Co by się w ringu lub klatce nie działo, ktokolwiek by nie wygrał i w jaki sposób by do tego nie doszło, moje ulubione pytanie pada zawsze: – Przepraszam, a jesteś otwarty na rewanż? Zwykle jest kurtuazja, uśmiechy, tajemnicze spojrzenie i omijanie odpowiedzi, choć wydźwięk jest zwykle ten sam. – Jasne, nie ma problemu. Mogę walczyć z każdym, przecież jestem wojownikiem.

Powtarzam: kto by nie wygrał i w jaki sposób by tego nie zrobił, to zawsze melodia jest ta sama, bo o coś trzeba pytać. Rewanż to jeden ze stałych elementów rozmowy dziennikarzy nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Po odhaczeniu kwestii planu na walkę, zrealizowaniu założeń taktycznych, dojścia do tego, czym rywal zaskoczył i czego się po nim spodziewano, przychodzi temat ponownego starcia, które bardzo często nie ma żadnego sensu.

Pamiętam, jak oglądałem wywiad z Joanną Jędrzejczyk po pokonaniu Tecii Torres w lipcu zeszłego roku. Gdy byliśmy już po wszystkich pytaniach, które streściłem w poprzednim akapicie, jeden as wypalił, czy Asia byłaby zainteresowana rewanżem z Karoliną Kowalkiewicz. JJ wzburzona od razu odpowiedziała, że pytanie jest bez sensu, bo już raz ją pokonała, okazała się bezdyskusyjnie lepsza, sędziowie w podejmowaniu werdyktu byli jednomyślni, a sama w międzyczasie straciła pas mistrzowski w kategorii słomkowej i myśli tylko o tym, aby wrócić na szczyt. Na pewno nie jest osobą, która będzie dążyła do rewanżu – co innego Kowalkiewicz, która przegrała i która może chcieć ponownie udowodnić swoją wartość.

Jak oceniam odpowiedź Jędrzejczyk? To było jedyne właściwe odniesienie się do tego tematu – nie widzę sensu, aby zwyciężyni walki jeszcze raz robiła wszystko, żeby pojedynek ponownie doszedł do skutku.

Wyjaśnię wszystkim na przykładach, kiedy powinien odbywać się rewanż. Celowo pominę powód, dla którego ZAWSZE jeszcze raz można wyjść na środek ringu. Umówmy się – dla korzyści finansowej KAŻDA WALKA ma sens się odbyć. Nawet powtórne starcie Andrzeja Gołoty z Mike’m Tysonem fajnie by się sprzedało, a chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że najlepiej by było, gdyby obaj już między liny nie wchodzili.

Jesteś Arturem Szpilką, zastanawiasz się nad walką z Mariuszem Wachem.

Rewanż nie ma absolutnie żadnego sensu dla Szpilki. Już raz wygrał z pięściarzem, który obecnie notowany jest daleko w rankingach najlepszych ciężkich na świecie. Wach był blisko pokonania Szpilki, pewnie by z nim wygrał, gdyby to jego promotor organizował walkę, a nie promotor Szpilki. Pięściarz z Wieliczki na pewno Wikinga nie znokautuje, a jest spora szansa, że sam zostanie znokautowany. To Szpila również ma więcej przed sobą – ewentualna porażka może zatrzymać jego karierę. Kariery Wacha nic nie zatrzyma – Wiking ma przed sobą ostatnią prostą między linami.

Jesteś Joanną Jędrzejczyk, zastanawiasz się nad walką z Rose Namajunas.

Dla Jędrzejczyk ta walka ma sens i jest sportowym priorytetem na obecnym etapie kariery. Z perspektywy Amerykanki jednak pojedynek nie ma sensu się odbyć – raz Namajunas wygrała zdecydowanie, w pierwszej rundzie, drugim razem na pełnym dystansie i decyzją sędziów. Oczywiście można tę walkę fajnie obudować – była kontra aktualna mistrzyni, ale zysk z tego pojedynku może mieć tylko Polka – jak wygra, to zrobi coś przełomowego. Zwycięstwo Rose przejdzie bez echa – po prostu po raz kolejny zrobiła to, co wcześniej dwukrotnie już udało jej się osiągnąć.

Jesteś Władimirem Kliczko, zastanawiasz się nad walką z Anthony’m Joshuą.

Ta walka ma sens dla Ukraińca, który właśnie po tym starciu zakończył sportową karierę. Co przemawia za rewanżem? Kliczko po pierwsze przegrał, po drugie prowadził na kartach punktowych do momentu przerwania starcia przez sędziów, po trzecie wraz z Brytyjczykiem dał znakomity pojedynek, który każdy z pewnością obejrzałby jeszcze raz. Dla Joshuy sytuacja jest mniej korzystna – może stracić trzy pasy nie zdobywając żadnego. Pokonując po raz drugi Kliczko może jednak być na długo zapamiętany przez kibiców boksu i jego sportowa wartość jeszcze bardziej wzrośnie.

Jesteś Conorem McGregorem, zastanawiasz się nad walką z Floydem Mayweatherem Jr.

Ta walka powinna być obsesją dla Conora, który nie miałby nic stracenia – poza ogromnymi pieniędzy, które zarobiłby za walkę, a o których przez całą karierę w MMA nie miałby prawa nawet pomarzyć, mógłby przejść do historii i zabrać zero w rekodzie jednemu z najlepszych pięściarzy w historii boksu. Dla Floyda jednak ta walka nie ma żadnego sensu. Cytując Szpilkę, w pierwszej walce Money zrobił Irldanczykowi dziecko i za drugim, trzecim, czwartym i piątym razem starcie potoczyłoby się to podobnie. Cały czas mówimy o pojedynku bokserskim.

Jesteś Tysonem Furym, zastanawiasz się nad walką z Deontayem Wilderem.

Fury chce tej walki, bo jest przekonany, że na pewno rewanż by wygrał. W pierwszej konfrontacji wstał z kolan i zdaniem wielu osób „wypykał” Amerykanina, który momentami wyglądał blado na tle byłego mistrza świata. Wilder natomiast może walki chcieć, jego ego na pewno chce potwierdzenia, że jest najlepszym pięściarzem na świecie w królewskiej dywizji. Na pewno nie będzie nalegał, aby do tej walki doszło w najbliższym czasie. Wilder może ponownie walczyć, ale nie musi tego robić – jest mistrzem świata, nie przegrał pierwszej walki.

Różne sytuacje, różne przemyślenia różnych zawodników. Walki, w których mistrz nokautował w pierwszej rundzie pretendenta, faworyt bawił się w kotka i myszkę ze skazanym na porażkę, stary lis wygrywał każdą z rund z wchodzącym do wielkiego sportu pięściarzem nie mają ŻADNEGO SENSU. Rewanż to opcja tylko wtedy, gdy sprawy nie zostały wyjaśnione (Wilder vs Fury), mieliśmy do czynienia z porażką faworyta (Jędrzejczyk vs Namajunas I) lub ogladaliśmy znakomite widowisko (Kliczko vs Jushua). W każdym innym wypadku ponowne starcie to strata czasu.

Zapytać o rewanż oczywiście można, większość odpowie twierdząco, ale będzie to tylko odhaczenie idiotycznego pytania przeczytanego z kartki.

KOMENTARZE