wycofać, o Piątkowskiej w dalszym ciągu nie wiadomo nic, a oficjalnego komunikatu w jej sprawie nie ma i być może w ciągu najbliższych dni nie będzie.
Nie mówię już o tym, że nie wiadomo, kto miałby być rywalem Włodarczyka, Głowackiego i Piątkowskiej. Czy byliby to zawodnicy z Polski, którzy mają swoich kibiców, czy rywale z zagranicy, ale rozpoznawalni w kraju i mający swoich fanów, czy może – jak to mówi Andrzej Kostyra – puszki soku pomidorowego, czyli rywale przyjeżdżający na gale tylko po wypłatę.
Ktoś powie, że się uparłem. Okej, obalam tezę. W listopadzie odbyła się gala bokserska „Noc Wojowników.” Już ponad dwa miesiące przed wydarzeniem było wiadomo, że w walce wieczoru wystąpi Tomasz Adamek, przed nim między linami zobaczymy Adama Balskiego i Roberta Parzęczewskiego. Efekt? 6-tysięczna hala wyprzedała się prawie do ostatniego krzesełka, co przyjęte było przez wszystkich jako spory sukces.
Przypomnę – do gali w Nysie został niespełna miesiąc.
Teraz weźmy MMA. 3 marca KSW organizuje swoją galę w Łodzi. Wiadomo, kto wystąpi w walce wieczoru. Wiadomo, kto jeszcze pojawi się w Atlas Arenie. Kibice zobaczą Mameda Chalidowa w konfrontacji z Tomaszem Narkunem, będzie Karol Bedorf, Łukasz Jurkowski, Mateusz Gamrot i Ariane Lipski. Praktycznie na tym KSW mogłoby już poprzestać, a przecież wiadomo, że do tego dojdą również inni zawodnicy, których udziałem w tym wydarzeniu będzie zainteresowane wiele osób. Na dwa miesiące przed galą najważniejsze karty zostały już przez federację odkryte, a bilety się sprzedają. Dziennikarze dzwonią po głównych bohaterach, robią wywiady, piszą teksty. Kibice mają możliwość zainteresowania się czymś, co jest na wyciągnięcie ręki i o czym mówi każdy. Produkt podany jest na tacy i wystarczy tylko w niego kliknąć.
Tydzień później w Warszawie odbędzie się kolejna gala FEN. W rozpisce planowanych jest dziewięć pojedynków, w tym trzy mistrzowskie. Najważniejsze zestawienia są już znane, w pozostałych pojedynkach, poza pierwszym, teoretycznie najmniej istotnym, znamy już wszystkich aktorów tego wydarzenia. Wiemy, że będzie Arkadiusz Wrzosek, Kamil Łebkowski, Krzysztof Kułak i Radosław Paczuski. Jeżeli kogoś to przekonuje, to wchodzi sobie grzecznie na stronę internetową i kupuje bilet. Jeżeli ma to w nosie, to tego nie robi – każdy podejmuje samodzielnie decyzję.
W kolejny weekend odbędzie się trzecia edycja raczkującej na ten moment federacji Babilon MMA. Już dziś wiemy, że wydarzenie odbędzie się w Radomiu, w walce wieczoru wystąpi Szymon Kołecki, a coraz więcej spekuluje się, że naprzeciw niego zobaczymy Krzysztofa Zimnocha. Mówi się na początku stycznia o wydarzeniu i posługuje konkretnymi nazwiskami. Pierwszy żar już poszedł na głowę kibiców – wiadomo, czego można się spodziewać. Cała reszta będzie sukcesywnie obudowywana, by zdążyć na 17 marca.
Widzicie różnicę? Za niecały miesiąc odbędzie się gala bokserska i my nie wiemy tak naprawdę nic – znana jest tylko postać główna, czyli Krzysztof Włodarczyk, który ma wtedy pojawić się między linami. W trzech federacjach MMA jest wiadomo sporo na dwa miesiące przed pierwszym gongiem premierowej walki.
Staram się zawszę wczuć w rolę kibiców. Nie dziennikarzy, bo jak oni będą chcieli na galę pojechać, to pojadą bez względu na to, czy Głowacki na niej wystąpi, czy też nie. Nysa jest położona na południu Polski. 445 kilometrów od Warszawy, 314 kilometrów od Łodzi, 646 od Gdańska, 267 od Poznania i 481 od Szczecina. Gdyby ktoś chciał jechać na galę, to musi zaplanować sobie cały weekend. Ja z Warszawy wyjadę pewnie rano w sobotę, a wrócę w niedzielę koło obiadu, bo zostanę tam na noc, gdyż gala skończy się pewnie po północy i trudno będzie stamtąd wracać resztkami sił. Siedzi sobie kibic bokserski w Warszawie i planuje wraz z rodziną najbliższe weekendy. Robi tak każdy, wszyscy wiecie, o czym teraz mówię. Może zaplanować większy wyjazd, bo takim jest gala w Nysie, ale cały czas się waha. Nie wie, czy zobaczy tam jedną super walkę czy trzy walki, a na jedną nie chce mu się jechać przez pół Polski i wydawać ciężko zarobionych pieniędzy. Odkłada to do momentu, gdy coś będzie OFICJALNIE POTWIERDZONE. Czeka, czeka, mija dzień za dniem, aż w kalendarzu zamiast boksu, są imieniony cioci lub wizyta teściów. Znowu – każdy to zna. I co? Gala zostaje odpuszczona, bo ILE MOŻNA CZEKAĆ? Pojawia się gadanie, że „gdybym wiedział szybciej, to…” – to też każdy pewnie słyszał kilkukrotnie.
Maciej Kawulski powiedział jedną mądrą rzecz. „KSW nie sprzedaje sportu, tylko sprzedaje bilety” – jakoś tak, mogłem coś pomylić, ale sens na pewno jest ten sam. Szkoda, że nie wszyscy w naszym sporcie to rozumieją. Popek, Strachu, Arab i Trybson na wyprzedanie obiektu mają więcej niż niespełna miesiąc.