Berkut Arachion Olsztyn. Kuźnia talentów i najlepszy klub MMA w Polsce. To właśnie w Olsztynie trenuje Mamed Khalidov. Zapraszam do krótkiego filmiku pokazującego jak trenują najlepsi oraz wywiadów z Mamedem, trenerem Arachion – Paweł Derlaczem oraz Aslambekiem Saidovem.

 

Rozmowa z Pawłem Derlaczem – trenerem Arachion.

 

Wywiad z Mamedem Khalidovem.

 

Poniżej rozmowa z Aslambekiem Saidovem.

 

„Wiele zawdzięczam Mamedowi”. To zdanie, które najczęściej przeczytałem przygotowując się do tego wywiadu.

Aslambek Saidov: Jak jeszcze mieszkałem w Czeczeni, to Mamed przy każdej wizycie w tym kraju namawiał mnie do tego, żebym wyrobił paszport i przyjechał do Polski. Obiecywał, że będziemy razem trenować, spróbuję swoich sił podczas zawodów. Tak naprawdę więc przyjechałem do Polski tylko dzięki niemu. Gdyby nie Mamed, na pewno by mnie tu nie było i nie rozmawialibyśmy teraz. Nie wiem jak potoczyłoby się moje życie.

Mamed przetarł wam szlaki?

AS: Mamed jest tutaj od dłuższego czasu. Przyjechał tutaj jako pierwszy, nauczył się języka, poszedł na studia. Przeprowadził się z Wrocławia do Olsztyna i tutaj zaczął trenować MMA. Ja też już tu jestem od 8 lat. Widzisz, czas szybko leci. Spójrz na zawodników z Arachion. Wielu z nich to Czeczeni. Bez Mameda nikogo by tu nie było.

Swego czas głośno było o tym, że fala czeczeńskich zawodników przyjeżdża do Polski i zaczyna trenować mieszane sztuki walki.

AS: Powiem Ci szczerze, że nie wszyscy chłopacy przyjechali do Polski by trenować. Wielu było też takich, którzy po prostu chcieli przeprowadzić się do Polski i spróbować lepszego życia. Nie każdy jechał do kraju położonego nad Wisłą, by bić się w klatce. Gdy jednak zobaczyli, że są tu znakomite warunki do trenowania, po prostu zdecydowali się na MMA.

Dlaczego akurat Polska? Były inne opcje?

AS: Nie wiem. Opcje pewnie były, ale u mnie zdecydował Mamed. On był królikiem doświadczalnym i dzięki jego opinii stwierdziłem, że warto jest wybrać właśnie ten kraj. Gdyby on wybrał inaczej, to nas pewnie by tu nie było.

Powiedziałeś, że dużo zawdzięczasz Mamedowi, ale i Arachion sporo dla Ciebie zrobił.

AS: Arachion znakomicie mnie przyjął. Jesteśmy jedną wielką rodziną. Tak, wiem brzmi to jak banał, ale tak właśnie jest. Nie ma różnicy czy ja jestem z Polski, czy z Czeczeni. Wspieramy się nawzajem i razem trenujemy, by odnosić jeszcze lepsze rezultaty.

Zauważyłem, że atmosfera jest znakomita. Pamiętasz swoje początki w MMA?

AS: Pamiętam, doskonale.

Gala w Starogardzie Gdańskim i na przeciwko Ciebie w ringu stanął Jędrzej Kubski z Poznania, czyli w tamtym czasie bardzo solidna marka w polskim MMA.

AS: Ja wtedy trenowałem chyba 4 miesiące MMA, więc nie byłem zbyt doświadczonym zawodnikiem. Powiedzieli mi w klubie, że to jest przeciwnik, z którym powinienem bez problemu wygrać. Potem się okazało, że tak łatwo jednak nie było. Po walce przyszli do mnie trenerzy i uświadomili, że skoro wygrałem z Węgorzem, to coś tam muszę potrafić, a Kubski to tak naprawdę nie jest chłopak z pierwszej łapanki.

Z czasem powstało KSW, czyli największa federacja mieszanych sztuk walki w Europie. To otworzyło wam drogę do jeszcze większych karier.

AS: Dokładnie. KSW to najlepsze organizacja w Europie. Dzięki niej można było się pokazać, ale do KSW też nikt z nas nie dostał się z urzędu. Trzeba było pokazać swoje umiejętności na mniejszych galach i dopiero dzięki efektownym zwycięstwom wzbudzić zainteresowanie włodarzy KSW, by zdecydowali się na Ciebie postawić. Mi się udało i z czasem zacząłem próbować swoich sił podczas polsatowskich gal.

Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale przełomowym momentem dla polskiego MMA była gala KSW XII, w której swój debiut w ringu zaliczył Mariusz Pudzianowski. Pierwszy tak naprawdę wielki Extra Fight i ogromne zainteresowanie wszystkich tym, co się wydarzy pomiędzy Pudzianem, a Najmanem.

AS: Jak Pudzian przeszedł na MMA, to nagle bardzo wiele osób zaczęło oglądać gale KSW. On swoich fanów ściągnął przez telewizory, pomógł im pokochać MMA i dzięki temu dzisiejsze gale cieszą się tak wielkim zainteresowaniem.

Wspomniane KSW XII to była również Twoja, bardzo dobra walka. Vitor Nobrega to już znane nazwisko w Europie, a Ty po naprawdę dobrym pojedynku zdołałeś go pokonać.

AS: Wszedłem do ringu pewny swoich umiejętności. Miałem wsparcie fantastycznych kibiców i pokonałem Vitora. Pierwszy tak naprawdę poważny sukces i dzięki tej otoczce wokół gali i walki Mariusza wiele osób zobaczyło, co potrafię. Kim jestem i jak walczę.

Ludzie zaczęli mówić, że możesz być drugim Mamedem Khalidovem.

AS: Żeby być drugim Mamedem, trzeba być tak sprytnym zawodnikiem jak on, a to jest niemożliwe. Nie staram się być jego kopią, ale wiele się od niego uczę.

Mamed jest aż tak dobry?

AS: Mamed jest niesamowitym zawodnikiem. Oglądałem jego walki, gdy jeszcze mieszałem w Czeczni. Niektórzy inspirują się zawodnikami z Pride czy UFC, ale to on jest moim mentorem. Swoją wartość pokazuje w oktagonie.

Mamed próbował swoich sił w Sangoku czy EliteXC. Ty miałeś takie propozycje?

AS: Nie wiem czy pojawiały się oferty odnośnie moich walk w innej federacji. Był w pewnym momencie kontakt z UFC, ale w sumie nie wiem czemu nic z tego nie wyszło. Mieliśmy ważne kontrakty z KSW, a UFC nie było wystarczająco zdeterminowane, żeby nas pozyskać. Jakoś to wszystko się rozmyło, mimo że temat przewijał się kilkukrotnie.

Temat UFC jest wciąż aktualny?

AS: Cały czas mam kontakt z menadżerem, który zajmuje się organizacją walk w UFC i on po każdej walce do mnie dzwoni i pyta jak się czuję, co u mnie itp, ale nie ma żadnych konkretów.

Po tej słynnej gali KSW XII zacząłeś walczyć z polskimi zawodnikami. Między innymi z Rafałem Moksem. Jak się czułeś bijąc się w Polsce przeciwko Polakowi? Bo niejako walczyłeś u siebie, ale przeciwko Polakowi.

AS: Nie czułeś presji, że walczę przeciwko Polakowi. Ja się czuję w Olsztynie jak w domu. Gdy jadę do Czeczeni na dłuższy okres czasu, to tęsknie za Polską i muszę tu wrócić. Mam taką potrzebę. Kibice wspierali mnie tak samo jak Rafała, za co bardzo im dziękuję.

Nie było złej krwi między Tobą i Rafałem?

AS: Nie, lubimy się. Można powiedzieć, że Rafał to mój kolega. Znamy się już od dłuższego czasu, więc o złej krwi nie mogło być mowy.

Polaków elektryzują walki, które później przynoszą rewanż. Ty wygrałeś pierwszą walkę z Borysem Mańkowskim, później uległeś mu w rewanżu. Coraz głośniej mówi się o 3 walce w waszym wykonaniu.

AS: Do walki na pewno dojdzie. Ja muszę zdobyć ten pas. Bardzo mi na tym zależy. Przegrałem w rewanżu z Borysem, bo byłem po prostu słabszy. Tak to już w sporcie bywa. Mieliśmy walczyć po raz trzeci, ale mój rywal miał kontuzję. Wierzę w to, że znowu staniemy naprzeciw siebie.

Wiesz Pacquiao walczył z Marquezem cztery razy i za każdym razem było znakomite show. Nikt nie ma nic przeciwko, żeby tak samo było z wami.

AS: W federacji wszystko wiedzą. I ja, i Borys zgłaszamy swoje kandydatury do tej walki, więc kwestią czasu jest nasz pojedynek. Wejdziemy do klatki i stworzymy znakomite widowisko – jestem o tym przekonany.

Martwi mnie trochę to, że coraz mniej występujesz w KSW. Walczysz w Rosji. Taki był plan na Twoją karierę?

AS: W ostatnim czasie walczyłem 2 razy w roku. To bardzo mało. Powstała organizacja ACB, która prezentuje naprawdę bardzo poziom. Dużo Polaków podpisało z nią kontrakty, więc mogę rywalizować na sąsiednim rynku nie tracąc na swojej sportowej dyspozycji.

A jak Tobie się wiedzie w Rosji? 

AS: Do tej pory walczyłem tylko raz. Wygrałem. Jestem zadowolony i mam nadzieję, że to się nie zmieni w najbliższym czasie.

Czemu tak rzadko walczyłeś w KSW?

AS: Bo KSW zrzesza bardzo wielu zawodników. To nie jest tak, że chcesz walczyć i jesteś w fightcardzie. Jest wielu zawodników, mamy profesjonalne kontrakty i jakoś trzeba to sprawiedliwie podzielić.

Nie brakuje Ci KSW? Bo to już nie jest tylko komercyjny produkt, ale i wielka sportowa jakość.

AS: Sportowo KSW na pewno poszło bardzo mocno do przodu. Brakuje mi tego, ale co mam zrobić? Ja chciałbym walczyć podczas każdej gali.

Jaki masz plan na dalszą część kariery? Zdobyć pas i?

AS: Wygrać pas i zobaczymy. Na tym się skupiam póki co.

Czego życzyć?

AS: Zdrówka. Reszta sama przyjdzie.

KOMENTARZE