Z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej walki pomiędzy Arturem Szpilką, a Krzysztofem Zimnochem. Obojętnie, czy do starcia dojdzie w grudniu tego roku, czy pół roku później – obaj panowie w końcu na pewno staną naprzeciwko siebie w ringu.
Jeszcze trzy miesiące temu to starcie naprawdę zapowiadało się bardzo interesująco. Szpilka miał za sobą porażkę z Deontayem Wilderem, ale z jego postawy można było mimo wszystko wyciągnąć sporo pozytywów. Sam Artur momentalnie wstał, otrzepał się i pełni wiary w swoje umiejętności zaczął wygłaszać, że jeszcze wróci i pokaże całemu światu, gdzie jego miejsce. Saga związana z jego kolejnym pojedynkiem trwała w nieskończoność, a gdy już ten się odbył, to Szpilka sromotnie przegrał z Adamem Kownackim.
Od jakiegoś czasu niedzielny kibic boksu w Polsce był oszukiwany, że Krzysztof Zimnoch to pięściarz, który puka do światowej czołówki. I fakt, jeszcze te wcześniej wspomniane trzy miesiące temu można było myśleć, że tak jest – miał za sobą cztery kolejne zwycięstwa. Z Joey’em Abellem, czyli amerykańskim ochroniarzem w szpitalu psychiatrycznym, przegrał, i wrócił do miejsca, w którym znajdował się półtora roku temu, kiedy to w pierwszej rundzie padł na deski po ciosach Mike’a Mollo.
Dziś obaj pięściarze mają za sobą dwie bardzo wyraźne porażki, a mimo wszystko ich walka jest bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Jeżeli nic nie wywróci się do góry nogami to 2 grudnia w Krakowie zobaczymy starcie, które całkiem niedawno elektryzowało wielu Polaków. Andrzej Wasilewski jest zdania, że to jedyny obecnie pojedynek, który odbędzie się w Polsce i dobrze sprzeda PPV.
Zobaczmy, w którą stronę to zmierza. Jedyną walką, która może się fajnie sprzedać w naszym kraju, jest konfrontacja pięściarzy, którzy swoje ostatnie pojedynki przegrali przed czasem i którzy… są przeciętni.
Ale skoro już tak jest i zainteresowanie kibiców budzą emocje oraz zła krew, a na dalszy plan schodzą umiejętności czysto sportowe, to mam pomysł:
– niech zwycięzca tego pojedynku zgarnie dwie wypłaty (swoją i przeciwnika + ewentualny procent z PPV)
– niech pokonany obieca przy wszystkich podczas konferencji prasowej lub podpisze umowę, że po porażce definitywnie i nieodwracalnie skończy karierę
Będą emocje? Na pewno będą. Będzie ciekawy pojedynek? Na pewno tak. Jedyne, co mogą zaoferować obecnie pięściarze, to emocje, co nawet zasugerował sam Wasilewski („Ta walka od samego początku to nie były przecież czysto sportowe emocje. Wielkie ciśnienie i temperatura towarzyszą temu zestawieniu od pamiętnej przepychanki na konferencji prasowej i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Wtedy panowie także nie prezentowali takiego poziomu sportowego, który usatysfakcjonowałby wszystkich ekspertów i kibiców, zapowiadali się bardzo dobrze lub nawet świetnie, ale to wszystko. Mimo to wszyscy chcieli wtedy tego pojedynku i teraz też chcą.”) Więc żeby tych emocji jeszcze bardziej dołożyć, podniósłbym „prestiż” tego starcia. Spowodowałbym, że zainteresowanie będzie jeszcze większe, a stawka dla obu wyższa niż zwykła walka, w której za trofeum posłuży pasek od spodni.
Bez rewanżów, bez szcztucznego nabijania kasy, bez protestów i skarg na decyzje sędziów. Jesteś słaby, przegrałeś – wynoś rękawice na strych i zacznij chodzić normalnie do pracy. Wygrałeś – okej, dostaniesz jeszcze jedną szansę. Dobrze zarobiłeś, masz za co żyć przez najbliższe miesiące, odpocznij i potrenuj do kolejnej walki.
Tak naprawdę przegrany niewiele traci. Brzmi to na pierwszy rzut oka poważnie, ale zastanówmy się, czy gdyby Szpilka przegrał z Zimnochem, to chciałby dalej boksować? Po co? Miałby cztery porażki na swoim koncie, w tym trzy w stosunkowo niedługim czasie.
Co, gdyby przegrał Zimnoch? Też – trzeba się pakować, bo walki z bokserskimi emerytami już nikogo by nie bawiły. Zimnoch o każdy nieco wyższy płotek zawsze przewracał się jak długi i potem lizał rany. Takiego gościa nie chcemy więcej oglądać.
Co na to promotorzy? Co na to kibice? Bardzo prosty zabieg może pomóc jeszcze bardziej wypromować wydarzenie, które sportowo nie wypełniłoby sali gimnastycznej na warszawskim Żoliborzu. Byłoby głośno o czymś co ze sportowego punktu widzenia nie ma prawa się udać.
Ale są emocje. To w obecnych czasach wypełnia największe hale w naszym kraju.