Postawiłem kiedyś tezę, że Mateusz Borek z Andrzejem Wasilewskim to nie są koledzy. Mają sporo wspólnych tematów, poruszają w tym samym świecie, często można obserwować ich wspólnie w telewizji. Gdy jeden z nich jednak planuje urlop, to nie dzwoni do drugiego i nie proponuje wspólnego wypoczynku.
Riposta Wasilewskiego była momentalna: – Zdziwiłbyś się! Niejedna osoba czytając to pomyślałaby, że prawdy nie piszę, a kontakty obu panów są dobre. Ambicja jednego i drugiego, wspólny cel, jakim niewątpliwie jest dobro polskiego boksu, każą wierzyć, że po wyłączeniu kamery i przejściu na mniej formalny ton faktycznie pojawiają się rozmowy o planach na wakacje i zainteresowanie weekendem spędzonym w domku nad jeziorem.
Przełomem, który musiał zmienić charakter tych relacji, była decyzja o tym, że Mateusz Borek zostanie promotorem pięściarskim i zorganizuje swoją galę. W środowisku ludzie gadali o tym już dużo szybciej, więc nie myślcie, że Wasilewski dowiedział się o tym z „Punchera”. Sam usłyszałem o tym w grudniu 2016 roku specjalnie nie wysilając się w nabyciu takich informacji.
Nowy gracz – tego jeszcze nie było
Wasilewski poczuł zagrożenie, bo na rynku pojawił się nowy gracz, który jest wielką niewiadomą, a który jest zdeterminowany, by w przyszłości samodzielnie rozdawać karty. Który wie, jak gale bokserskie wyglądają od kuchni, zna ludzi, potrafi z nimi rozmawiać, jest przyjacielem Tomasza Adamka, który zgodził się pierwszą galę promocyjnie wziąć na siebie. Za którego plecami stoi telewizja i obecny na polskim rynku od ponad 7 lat szyld PBN, który każdemu kibicowi nad Wisłą kojarzy się ze znakomitym bokserskim wydarzeniem.Nagonka była spora, dużo osób dyskutowało, czy PBN 7 ma szanse się wypalić. By nie bazować tylko na Adamku i zawodnikach, których interesami zajmuje się kilku mniejszych promotorów w naszym kraju (Grabowski, Gmitruk) potrzeba było przekonać również pięściarzy reprezentowanych przez Wasilewskiego, by ci na gali zawalczyli. Stąd Głowacki i Sulęcki, którzy w Gdańsku ostatecznie wygrali przed czasem swoje pojedynki. – Zróbmy wspólnie coś fajnego, wskrześmy polski boks – grzmiał Borek już na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami w warszawskim barze Champions. Gala za nami, a napinka na linii Borek-Wasilewski wciąż obecna. Niby były gratulacje, niby klepanie po plecach, ale na Twitterze znowu zawrzało. Nie będę pisał o konflikcie, bo i jeden, i drugi czytając takie słowa, pewnie tego artykułu nie doczytają do końca. Na pewno nie jest jednak tak, że AW dzwoni do MB i mówi: – Słuchaj stary, super gala, gratulacje, zróbmy jesienią coś wspólnie, to będzie jeszcze lepsze widowisko.
Niech się każdy zajmuje własnymi sprawami, galami i zawodnikami. Bo zaczyna mnie wkurwiac już ta dmuchana dyskusja. https://t.co/Y2ZSRf0yx5
— Mateusz Borek (@BorekMati) 28 czerwca 2017
Wydaje mi się po prostu, że po jednym, debiutanckim i – kto wie – być może nawet incydentalnym wydarzeniu, jakim była gala PBN7, Mateusz Borek na krajowym podwórku wskoczył już na bardzo wysoki poziom w hierarchii polskich promotorów. Zrobił galę, która mimo tego, iż nie rozwaliła wszystkich na łopatki, jest zwiastunem naprawdę fajnych kolejnych eventów, jeżeli oczywiście MB będzie miał na nie ochotę. Psychologiczna wojenka, wzajemne podszczypywanie na pewno nie pomagają Wasilewskiemu w tym, by lada chwila zorganizować super galę, która porwie tłum polskich kibiców. Dlaczego? Bo za Mateuszem Borkiem stoi telewizja, która od wielu lat zajmuje się relacjonowaniem sportów walki z największych aren w naszym kraju. Gdy Andrzej Wasilewski wpadnie na pomysł, by samodzielnie zrobić coś wielkiego, to będzie musiał zahaczyć o Polsat, którego twarzą jest Borek. Czyli wygląda to mniej więcej tak, jakby starszy brat chciał wyjść na podwórko, ale przed opuszczeniem mieszkania najpierw musiał zapytać o zdanie młodszego z rodzeństwa, który jest na niego obrażony i nie chce z nim dyskutować.
Wasilewski przez sobotnią galę stracił również znacznie więcej, niż świadomość tego, że na krajowym podwórku jest człowiek, który potrafi zorganizować wielką galę w dużym mieście, podczas której walczą najlepsi w kraju pięściarze. Jego zawodnicy zobaczyli, że ktoś inny jest im również w stanie zaoferować dobry byt. Borek pokazał, że potrafi złożyć mocną kartę walk i żaden z jej uczestników nie czuje krzywdy patrząc na swoje konto bankowe kilka dni po gali. Kiedyś Głowacki, a od jakiegoś czasu również Sulęcki byli przekonani, że AW jest jedyną osobą, która może wyczarować coś z niczego. Jedyną alternatywą na prowadzenie ich sportowych karier. Może zbyt szybko na tak odważne tezy, ale założę się, że przynajmniej jeden z nich, przynajmniej raz w ostatnich dniach pomyślał lub zrobi to w najbliższym czasie, że w sumie to ten Borek, to nie jest zły facet i może potrafiłby poprowadzić ich sportową karierę. Sztywne trzymanie się AW nie jest już jedyną drogą, która doprowadzi ich do bokserskiego szczytu.
Zwłaszcza, że nad głową Wasilewskiego jest coraz więcej czarnych chmur. Atmosfera robi gęsta i – tu moje zdanie – niedługo ktoś może nie wytrzymać i rozpocznie z nim otwartą wojnę. Już kilka dni temu Maciej Sulęcki wyraził swoje niezadowolenie z tego, w jaki sposób prowadzona jest jego kariera:
Grabowski: Sulęcki narzeka na brak dużych walk? Przecież ma promotora największego i najlepszego.
— Krystian Sander (@sander_boks) 26 czerwca 2017
A jeszcze niedawno do wymiany na Twitterze doszło pomiędzy Andrzejem Wasilewskim a Arturem Szpilką. Wtedy dialog wyglądał tak:
Szpilka: – Coraz bardziej mi się odechciewa tego wszystkiego… zagrywki promotorów i to całe gówno.
Wasilewski: – Nie podobają mi się te Twoje wymyślone pretensje w mediach do promotora. Sytuację od początku masz wyśmienitą.
Brak Głowackiego a obecność Hucka i Wlodarczyka w Super 8 to nieporozumienie .Moje zdanie.
— Mateusz Borek (@BorekMati) 28 czerwca 2017
Do tego dochodzi Krzysztof Głowacki, który jest z natury grzecznym i kulturalnym chłopakiem, ale któremu też wyraźnie nie wszystko się podoba. Po bardzo łatwym, zwycięskim pojedynku w sobotę Główka nawet nie chciał się uśmiechnąć, a na gratulacje od dziennikarzy odpowiadał zdawkowym „Dziękuję”, gdyż wiedział, że tak naprawdę nie ma czego gratulować. Ot, po prostu wykonana praca bez większego wysiłku.
Andrzej Wasilewski – kiedyś monopol, dziś…
Jednego zarzucić Andrzejowi Wasilewskiemu nie można. To on doprowadził do walk o mistrzowski tytuł wielu swoich podopiecznych i to on pozwolił im zarobić bardzo dużo pieniędzy. Rozmawiałem kilka miesięcy temu z Andrzejem Wawrzykiem, tuż przed tym, jak świat obiegła informacja, że stanie przed szansą pokonania Deontaya Wildera. Wtedy popularny „Jędruś” mówił, że AW to osoba, która bardzo prężnie działa na rynku promotorskim i dzięki niemu każdy z jego zawodników może nagle dostać „walkę życia” za grubą kasę i o dużą stawkę. Tego oczywiście odmówić Wasilewskiemu nie można, bo liczba pięściarzy, których doprowadził do walki o pas jest naprawdę imponująca:
- Artur Szpilka
- Andrzej Wawrzyk
- Krzysztof Głowacki
- Krzysztof Włodarczyk
- Łukasz Janik
- Paweł Kołodziej
- Rafał Jackiewicz
- Paweł Głażewski
- Ewa Piątkowska
- Iwona Guzowska
Coraz gorsze relacje ze swoimi podopiecznymi
Teraz przed Andrzejem Wasilewskim sporo problemów. Byłych, które już zostały zażegnane lub obecnych, o których w ciągu kilku miesięcy na pewno jeszcze będzie głośno:
- Artur Szpilka zmierzy się z Adamem Kownackim po 16 miesięcach przerwy od ostatniej walki. Szpila palił się do powrotu dużo szybciej, ale cały czas coś przeszkadzało w finalizacji pojedynku. Sytuacja pomiędzy panami była napięta, ale wydaje się, że chwilowo „wyprostowało się”. Choć gdy Szpilka znowu będzie czekał na walkę i dostanie słabego przeciwnika, to jego frustracja z pewnością da o sobie znać.
- Andrzeja Wawrzyka w boksie już nie ma i nie wiadomo, czy i kiedy wróci. Długo trwa cisza w tej sprawie, do tej pory nie pojawił się żaden oficjalny komunikat na temat dalszej przyszłości pięściarza. To również działa na niekorzyść AW – wypada mu bardzo ważny gracz.
- Krzysztof Głowacki tego nie powie, bo to dobry chłopak, ale widziałem się z nim tuż po gali w Gdańsku. Nie był zadowolony. Nie ze swojej postawy, ale z poziomu przeciwnika. Główka chce walczyć, wygrywać, chce wrócić na szczyt. Po zdobyciu tytułu mistrza świata zarobił trochę kasy, później pas obronił i przyszła walka z Oleksandrem Usykiem. Po 9-miesięcznej przerwie wrócił i pewnie wygrał, ale czeka na większe pojedynki. Jeżeli Główka nie wystąpi w WBSS, to przynajmniej przez jakiś czas zmagania najlepszych pięściarzy na świecie będzie musiał oglądać w telewizji. Ostateczna decyzja w jego sprawie 8 lipca, a kandydatów na ostatnie miejsce jest dwóch – on i Mike Perez. Gdyby to Kubańczyk wygrał w tym pojedynku, to relacje Główki z AW znacznie by się popsuły – o wielką kasę i prestiż powalczą słabsi pięściarze od Polaka.
4. Krzysztof Włodarczyk wystąpi podczas WBSS, czyli turnieju dla ośmiu pięściarzy w kategorii cruiser. Łączna jego pula to 50 milionów dolarów, co dla Włodarczyka oznacza jedno – na pewno zarobi dużo pieniędzy. Więcej, niż miało to miejsce w ostatnich latach. Nie będę potrafił teraz niestety wymienić konkretnych kwot, ale rozmawiałem kilka miesięcy temu z Darkiem Michalczewskim właśnie na temat Diablo. Tiger przyznał, że Krzysiek zwierzał mu się kiedyś z gaży, którą otrzymał za walkę o mistrzowski tytuł z Grigorijem Drozdem. Na czysto Włodarczyk zarobił kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Zdecydowanie bliżej 50 niż 100. Michalczewski skwitował to krótko: – Za tyle to ja bym nawet nie wyszedł na rozgrzewkę. I jeżeli to prawda i jeżeli faktycznie tak było, to z pewnością Diablo nie był zadowolony z tego, jakie warunki zorganizował mu jego promotor. Teraz tematu nie ma, bo przed Włodarczykiem spora szansa zarobienia naprawdę dużych pieniędzy. Ale jeszcze niedawno nie wyglądało to dobrze.
5. Ewa Piątkowska we wrześniu 2016 roku zdobyła tytuł mistrzyni świata WBC i… cisza. Nic na temat jej przyszłości nie wiadomo, a w środowisku pięściarskim coraz więcej mówi się o jej przejściu do…MMA. Póki co priorytetem ma być walka z Mikaelą Lauren, ale w obecnej sytuacji i współpracy z promotorem może stać się tak, że zamiast w ringu Piątkowską niedługo zobaczymy w oktagonie KSW.
Celowo pominąłem Janika, Kołodzieja, Jackiewicza, Głażewskiego i Guzowską, bo wszyscy są już z daleka od wielkiego boksu (niektórzy jeszcze boksują). Ale gdy dodamy do tego przypadek Macieja Sulęckiego, który w ciągu ostatnich 12 miesięcy stoczył dwie walki, a AW był mu w stanie zorganizować tylko galę w Nosalowym Dworze z gościem, który plasuje się w czwartej setce na Boxrecu… Striczu zadowolony ze współpracy na pewno nie jest. Bo PBN 7 rzecz jasna nie przypisuję Wasilewskiemu, choć oczywiście to od niego zależało, czy jego zawodnik w podczas tego wydarzenia wystąpi.
A więc Szpilka, Sulęcki i Piątkowska z pewnością nie są do końca zadowoleni z współpracy z promotorem. Głowacki i Włodarczyk póki co nie powiedzą nic kontrowersyjnego, nie będą narzekać, ale nie zawsze wszystko im się podobało. Andrzej Wasilewski, który swego czasu uchodził w środowisku pięściarskim za magika, ostatnio nieco spuścił z tonu. Co prawda, jeszcze niedawno wywalczył szansę walki o pas dla Andrzeja Wawrzyka i eliminator do pasa IBF dla Diablo, ale wyraźnie zaniedbał całą resztę. Choć – jak sam przyznaje – robi wszystko, by jego zawodnikom wiodło się jak najlepiej.
I teraz puszczę wodze fantazji… Wyobraźnie sobie, że Sulęckiemu nie podoba się to, jak jego interesy reprezentuje Wasilewski i postanowi kontynuować karierę pod skrzydłami innego promotora. Realne? No realne. Jego śladami pójdzie Głowacki, który nie dostanie się do WBSS, a Szpilka znowu będzie czekał na kolejną walkę i puszczą mu nerwy, co już obserwowaliśmy jakiś czas temu. Piątkowska pójdzie do MMA i tam będzie kontynuowała swoją sportową karierę. Zostanie Włodarczyk, który z Wasilewskim współpracuje już od wielu lat.
I o ile jeszcze niedawno w Polsce dla Sulęckiego i Głowackiego nie było realnej alternatywy na rynku promotorskim, to teraz taka się pojawia w osobie Mateusza Borka. Promotora, który dobrze zadebiutował i dla tych chłopaków może być gwarancją sportowych wyzwań. Gdyby jeszcze MB chciał rozwinąć swoją grupę promotorską, w której jak na razie jest Tomasz Adamek, to pewnie szukałby nazwisk kolejnych pięściarzy, którzy zechcieliby występować pod jego szyldem. Na pewno nie mówilibyśmy o zawodnikach słabych, mniej znaczących, bo… Borek na pewno nie zadowoli się byle czym, tylko od razu postawi sprawę jasno: Albo robię coś dobrze, albo wcale. Stąd, choć to tylko moje domysły i przypuszczenia, możliwość, by na polskim rynku doszło do przetasowań. Roszad, które mogłby wywrócić bokserski światek w naszym kraju do góry nogami.
Zwłaszcza, gdy któryś z bogatych inwestorów zdecydowałby się wspomóc Mateusza Borka i jego plan. Coś mnie się wydaje, że taka opcja również jest bardzo realna. Doceni jego profesjonalizm, zaangażowanie i zaryzykuje swoje pieniądze, by pomóc w rozkręceniu PBN i MBPromotion. Wtedy pięściarze, o których przed chwilą pisałem, sami zaczną zastanawiać się, jaka droga jest dla nich najlepsza. Czy nie lepiej zmienić szyld i iść drogą, która jest skazana na sukces, czy tkwić w często niejasnych sporach, korzystać z ofert podczas mniejszych gal w naszym kraju i czekać na wyjazd do Stanów, do którego może nie dojść. W ostatnim czasie Ameryka specjalnie nie domaga się polskich pięściarzy na swojej ziemi. Wielu jest takich bokserów w naszym kraju, którzy niekoniecznie cieszą się na samą myśl o gali w Nosalowym Dworze czy innych Łomiankach. Ich ambicje są większe, a możliwości często ograniczone – to obserwacje z ostatnich kilku miesięcy.
FOTO: galeria.trojmiasto.pl