Michał Cieślak dokładnie 2 miesiące temu stoczył pojedynek o tytuł mistrza świata. Dziś patrzy na tę walkę z dystansem, traktuję wyjazd do Kongo jako wielką przygodę, którą wspominał będzie do końca życia. Cieszy się, że jego starcie odbyło się przed epidemią koronawirusa i ma nadzieję, że świat szybko wróci do normalności. Sam celuje jeszcze w wielkie walki, a doświadczenie, które nabył, ma mu pomóc spełniać wielkie marzenia w przyszłości.

Michał, jak się czujesz? Jak samopoczucie w tym trudnym czasie?

Michał Cieślak: No lekko na pewno nie jest, nie jestem przyzwyczajony do siedzenia w domu. Stosuję się jednak do zaleceń i przestrzegam zasad. Co do zdrowia – wszystko w porządku, na nic nie narzekam. Czekam, aż będzie można w końcu wrócić do normalnego życia, ale z tą sytuacją borykamy się wszyscy, więc jak najbardziej to rozumiem.

Cieszysz się, że udało się stoczyć pojedynek przed tą całą sytuacją z koronawirusem?

MC: Tak, oczywiście. Cieszę się, że w styczniu sytuacja z wirusem była na tak wczesnym etapie, że mogłem normalnie przygotowywać się do walki i mój wyjazd na galę nie stanowił żadnego problemu. Mogę odpoczywać i przeżywać kwarantannę w czasie, gdy wszyscy siedzą w domach. Z tym że ja do niczego się nie szykuję i mogę sobie na to pozwolić.

Niedawno wszyscy żyliśmy twoimi problemami i tym, że termin twojej walki był wielokrotnie przekładany. Dziś tamte przesunięcia to tak naprawdę nic, bo wielu sportowców nie ma pojęcia, kiedy wróci do normalnego życia.

MC: Zgadza się – dziś moje problemy wydają się czymś, co każdy sportowiec wziąłby w ciemno patrząc na to, co ma miejsce w czasie pandemii. Ja wiedziałem, że walkę stoczę, mimo że musiałem podtrzymywać swoją formę i aktywność. Kiedy dziś pięściarze wyjdą do ringu? Kiedy to wszystko znowu wystartuje? Trudno powiedzieć, nikt nie jest w stanie na żadne pytanie odpowiedzieć.

Przyszła w tym trudnym czasie taka refleksja, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze? Myślałeś nad tym wszystkim?

MC: Czasami rozmyślam sobie na wiele tematów i nie potrzebuję pandemii do tego, żeby odpowiadać sobie na pewne pytania. Dużo zastanawiam się nad wszystkim – nad tym, co było i będzie w przyszłości.

Potrafisz z dystansem podchodzić do tego, co wydarzyło się dwa miesiące temu w Kongo?

MC: Na pewno miło wspominam tę przygodę. Kurde, zawsze powtarzam, że nie żałuję decyzji o wylocie do Kongo i brania udziału w czymś, co było bardzo dziwne. Cały ten wyjazd, to wszystko… Dużo się dzięki temu nauczyłem i dziś jestem o te doświadczenia bogatszy. Sporo sam sobie udowodniłem i wierzę, że w przyszłości mogą być z tego tylko korzyści.

Sporo udowodniłeś też kibicom, dla których jesteś bohaterem. Wypowiedzi przed, wypowiedzi po, postawa w ringu – wielki szacunek masz już na zawsze u wszystkich.

MC: Bardzo dziękuję, że tak mówisz i naprawdę jestem wdzięczny wszystkim, którzy teraz mnie wspierają. To wiele dla mnie znaczy. W ringu przegrałem, bo byłem gorszy, ale stanąłem w ringu naprzeciwko gościa, który – podobnie jak ja – chciał wojny. Daliśmy wojnę, on wygrał, ale to nie jest koniec mojej kariery. Przed pojedynkami nie lubię dużo mówić, po nich emocje opadają i można porozmawiać. Ja jestem przekonany, że dałem z siebie 100% i na pewno nie mogę sobie nic zarzucić. A czy wygrałbym, gdybyśmy walczyli gdzie indziej? Gdyby były inne warunki atmosferyczne i okoliczności? Nie wiem, nie zastanawiam się nad tym. To nie ma żadnego znaczenia.

Pewnie jako młody chłopak nie tak wyobrażałeś sobie walkę o mistrzostwo świata.

MC: Nie, nie – zdecydowanie inaczej. Walka o mistrzostwo świata to Las Vegas lub Nowy Jork, duża hala, pełno kibiców, a tu Kongo, walka w parku… No śmiesznie było, nikt nie był w stanie tego przewidzieć ani wcześniej wyreżyserować.

Walkę już oglądałeś? Jakie masz przemyślenia na jej temat?

MC: Nie oglądałem. Nie dojrzałem jeszcze do tego, żeby ją oglądać. Pierwszy raz w życiu miałem tak, że przez miesiąc kompletnie nic nie robiłem. Zwykle po dwóch tygodniach roztrenowania zaczynałem się ruszać, coś poćwiczyć. Teraz – kompletnie nic. Nie rozmawiałem z nikim o walce, bo chciałem się od tego ociąć. Z trenerem w ogóle o tym nie dyskutowaliśmy, nie chciałem oglądać tego pojedynku – moja głowa tego potrzebowała. Wypocząłem jak nigdy, ale wiem, że taki reset czasami jest niezbędny.

Gdy włączysz walkę, to się przeżegnasz się – na oko lata 70. poprzedniego wieku, a nie 2020 rok.

MC: Widziałem skróty walki i dużo osób do mnie pisało, że jakość transmisji – delikatnie rzecz ujmując – odbiegała od współczesnych standardów.

Doceniają cię kibice, ale nie tylko – zdaniem wielu ekspertów nie jesteś już trzecim czy czwartym pięściarzem w Polsce w kategorii junior ciężkiej, ale najlepszym bez podziału na kategorie wagowe w naszym kraju.

MC: Z tego powodu też jest mi bardzo miło, że osoby, które znają się na boksie, doceniają trud, który wkładam w przygotowania i kolejne walki. Kilkukrotnie otrzymywałem od dziennikarzy pytania, czy zazdroszczę Główce lub Diablo tego, że oni walczyli o pasy, a ja musiałem na swoją szansę czekać. Nie, ja nigdy nikomu niczego nie zazdroszczę. Każdemu życzę jak najlepiej. Doskonale wiem, ile pracy trzeba włożyć w to, żeby zostać docenionym i żeby walczyć o wielkie trofea. Wiedziałem, że dobrą postawą w ringu w końcu dopcham się do walk mistrzowskich i tak też się stało.

Nie boisz się trochę tego, że teraz długo będziesz pomijany i twoja kariera gwałtownie wyhamuje? Że zamiast kolejnych sportowych wyzwań będziesz czekał na swoją szansę? Mateusz Masternak pokazał się z dobrej strony z Dorticosem, a później kilka miesięcy pauzował i kolejną aktywnością były dopiero pojedynki amatorskie.

MC: To jest boks i niestety tu wszystko może się wydarzyć. Ja jestem od czarnej roboty. Od pracy i zasuwania każdego dnia, żeby dawać powody do tego, abym otrzymywał kolejne szanse. Wierzę, że one przyjdą i moja kariera będzie kontynuowana. Nie wiem, czy od razu z mistrzami, ale na pewno będzie nakreślona ścieżka, która ma mnie doprowadzić do kolejnej walki o pas. Czy tak się jednak stanie? To wszystko rola promotorów. Mateusz po dobrym pojedynku długo czekał na swoje szanse i postanowił wrócić do boksu olimpijskiego. Mam nadzieję jednak, że jak sytuacja na świecie się uspokoi, to nie będę musiał długo czekać na kolejne walki. Ja w każdym razie będę gotowy do tego, aby trenować i boksować, gdy tylko będzie to możliwe.

Na ten moment jednak planowanie czegokolwiek nie ma żadnego sensu.

MC: Dokładnie – teraz musimy siedzieć w domach i robić wszystko, żeby pokonać koronawirusa, który jest problemem wszystkich ludzi na świecie. Pod pewne plany można układać jakieś scenariusze, ale tylko teoretycznie i bez konkretnych terminów. Zwalczmy pandemię i potem wrócimy do normalności – potrzeba trochę cierpliwości.

Andrzej Liczik, twój trener, będzie teraz również opiekunem Artura Szpilki. Cieszysz się z tego?

MC: Tak, cieszę się, bo wydaje mi się, że obaj możemy tylko na tym skorzystać. Nie rozmawiałem jeszcze o tym z trenerem, ale zawsze praca w grupie i wzajemnca pomoc mogą wyjść zawodnikom tylko na dobre. Część treningów będzie pewnie odbywała się wspólnie, część indywidualnie, ale to dobrze, bo dzięki temu będzie element rywalizacji, a to zawsze podnosi poziom sportowy. Artur ma podobno szykować się do rewanżu z Siergiejem Radczenko, więc wierzę, że z Andrzejem Liczikim ten pojedynek zaliczy do udanych i pewnie go wygra.

Na koniec: z twoimi promotorami wszystko w porządku? Relacje macie dobre?

MC: Tak, wszystko w porządku.

KOMENTARZE