W Poznaniu hurraoptymizm. Lech wygrał z Legią w Warszawie i opuścił ostatnie miejsce w tabeli, z którym zdążył się już w tym sezonie zaprzyjaźnić. Legia przegrała, mimo że patrząc tylko na statystyki, była drużyną lepszą. Jan Urban w trzech spotkaniach w roli szkoleniowca Lecha zdobył aż siedem punktów. Jego poprzednik – Maciej Skorża – w jedenastu kolejkach ligowych i dwóch w europejskich pucharach uzbierał ich tylko sześć. Coś wyraźnie drgnęło, jednak radziłbym szampany schować na później i poczekać, aż Lech naprawdę zacznie godnie prezentować się na boisku.

W pierwszym spotkaniu w roli trenera Urban musiał się zmierzyć z  Ruchem Chorzów przed własną publicznością. Niebiescy przyjeżdżając do Poznania mieli swoje problemy. Rywala obawiał się Waldemar Fornalik, który zdawał sobie sprawę z tego, że najbardziej niebezpieczny jest zraniony niedźwiedź. Kolejorz stracił bramkę już w pierwszej minucie, by po kwadransie przegrywać 0:2. Próbował potem co prawda odmienić wynik spotkania, ale ostatecznie sił starczyło tylko na doprowadzenia do remisu. Podział punktów nikogo nie krzywdził,  mimo że Lech po tym spotkaniu mógł czuć wielki niedosyt.

Nie na rękę poznaniakom był z pewnością wyjazd na czwartkowy mecz do Florencji w ramach Ligi Europy. Międzynarodowe rozgrywki, o które klub z Wielkopolski tak zaciekle walczył w poprzednim sezonie nie pomagał w odnalezieniu formy. Zamiast kilku jednostek treningowych i skoncentrowaniu się na spotkaniu z Legią, Kolejorz grał z liderem włoskiej Serie A. Po całkiem niezłym spotkaniu poznaniakom udało się pokonać „fiołków” i choć na chwilę zapomnieć o wielkim kryzysie. W polskich mediach od razu można było zauważyć klasyczne pompowanie balonika, no bo przecież polska drużyna wygrała z najlepszym włoskim klubem. Trzeba jednak przyznać, że Fiorentina zupełnie olewa tegoroczne rozgrywki Ligi Europy. Doskonale pamięta jak próba grania na dwóch frontach skończyła się przed rokiem. Włoski klub zna swoje miejsce w szeregu i woli walczyć o ligowy prym, niż o podbój Europy. Paulo Sousa posłał do boju rezerwowych, by po porażce w weekend z Napoli nie stracić punktów w niedzielnym starciu z Romą. Lech ostatecznie wygrał, bo potrafił wykorzystać słabość przeciwnika. Kulturą gry znacznie odstawał od piłkarzy z Florencji i na pewno nie można powiedzieć, że zagrał dobre spotkanie. Wykorzystał po prostu to co miał i za to należą się pochwały. Piłka jest niesprawiedliwa  i dzięki temu Lech mógł z tarczą wracać do Poznania.

Zastanawia mnie to czy Lech zaliczył progres, czy Legia jest po prostu jeszcze słabsza. W futbolu każda seria kiedyś się kończy i wszyscy zdawali sobie sprawę, że Kolejorz w końcu zacznie wygrywać. Mało kto jednak wierzył, że nastąpi to już w Warszawie. Różnicę pomiędzy zespołami zrobił w niedzielę Jakub Rzeźniczak. To on zawalił ten mecz, to przez niego Legia straciła bramkę. Jeśli warszawski klub chce wygrać mistrzostwo Polski i zakwalifikować się do Ligi Mistrzów, to takiemu piłkarzowi jak Rzeźniczak musi jak najszybciej podziękować. Największą zagadką w polskiej piłce jest dla mnie wszechobecne podniecanie się jego osobą. Od dłuższego czasu jego gra jest chaotyczna, a sam Kuba sprawia wrażenie nerwowego i nieskoncentrowanego. Stworzenie kompilacji jego boiskowych kiksów z kilku ostatnich sezonów zrobiłoby prawdziwą furorę na Youtube. Aż dziw bierze, że piłkarz o takich umiejętnościach o takim braku umiejętności tak długo buja się w Legii. Mało tego! Jest tam wielce szanowany i docenia się jego olbrzymi wkład w grę vice mistrzów Polski. Póki jednak będzie w warszawskiej drużynie występował, Legia może zapomnieć o sukcesach w Polsce, o Europie już nie wspominając.

Janek wygrał, Staszek przegrał. Obie drużyny w tym roku zawodzą, ale w bezpośrednim starciu jest już 2:0 dla poznaniaków. Przy obecnej kondycji obu zespołów, szlagier Ekstraklasy smakował tym razem jak odgrzewany kotlet. Zwycięstwo Lecha może natchnąć drużynę do lepszej gry i wydostania się ze strefy spadkowej. Jeżeli nic się jednak nie zmieni, to wiosną różnicę między obiema ekipami dalej będzie wyznaczał Jakub Rzeźniczak.

KOMENTARZE