127 dni. Tyle właśnie po zdobyciu tytułu Mistrza Polski, klub Lech Poznań zwolnił ze stanowiska pierwszego trenera Macieja Skorżę. Wliczając w to przerwę pomiędzy sezonami oraz dwie pauzy na mecze reprezentacji wyszło, że Skorża został zwolniony 74 dni po otrzymaniu medalu za krajowy czempionat. Stracił posadę w miejscu, gdzie do niedawna był noszony na rękach. Zrobił dla kolejorza rezultat, o którym mało kto przed sezonem marzył. W czerwcu był bohaterem, dziś nie ma dla niego miejsca w Poznaniu.

Polska to wciąż durny kraj, którym zarządza banda idiotów. Jak nazwać inaczej kogoś, kto zwalnia ze stanowiska trenera, przed chwilą stojącego na piedestale i patrzącego na obraz nędznego krajowego futbolu z samej góry? Jeszcze dziesiątego lipca Lech, w meczu o Superpuchar Polski, przejechał się po Legii do tego stopnia, że wszyscy oglądający to spotkanie przecierali oczy ze zdumienia. Kibice w Poznaniu po raz sześćdziesiąty trzeci uwierzyli, że Lech dobrze gra w piłkę. „To jest ten rok” powtarzali jak mantrę kibice przy Bułgarskiej, marząc o jesiennym hymnie Ligi Mistrzów na poznańskim stadionie. Jak to możliwe, że najlepsza polska drużyna nagle przestała umieć grać w piłkę? Jak trener, który potrafił rozpracować Legię, przestał trenować swój zespół? Czy za wszystko odpowiedzialny jest szkoleniowiec – uznana marka z przeszłością w sztabie reprezentacji czy grupa nieudaczników, których wypłata miesięczna powinna być skrócona o przynajmniej jedno zero?

Tak to właśnie działa. Najłatwiej jest wypierdolić trenera, nie mając za niego przygotowanego zastępcy. Urban? Sympatyczny facet, niegdyś znakomity piłkarz, ale Lech pod jego wodzą dalej będzie bawił się w ten sam futbol. Czasem wygra, czasem przegra, tabela po trzydziestu kolejkach podzieli się, to niektórzy inteligenci stwierdzą nawet, że strata do miejsca premiującego utrzymanie nie jest wcale tak duża. Można było dać Skorży ten kryzys przetrwać, szansę by podniósł się z kolan, wygrał z kimś z czołówki i natchnął w szeregach poznaniaków ducha walki. Ale po co? Arsenal i Manchester też wywalają trenera trzy razy w roku za słabe wyniki. NIGDY nie będziemy grać dobrze w piłkę, jeśli drużynę dwukrotnie mierzącą się w jednym sezonie prowadziło będzie czterech różnych szkoleniowców. Tak się akurat składa, że najdłużej panującym trenerem na naszym krajowym podwórku jest Tadeusz Pawłowski. Bagatela osiemnaście miesięcy.

KOMENTARZE