Jesteśmy skazani, przynajmniej na razie, na walki polsko-polskie. Międzynarodowe tytuły, rywale z Wielkiej Brytanii, nowe twarze na naszym rynku? To wszystko musi poczekać. Sport pomału wraca, ale w wydaniu zastępczym. W wersji, którą ciężko będzie zaspokoić oczekiwania kibiców na dłuższą metę.

Miałem wrażenie, że jeszcze kilka tygodni temu fani boksu i MMA obejrzeliby każdy pojedynek, który odbyłby się na żywo. Jesteśmy już oswojeni z myślą, że na galach nie będzie kibiców, przed chwilą nie mieliśmy żadnych oczekiwań wobec organizatora, któremu trudno będzie sklecić przyzwoitą kartę walk. Na pewnym poziomie zawodników jest bowiem w naszym kraju jak na lekarstwo, a jeżeli już tacy są, to nie zawsze mogą ze sobą walczyć. Obejrzelibyście walkę Michała Cieślaka z Krzyszofem Włodarczykiem? Albo Fiodora Czekarkaszyna z Robertem Parzęczewskim? Problem jest taki, że każdy z nich jest związany z odmienną telewizją, które na pewno wspólnie gali nie zorganizują. Możemy zatem dyskutować, kto by wygrał, ale w obecnych realiach niemożliwym jest, abyśmy się o tym przekonali. Szkoda, nie? Dla kibiców szkoda. Dla pięściarzy pewnie też szkoda. Promotorzy jednak doskonale wiedzą, że to pojedynek z cyklu science fiction, o którym nawet nie ma co dyskutować.

No dobra – nie od dziś mamy problem z konfliktem na rynku telewizyjnym. Poza tym nie ma chyba problemu, który pokrzyżowałby zorganizowanie ciekawej walki, prawda?

Otóż nie. Część zawodników nie chce walczyć ze swoimi kolegami. To akurat zrozumiałe – znasz kogoś od pięciu lat, spałeś z nim kilkukrotnie w jednym pokoju przez dwa tygodnie na obozie, poznałeś jego dziewczynę, w dwie pary wybraliście się nawet kiedyś na kolację. Efektem tego jest brak walki chociażby Krzysztofa Głowackiego z Krzysztofem Włodarczykiem czy Szymona Duszy z Andrzejem Grzebykiem. Czy chcielibyśmy takie pojedynki zobaczyć? Pewnie! Czy zobaczymy go? Wszyscy zgodnie przyznali – nie ma takiej opcji.

Zawodnicy trenują ze swoimi kolegami, którzy równie dobrze mogliby być ich rywalami. Kamil Szeremeta i Maciej Sulęcki mogli stoczyć ciekawy bój, ale – no właśnie – to jedna grupa promotorska. Nie wszyscy kibice boksu i MMA wiedzą, że w naszym kraju jest zaledwie kilku menadżerów bądź promotorów, którzy pomagają zawodnikom. Sulęcki mógłby stoczyć bój z wyżej wymienionym Czerkaszynem, ale interesy całej trójki reprezentuje Andrzej Wasilewski. Jeżeli chcielibyśmy zobaczyć ich pojedynki w czasie pandemii, to z kim? Macie jakieś pomysł, bo ja muszę przyznać, że nie bardzo.

Takich pojedynków jest zresztą więcej:

– Krzysztof Włodarczyk vs Artur Szpilka

– Damian Stasiak vs Sebastian Przybysz

– Michał Kita vs Daniel Omielańczuk

– Łukasz Radosz vs Stanisław Zaniewski

– Szymon Bajor vs Łukasz Brzeski

– Szymon Dusza vs  Michał Michalski

Podałem 6 przykładów, ale można ja mnożyć w nieskończoność. Teoretycznie każda z tych walk może się odbyć i pewnie niejedna w końcu dojdzie do skutku. Gdyby jednak można było tego uniknąć, z pewnością promotor by tego nie żałował. Wiadomo bowiem, że ktoś musi taki pojedynek przegrać.

https://www.instagram.com/p/B9VFGNTHWw_/?utm_source=ig_web_copy_link

Niektórzy organizatorzy respektują tylko kontrakty na wyłączność. Z jednej strony – wiadomo – ktoś w zawodnika inwestuje, to próbuje mieć go tylko dla siebie. Z drugiej jednak, zamiast walczyć częściej i podnosić swój poziom, czeka. Czeka na walkę, po której znowu następuje dłuższa przerwa od pojedynków. Efekt? Michał Andryszak walczył ostatnim razem w maju 2019 roku. Marian Ziółkowski miesiąc wcześniej. Mateusz Gamrot ostatnim razem do klatki wyszedł w grudniu 2018 roku. Jeżeli organizacja pauzuje, tak jak KSW obecnie (od grudnia poprzedniego roku do teraz), to zawodnik również jest zawieszony w próżni.

https://twitter.com/JozwiakPawe/status/1261612222654173184?s=20

Zawodnicy w dzisiejszych czasach jeżdżą po Polsce i trenują w różnych klubach. Ci z południa jeżdżą na północ, ci z zachodu na wschód. Wbrew pozorom środowisko MMA i tym bardziej boksu jest w naszym kraju bardzo wąskie, więc nietrudno poznać kogoś, kto może być twoim rywalem w przyszłości. Jan Błachowicz powiedział mi kiedyś, że mógłby za dobrą kasę bić się nawet ze swoim bratem i nie widzi w tym żadnego problemu. Inni jednak są bardziej sentymentalni, szybciej łapią bliższą więź i nie chcą bić się z kimś, kto kiedyś pomagał im w przygotowaniach. Stąd wiele walk nie może się odbyć, bo nie i koniec. Organizator ma dobry plan, ale zawodnicy nie chcą razem wyjść do ringu.

Dużo walk nie dochodzi do skutku, bo… nie i koniec. Oczywiście nikt nigdy nie przyzna się do tego, ale niektórzy zawodnicy nie chcą mierzyć się akurat z tym rywalem. Czy boją się? Tak, chyba tak to trzeba nazwać, bo niby dlaczego mieliby się z kim nie mierzyć, skoro każdy z nich jest święcie przekonany, że może walczyć z każdym i chce być mistrzem świata? Poleciałem kiedyś do Włoch na wywiad do Gorana Reljica, który miał walczyć na FEN 21. Przywitaliśmy się i chwilę później zapytał, dlaczego Andrzej Grzebyk bał się z nim zawalczyć. Grzebyk został zapytany na konferencji prasowej, czy to prawda, ale wszystkiego się wyparł, a temat ucichł. Wyzwanie rzucone przez Chorwata przyjął… Kevin Wiwatowski, który stwierdził, że nie ma nic do stracenia.

Zaufajcie mi, że śmieję się na głos, jak oglądam wywiady z niektórymi gośćmi, którzy nerwowo rozglądają się po swojej piaskownicy, a chcą atakować inne podwórka. Rozpracowywanie rywali w pojedynkach na przetarcie, zajmują im kilka tygodni, a po zwyciętwie są przekonani, że ich poziom już dziś jest między najlepszymi na świecie.

Jeżeli do tego wyżej wymienionych przeze mnie aspektów dodacie:

– wynagrodzenie, które nie zawsze odpowiada zawodnikom

– niefortunną zbitkę terminów (nie zawsze pasuje walczyć akurat w maju)

– kontuzje

– życie prywatne, które wyklucza walki (narodziny dziecka, budowa domu)

To okazuje się, że na pewnym poziomie zorganizować jakąkolwiek walkę jest niezwykle trudno. Zaryzykują nawet stwierdzenie, że oglądamy odpady, czyli pojedynki, których nie wyklucza żaden z powyższych przypadków. Emocjonujemy się walkami, które są możliwe do zobaczenia, a nie tymi, które potencjalnie mogłyby być najciekawsze i najlepsze.

KOMENTARZE