Wiecie, jak pierwotnie miała się nazywać na blogu zakładka poświęcona polskiej piłce? „Ciepły kurwidołek”. Na szczęście jednak poszedłem do lasu pobiegać i mi przeszło. Ściągnąłem nogę z gazu i przynajmniej na pierwszy rzut oka sprawiam wrażenie człowieka, który nie jest uprzedzony do ligowego dżemiku, w którym w dalszym ciągu próżno szukać jakiejkolwiek logiki.

To, że w polskiej piłce od bardzo dawna dzieje się źle, to chyba żadna nowość, prawda? Gdy zakładałem bloga, to często o tym pisałem – ten robi źle, ten postępuje bez sensu, w tym klubie działają pod wpływem emocji i dają się omotać mało wiarygodnym osobom. Z czasem odpuściłem, bo nielogicznych posunięć w naszych rozgrywkach jest codziennie tyle, że musiałbym stworzyć jeden artykuł i cały czas go aktualizować dopisując kolejne zdarzenia. Postaram się w podpunktach wypisać poniżej 10 grzechów głównych naszej Ekstraklasy. To z pewnością wyjaśni, dlaczego słuchając o polskiej piłce otwiera mi się nóż w kieszeni.

 

1. Przepłacani piłkarze

I oczywiście ktoś może zarzucić mi, że jestem po prostu zazdrosny, ale nie – spokojnie – zazdrosny nie jestem. Tak samo jak trzymam kciuki za to, by Joanna Jędrzejczyk, Kamil Stoch i Robert Lewandowski zarobili jak najwięcej, o tyle krew mnie zalewa, gdy słyszę, jak na naszych krajowych średniaków polskie kluby wydają fortunę. Ostatnio mówił o tym Krzysztof Stanowski – w Arce Gdynia, która aktualnie jest przedostatnia w tabeli, płaci się piłkarzom nawet ponad 100 tysięcy złotych miesięcznie. 100 koła dla piłkarza Arki? Przecież to jest morderstwo ze szczególnym okrucieństwem!

2. Brak oszczędności

Lubię ludzi mądrych i oszczędnych. Lubię takich, którzy nie żyją na pokaz i poza tym, że szpanują nowym telefonem z czterema kamerkami, potrafią żyć w miarę bezpiecznie z dnia na dzień i odłożyć na czarną godzinę. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że od kilku lat zawsze jakiś grosz na koncie u mnie jest i to wcale nie jest przechwałka, tylko uzmysłowienie wszystkim, że nawet zarabiając normalnie (na pewno nie 100 tysięcy miesięcznie!) można mieć trochę kasy, która jest buforem bezpieczeństwa na wypadek tragedii. W polskiej piłce już kilka dni po wprowadzeniu pandemii wiadomo było, że kluby są na skraju bankructwa i tak naprawdę nie mają z czego odłożyć na choćby trzy miesiące do przodu. Logika? Nie, nie – tu na pewno jej nie ma. Wisła Płock wydała na prowizje menadżerskie grubo ponad pięć milionów złotych w ostatnim czasie. Do tego dochodzą wysokie pensje piłkarzy, trenera, całego sztabu. Powiedzcie mi, kto tak znakomity gra w Wiśle, żeby trzeba było za niego płacić tyle pieniędzy? Odrzutek Furman, którego przemieliła i wypluła trzecia europejska półka?

 

3. Sztuczne podbijanie stawek rynkowych

Powiązane z dwoma poprzednimi podpunktami. Niech za przykład posłuży wam Twett Michała Świerczewskiego, właściciela Rakowa Częstochowa.

https://twitter.com/MichalS1978/status/1247957588341293058?s=20

Nie 15 plus ewentualna premia. 24 plus dodatki, plus dodatki, od których piłkarz dostaje jeszcze… dodatki.

 

4. Starzy piłkarze

Wiemy już, że jesteśmy słabi – leją nas wszyscy – Kazachowie, Luksemburczycy i kluby z Białorusi. Czemu gramy starymi piłkarzami? Czemu ściągamy gości z zagranicy, którzy:

a) najlepsze lata mają już za sobą

b) mają już wyjebane – są pozbawieni ambicji

c) mają już pieniądze, ale chcą ich jeszcze więcej

d) nie rozwiną się już sportowo

e) nie sprzeda się ich drożej niż się kupiło

f) zarabiają fortunę

g) aktualnie bawią się życiem

h) nie są w stanie poświęcić się dla drużyny – nawet nie próbują uczyć się języka polskiego

Dlaczego nie mamy honoru i dajemy komuś zarobić? Czemu dzielimy się swoimi pieniędzmi i zachwycamy się innymi ludźmi? W czym oni są od nas lepsi?

 

5. Brak stawiania na młodych

Znowu – powiązane bezpośrednio z poprzednim podpunktem. PZPN wprowadził ostatnio obowiązek posiadania w kadrze meczowej dwóch młodzieżowców. Mądre głowy dyskutowały o tym sto razy, kłócono się, że to wielki problem i polska piłka może się od tego zawalić. Chwila, chwila.

a) jesteśmy słabi

b) przegrywamy z każdym

c) jesteśmy biedni

d) jak się okazało – prawie każdy klub wisi na skraju bankructwa

To co to jest za ryzyko? Że będzie jeszcze gorzej? Że spadniemy w światowym rankingu piłkarskim za Grenlandię?

 

6. Trenerzy zatrudniani tylko na chwilę

Tu muszę przyznać, że w ostatnim czasie sytuacja w tym akurat się uspokoiła, ale jeszcze niedawno pracę tracił co chwilę któryś z trenerów Ekstraklasy. Rok temu w kwietniu w ciągu kilku dni z pracą pożegnali się Adam Nawałka (Lech Poznań), Ricardo Sa Pinto (Legia Warszawa), Zbigniew Smółka (Arka Gdynia) oraz Kibu Vicuna (Wisła Płock). Czy wrócimy do tych zwyczajów? Nie mam wątpliwości, że właśnie tak to może za chwilę wyglądać.

Nawałka w Lechu zaliczył tylko epizod

7. Brak Dyrektorów Sportowych

Można oszczędzać na bonusach dla i tak przepłacanych piłkarzy i bankietach po wygranych meczach. Dyrektora Sportowego z prawdziwego zdarzenia należy jednak mieć w swoich szeregach i nie ma co nawet o tym dyskutować. To osoba, która powinna spinać wszystko, szukać nowych rozwiązań, dbać o to, aby klub się rozwijał i w drużynie był ład i porządek. Tymczasem w Zagłębiu Lubin…

Komentarz? Chyba nie ma takiej potrzeby…

 

8. Brak polityki klubowej

Powiedzcie mi proszę, który klub ma swój styl? Który gra w taki sposób, że nawet zamykając jedno oko bylibyście po trzech akcjach ofensywnych założyć się z kumplem, że to na pewno musi być Pogoń, bo tylko Pogoń w taki sposób atakuje przeciwnika?

Odpowiem wam: żaden klub w Ekstraklasie nie ma swojego stylu. Kiedyś wpadł mi w oko filmik o Manchesterze United, który eksperci od piłki angielskiej rozebrali na czynniki pierwsze. Okazało się, że pod wodzą Sir Alexa Fergusona Czerwone Diabły cały czas grały swoim schematem. Raz szło im lepiej, raz gorzej, ale generalnie nowy zawodnik przychodził do kluby na lewą obronę, to dostawał wytyczne, jak na Old Trafford gra lewy obrońca i czego się od niego wymaga.

Zmieniali się wykonawcy, ale polityka pozostawała taka sama. Wszyscy wiedzieli, jak ma to wyglądać. Kibic zdawał sobie sprawę z tego, co powinien zobaczyć na murawie w wykonaniu swoich ulubieńców.

A u nas? Raz tak, raz inaczej. Trzy porażki z rzędu i już wiemy, że trener musi drżeć o posadę. Margines na błędy jest minimalny i koniec końców to nie styl, a wynik jest brany pod uwagę. Tak, tak – to nasze ulubione: „wolę brzydko wygrywać, niż ładnie przegrywać.”

Zgoda – lepiej wygrać niż przegrać. Ale nasze kluby są nijakie. Są bezpłciowe. Kocha się je, oczywiście, ale jest to miłość bardzo często dla zasady. Nie kocha się za piękne przerzuty i strzały z daleka. Nie kocha się ich za stałe fragmenty gry, agresywny pressing na połowie rywala czy kontrolowanie tempa gry.

 

9. Na nikim się nie wzorujemy

Matko, to w ogóle jest niemożliwe. Najbliżej jak się da, w Niemczech, mamy do czynienia z jednym z najbardziej poukładanych państw na świecie. I można zerknąć w kierunku naszych zachodnich sąsiadów i od nich pewne rozwiązania zerżnąć, prawda? No teoretycznie można, ale w praktyce nikt czegoś takiego nigdy nie zrobił. Nie patrzymy na Włochów, którzy grają swoją ligę w dużej mierze Włochami. Nie patrzymy na Hiszpanów, którzy dają szanse swoim wychowankom. Nie kopiujemy Niemców, którzy zawsze interes swojego rodaka będą stawiali nad interesem cudzoziemca. Żyjemy z chwili na chwilę, błąkamy się i robimy bezsensowne kółka drepcząc tak naprawdę w miejscu.

10. Sukces nie niesie za sobą niczego dobrego

W normalnym świecie sukces powinien przynieść za sobą kolejne triumfy i wiele dobrego dla klubu, który będzie mógł czerpać korzyści z sukcesu czy dobrego sezonu w swoim wykonaniu. Spójrzmy na świat:

Leicester

– mistrz Anglii w sezonie 2015/2016

– Liga Mistrzów w sezonie 2016/2017 – dojście do ćwierćfinału

– Premier League 2019/2020 – 3. miejsce na tym etapie rozgrywek

 

Atletico Madryt

– mistrz Hiszpanii 2013/2014

– finał Ligi Mistrzów 2015/2016

– zwycięzca Ligi Europy 2017/2018

 

A u nas:

 

Arka Gdynia

– Puchar Polski 2017, Superpuchar Polski

– Superpuchar Polski 2018

– 13. drużyna w tabeli 2018/2019

– przedostatnia drużyna w tabeli 2019/2020

 

Lechia Gdańsk

– Puchar Polski 2019/2020, 3. miejsce w Polsce

– 7. miejsce w tabeli na ten moment w Ekstraklasie 2019/2020

– bałagan w drużynie – większości piłkarzy nie ma już w klubie (Sobiech, Peszko, Augustyn, Wolski, Haraslin, Michalak)

Lechia przed rokiem i Lechia dziś to dwie zupełnie odmienne drużyny

Czyli za granicą z sukcesu można wyciągnąć korzyści – można dzięki zarobionym pieniądzom zainwestować w przyszłość i cieszyć się z czasem kolejnymi zwycięstwami. U nas – przychodzi sukces, a chwilę po nim klub spada bardzo nisko. Poza Lechią i Arką moglibyśmy wymienić jeszcze przykłady Zawiszy Bydgoszcz (zwycięzca Pucharu Polski 2013/2014) czy Ruchu Chorzów (3. miejsce w Ekstraklasie 2013/2014). Obu klubów nie ma już w Ekstraklasie.

Nasza klubowa piłka to pozbawiony sensu i jakiejkolwiek logiki twór, który jest wewnętrznie popsuty. To jak zarażony organizm, który jest już na wyniszczeniu i wirus coraz mocniej rozprzestrzenia się po kolejnych częściach ciała. Trafniej, niż ujął to w programie „Food Truck” Kamil Grabara, chyba nie da rady zdefiniować futbolu w naszym krajowym wykonaniu.

„Jeśli ktoś zagrał jeden sezon na Zachodzie czy chociaż kilkanaście meczów, to wie, że polska liga to jest zadupie. (…) Łapię się czasami na tym, dlaczego ja to oglądam? Nawet jakiś znakomity uczony nie byłby w stanie rozłożyć na czynniki pierwsze tego, dlaczego w polskiej lidze jest chujowo. Nie mam zamiaru więcej grać w polskiej lidze. Przez tych 16 meczów poznałem Ekstraklasę od środka i zdążyłem się przekonać, jaki to brud, smród i obłuda. Wolałbym zakończyć karierę, zamiast znów grać w Polsce.”

KOMENTARZE