Nadrabiam zaległości bokserskie z ostatnich dni i słyszę, że Artur Szpilka chce natychmiastowego rewanżu z Łukaszem Różańskim. Ponownej walki, która ma mu pomóc wrócić na właściwą drogę.
Drogi Arturze, jako młodszy kolega, muszę przyznać, że cały czas mnie zaskakujesz. Nie w ringu, nie kolejnymi zwycięstwami i umiejętnościami, bo te w twoim bokserskim warsztacie wyglądają coraz słabiej. Imponuje mi twój optymizm i wizjonerstwo. Patrzenie na świat przez różowe okulary usuwające w cień wszystkie problemy, z którymi na co dzień borykają się ludzie chodzący po tej planecie.
Bardzo dawno temu mówiłeś, że nie chcesz, aby Andrzej Wasilewski prowadził dalej twoją karierę, bo ciągłe przepychanki na Twitterze oraz niejasności zabrały ci sporo zdrowia i masz zamiar samemu kierować swoimi losami. Dumnie opublikowałeś na Twitterze wpis, w którym rozwiązujesz kontrakt z człowiekiem, który doprowadził cię do walki o mistrzostwo świata i zorganizował jeszcze kilka innych pojedynków, którymi możesz się pochwalić. Wiem, że to ty wychodzisz do ringu i to ty boksujesz. Ciężko trenujesz i zbierasz ciosy, które niszczą twoje zdrowie. Musisz jednak pamiętać, że gdyby nie AW, to pewnie tych walk by nie było. Gdyby nie jego znajomości i zgoda, to zamiast w Nowym Jorku boksowałbyś w Łomży. Zamiast Derecka Chisory po drugiej stronie ringu stałby węgierski prospekt, a gaża za taki pojedynek starczyłaby ci na waciki, a nie godne życie.
Arturze, wiwatowałeś, że w końcu będziesz wolny i nie będziesz musiał użerać się z panem Andrzejem. Przez długi czas miałeś wpis informujący o waszym rozstaniu przypięty na samej górze swojej tablicy na Twitterze, bo to były dla ciebie ekstra wieści. Nie przewidziałeś tylko jednej rzeczy – walkę z Różańskim możesz przegrać. Porażka spowoduje, że znajdziesz się w ślepym zaułku zupełnie sam. Bez promotora, który wyciągnie cię za uszy z problemów.
Jeszcze chwilę temu mogłeś stawiać warunki – chcesz walczyć za tyle, a nie za tyle. Chcesz wychodzić do ringu jako drugi, mimo że zwykle ostatni wychodzi gospodarz, a walczyliście przecież w Rzeszowie, czyli w rodzinnym mieście Różańskiego. Porażka spowodowała jednak, że dziś to ty musisz się dostosować. Zaakceptować to, co ktoś ci proponuje. Grzecznie czekać na dobre serce, które podpowie komuś, żeby wyciągnąć do ciebie pomocną rękę.
Ja rozumiem, że masz nazwisko, które grzeje ludzi, ale każda osoba, która cokolwiek z boksu rozumie, zdaje sobie sprawę, że prawie na pewno (tak na 99%) nic z twojej kariery już nie będzie. Wypowiadał się o tym twój kumpel Maciej Sulęcki, który w wywiadach sugerował ci, żebyś zakończył sportową karierę i więcej nie walczył. To jak myślisz, czy ktoś mając jasne przesłanki ku temu, że to już koniec, będzie pchał się do tego, żeby dać następne walki? Zainwestuje swoje pieniądze w to, żebyś spokojnie mógł się odbudować?
Różański jest dziś na świeczniku i ma wszystko po swojej stronie. Ma bogatych ludzi za swoimi plecami, którzy prowadzą jego karierę, ma poukładane relacje z miastem wojewódzkim, które żyje boksem. Ma wielu kibiców, którzy kupują bilety na jego walki i dwa duże nazwiska w rekordzie. Ma też promotora, Andrzeja Wasilewskiego, który rozgląda się od kilku tygodni za najlepszą dla niego opcją. I jak myślisz, ten promotor, który pieniądze potrafi liczyć bardzo dobrze, marzy dziś o tym, żeby Różański walczył ponownie z tobą, bo ty tego chcesz? Zamiast obserwować światową czołówkę w wadze bridger lub hitowo zapowiadającą się walkę z innym swoim podopiecznym, Krzysztofem Włodarczykiem, ma wracać do starcia, które już było i pokazało, kto jest lepszy? A jaki on miałby w tym interes?
Gdyby Wasilewski dalej opiekował się Szpilką i miał z nim długą umowę – okej, niech dba o losy swojego zawodnika i próbuje zrobić pojedynek wewnątrz swojej grupy, który bardzo mu się opłaca i jest prosty do sformalizowania. Ale skoro Szpilka jest dla niego dziś obcy, to czemu miałby mu pomagać? Po co miałby szkodzić swojemu zawodnikowi, który jest u bram wielkiej walki i potężnych pieniędzy?
Poznaję wielu sportowców i mam pewne obserwacje na temat ogółu – im bardzo dużo się wydaje. Nie wiem z czego to wynika, ale czasami odnoszę wrażenie, że sportowcy żyją w innym, odrealnionym świecie, który sami sobie wizualizują. Układają swoje zawodowe klocki i budują relacje z pełnym przekonaniem tego, że każdy dookoła życzy im dobrze i nic złego nie ma prawa się wydarzyć na ich drodze. Niestety – w życiu tak to nie działa i każdego dnia trzeba udowadniać swoją wartość. Jeżeli raz udało się coś osiągnąć, to za moment trzeba to powtórzyć lub pójść o krok dalej, bo nikt nie będzie o tym pamiętał. Pamięć ludzka jest krótka, a sentymenty w biznesie nie występują. Takie wartości to fajne slogany, które nie mają zastosowania w normalnym świecie.
Darek Michalczewski powiedział mi kiedyś bardzo mądrą rzecz: Kuba, tylko z mistrzem ludzie chcą rozmawiać. Tylko będąc na szczycie możesz stawiać warunki, wywierać presję, ryzykować i stawiać wszystko na jedną kartę. Gdy noga się powinie, to twoja pozycja w negocjacjach jest o wiele słabsza i nikt nie będzie wracał pamięcią wstecz do tego, co było jakiś czas temu. Liczy się tu i teraz. Liczy się to, kim jesteś, jaką masz pozycję i jaki jest twój aktualny status.
Szpilka jest pokłócony z TVP, nie ma promotora, pada na deski w każdej walce, nie ma na światowe sukcesy, a mimo wszystko żąda rewanżu i stawia warunki. Czy tylko mi się wydaje, że ktoś tu przedawkował szczęście?