Często pytają mnie znajomi, jaki prywatnie jest dany sportowiec. Czy rozmawiając z nim i umawiając się na wywiad, wymieniając ze sobą kilka telefonów lub SMS-ów moje odczucia były pozytywne, czy negatywne. Czy oglądając kogoś takiego w telewizji kibicuje mu, czy najchętniej życzyłbym spektakularnej porażki.

Zmierzam w kierunku Joanny Jędrzejczyk, która w niedzielę przyleciała do Polski i wylądowała na warszawskim Okęciu. Juras dzień wcześniej zachęcał do tego, by przyjść na lotnisko i przywitać byłą już mistrzynię UFC. Wszystko w nawiązaniu do tego, co działo się w ostatnim czasie w mediach na temat JJ. Wiele osób ucieszył fakt, że Polka w końcu przegrała i tytuł czempiona straciła. Wśród nich było jeszcze kilka miesięcy temu kilku, którzy dumnie prężyli muskuły, gdy ktoś za granicami naszego kraju wspominał o fenomenie JJ Champion.

Mnie ta gównoburza nie interesowała, bo zawsze patrzę tylko na wartość sportową danego zawodnika bądź zawodniczki. Wszystko co dookoła, życie osobiste, problemy, długi, procesy sądowe czy prowadzenie mediów społecznościowych mnie nie interesuje – nie reaguję na to. W przypadku Asi jej wartość w moich oczach pokazuje oktagon i to, jak ona sobie w nim radzi. Jeżeli robi to dobrze, a do ostatniej walki robiła to spektakularnie, to cała reszta, prztyczki podczas konferencji prasowych czy wyzywające gesty względem kolejnych rywalek nie mają żadnego znaczenia. Odcinam je grubą kreską i nie ma to wpływu na to, jak ją postrzegam.

Asia przegrała i powstało bardzo wiele dyskusji na temat jej zachowań przed walką. Warto zauważyć, że JJ zawsze była pewna siebie, zawsze była nieco butna i arogancka, ale… taka już jest. Zarzucanie jej tego, że robi z siebie Conora McGregora w spódnicy jest nie na miejscu. Gdyby na ważenie przyszła w różowej miniówce i cyckami na wierzchu, zaczęła sobie pstrykać wyzywające zdjęcia i wymądrzałaby się na temat polityki – zgoda, odbiło jej. Ale gdy zeszła ze świecznika, to wszystkim nagle zaczęła przeszkadzać jej pewność siebie. Gdy wygrywała, to nikt tego nie powiedział głośno, ale gdy już się powinęła noga, to można było naładować procę i strzelać z grochu prosto w twarz – Jędrzejczyk zgubiła pycha i w końcu ma za swoje.

Wyobraźcie sobie, że na Okęciu czekało na Asię naprawdę sporo ludzi. Może nie tłumy, ale nie było to 10 osób, tylko znacznie więcej. Asia zrobiła sobie z każdym zdjęcie, każdy mógł z nią porozmawiać, dotknąć, z bliska przypatrzeć się osobie, która przez wielu ekspertów od mieszanych sztuk walki jest nazywana najlepszą w swoim fachu w historii tej dyscypliny. Na mnie takie akcje wrażenia nie robią, ale ludziom to się podoba – kibice potrafią jechać przez pół Polski, żeby dostać autograf i uścisnąć dłoń. W Warszawie każdy miał ku temu okazję.

Ta butna i arogancka Jędrzejczyk była przy tym przemiła, szczera, wyraźnie zbudowana tym, co zastało ją na lotnisku. Sztuki umiejętnego „pozowania do zdjęć” i uśmiechania się na zawołanie można się nauczyć – Mariusz Pudzianowski na przykład moim zdaniem nie lubi robić sobie zdjęć z kibicami i nie bawi go „tracenie czasu” na fotki i autografy. Podobnie ma z dziennikarzami – najlepiej, gdyby wszyscy podstawili mikrofony i zadawali wspólne pytania – nie chce z każdym gadać o tym samym. Jędrzejczyk, gdyby trzeba było, to na Okęciu stałaby dobę. Zmęczona po podróży, niewyspana, możliwe, że głodna, a już na pewno stęskniona za rodzinnym domem. Ściskała się z ludźmi, dziękowała za wszystkie słowa otuchy, zagadywała do małych dzieci, które również przyszły po fotkę z JJ i robiła to z uśmiechem na buzi i szklanymi oczami – naprawdę całe zajście na Okęciu zrobiło na niej ogromne wrażenie. Była wyraźnie podniecona tym, że po przegranym pojedynku jest wiele osób, które mimo wszystko wierzą w nią i zamiast zajadać się schabowym i mizerią w niedzielne południe przyszło przywitać byłą już mistrzynię.

rose

Wiele sportowców nie potrafi poradzić sobie po przegranym pojedynku. Jędrzejczyk była stuprocentową faworytką do zwycięstwa, porażka w pierwszej rundzie przez nokaut to olbrzymia sensacja. Mimo tego potrafi wyjść do ludzi i bez fochów ani grymasów cieszyć się z fanami wspólnym spotkaniem, które wyjątkowe jest tylko dla fana – zrobiło sobie z nią fotki w życiu już tyle osób, że pewnie wszyscy nie pomieściliby się w jej rodzinnym Olsztynie.

Jaka jest Asia prywatnie? Skłamałbym mówiąc, że się znamy, ale miałem okazję zrobić z nią wywiad, gdy jeszcze mieszkała w Olsztynie. Ja wtedy stacjonowałem w Gdańsku i przyjechałem do niej pociągiem. Musiałem chwilę poczekać, gdyż była u lekarza, ale potem swoim samochodem zabrała mnie na kawę, za którą zresztą zapłaciła. Początkowo nie chciałem na to pozwolić, ale swoją decyzję argumentowała tym, że jechałem długo do niej, wydałem pieniądze na bilety, więc ona niejako w rewanżu będzie chciała kupić kawę. Porozmawialiśmy z godzinkę, wydaje mi się, że wyszła z tego ciekawa rozmowa. Na końcu wspomniałem coś o tym, że będę się przeprowadzał do Warszawy, bo chcę się rozwijać w branży. Zapytała, czy mam nagraną pracę i czy może mi w jakiś stopniu pomóc. Powiedziała, że ma znajomych dziennikarzy w Warszawie i jak będę chciał, to może podzwonić i popytać. Grzecznie odmówiłem, bo było mi głupio. Powiedziała, że trzyma za mnie kciuki i cieszy się, że mogliśmy się poznać. Banalne, ale miłe.

Po dwóch miesiącach dostałem SMS-a od Asi. „Kuba, udało ci się znaleźć pracę? Jak u ciebie?” Byłem bardzo zdziwiony i bardzo mi to zaimponowało. Poradziłem sobie, wszystko ułożyło się po mojej myśli, ale bardzo zaskoczyła mnie tym, że w ogóle o mnie pamiętała i naprawdę mogło jej zależeć na tym, że ktoś w sumie zupełnie dla niej obcy, ale pozytywnie odebrany na pierwszy rzut oka, miał w życiu lepiej.

Zestawię to teraz z innym przypadkiem. Mam kolegów dziennikarzy, którzy pojechali kiedyś do polskiego piłkarza grającego w naszej lidze na wywiad. Mówię o Ekstraklasie. Klub był powiązany z redakcją umową sponsorską, więc raz na jakiś czas „materiał ekskluzywny” musiał być zrobiony. Panowie zatankowali samochód, wypisali w delegację i przez trzy godziny podczas dnia wolnego od dyżuru udali się na rozmowę. Wszystko było dogadane, rzecznik prasowy wyraził na to zgodę, zawodnik wiedział o tym z tygodniowym wyprzedzeniem. Nic tylko spędzić z nim trochę czasu, pogadać w sumie o ciekawych tematach, bo o jego karierze, wypić kawę, przejść się po stadionie, pokazać zakątki klubu, może zjeść obiad czy pójść pokręcić się po mieście – każdy chciałby tak spędzać swój czas w pracy.

Piłkarz do dziennikarzy wyszedł i chwilę porozmawiał. Absolutnie nie miał na to ochoty, robił to z łaską, trzeba było mu słodzić i uważać na każde zdanie, żeby przypadkiem nie urazić. Całość trwała nieco ponad kwadrans i wtedy zawodnik wyszedł – nie wiem, czy do toalety, czy po kawę – nie znam aż takich szczegółów. W każdym razie przyszedł po chwili rzecznik prasowy i powiedział, że zawodnik już nie chce rozmawiać. Jest zmęczony, nie chce mu się, ma gorszy dzień. Panowie spakowali manatki i zawinęli się do Warszawy z rozmową zrobioną na kolanie, której mimo dużych starań nie można było nazwać ciekawym wywiadem. Piłkarz ostatecznie położył na to laskę, nie interesowało go to, że panowie premii nie dostaną i mogą mieć problemy z tego tytułu. Po prostu – nie miał ochoty z nimi rozmawiać i bez pożegnania powiedział rzecznikowi, żeby spławił chłopaków, którzy przyjechali specjalnie dla niego kilkaset kilometrów w dniu wolnym od pracy.

Rozmawiałem kilka razy z piłkarzami po meczach. Gdy – przykładowo – Legia przegrała, to był jasny znak dla wszystkich – zawodnicy mogą nie chcieć rozmawiać. Nie mają humoru, a pytanie o słabszą formę może zostać odebrane jako atak, który w dziecinny sposób należy odeprzeć. Przykład? Znowu – Maciej Dąbrowski z Legii, który zapytany przez dziennikarza ze Sportowych Faktów o gorszą formę, gdy faktycznie Wojskowi nie grali dobrze, był oburzony i koniec końców skompromitował się przed całą Polską.

Jędrzejczyk tydzień po przegranej i spektakularnej klęsce udziela wywiadów, rozmawia z kibicami, szuka kontaktu i dziękuje za każdy przejaw sympatii. Mogłaby do Polski nie wrócić, wyłączyć telefon, schować się na strychu, przykryć kocem i nie wychodzić stamtąd przed kilka miesięcy. Ona o trudnej dla siebie sprawie chce i może rozmawiać – żaden delikwent z mikrofonem w ręku nie zostanie przez nią skasowany.

Także, bo miało być o tej gównoburzy na jej temat. Asia może i jest butna, może i jest arogancka – sama o sobie tak powiedziała w moim wywiadzie. Jest poza tym szczera, ludzka, życzliwa, prawdziwa i ma dobre serce. Działa emocjonalnie, jest pewna siebie, momentami agresywna i wyzywająca. Jest natomiast sobą i każdym zachowaniem odzwierciedla siebie. Gadanie o tym, że spotkała ją nauczka za pajacowanie i udawanie McGregora jest najzwyczajniej w świecie nie na miejscu.

Wydaje mi się, że do tej klasy sportowca należy podchodzić z dużo większym szacunkiem. Nie zmieniać zdania na temat kogoś, gdy tylko powinie się noga. Ja osobiście brzydzę się czymś takim jeszcze bardziej niż burackim zachowaniem ćwierćpiłkarza, który dostał migreny po dziesięciu minutach udzielania wywiadu.

9569628_web1_croppedmma-ufc217-110517hf_004

KOMENTARZE