Gdybyśmy zapytali piłkarza grającego w 1 lidze o to, czy uważa się za profesjonalistę, to ten z całą stanowcznością na pewno przyznałby, że takowym jest. Kilku pyszałków mogłoby się nawet obrazić o durne pytanie i w poczuciu pełnej krzywdy odmówiłoby na nie odpowiedzi. Skoro zatem możemy (w tym wypadku musimy) nazywać kogoś profesjonalnym sportowcem, to równie dobrze mamy prawo wymagać od niego więcej. Wiecie o co chodzi, prawda? Pracujesz w firmie na wyższym stanowisku, zarabiasz więcej, bujasz się lepszą furą i rozmawiasz przez droższą komórkę, więc obowiązków również masz dużo więcej – oczywista oczywistość.

W tym momencie kończy się jednak logika. Wczoraj bowiem swój mecz ligowy mieli rozegrać piłkarze Olimpii Grudziądz i Znicza Pruszków. Mieli, bo spotkanie ostatecznie się nie odbyło. Wszystko przez… pogodę. Tak, pogodę.

Oto komunikat, który Olimpia Grudziądz wydała na swojej oficjalnej stronie internetowej:

„Mecz Olimpii Grudziądz ze Zniczem Pruszków, który miał się odbyć 30 listopada (środa) został przełożony na wiosnę przyszłego roku z powodu obfitych opadów śniegu. 

Olimpia Grudziądz – Znicz Pruszków odbędzie się prawdopodobnie przed rozpoczęciem rundy wiosennej sezonu 2016/2017.

Data rozegrania meczu zostanie ustalona w terminie późniejszym.”

 

Nie mieszkam na co dzień w Grudziądzu, ale przyznam, że całą sytuacją byłem trochę zdziwiony. No jak to – odwołany? W listopadzie? W Grudziądzu?

Na szczęście ktoś kiedyś (nie wiem kto i nie wiem kiedy) wymyślił coś tak cudownego, jak prognoza pogody. Wygooglowałem ten nieszczęsny Grudziądz, w którym miał odbyć się mecz i sprawdziłem, jaka pogoda była przez całą środę w tym pięknym, malowniczym i klimatycznym miasteczku. Wyszło coś takiego:

pogoda-gdz-blog

Faktycznie – Antarktyda. Przez Grudziądz 30 listopada przeszła plaga egipska. Zwariowały bowiem wszystkie termometry w całym mieście i jak opętane wskazały zawrotne dwa stopnie Celsjusza. W rzeczywistym rozrachunku przez cały dzień po mieście poruszały się wyłącznie specjalne samochody, które wyjeżdżają ze swoich ukrytych garaży tylko na wypadek klęsk żywiołowych, a wszyscy mieszkańcy mieli odgórny zakaz opuszczania swoich schronień aż do odwołania. Jak do tej pory nie wiemy, ile osób zginęło podczas tej czarnej środy, ale więcej jak pewne, że straty będą liczone w tysiącach.

Tak już zupełnie poważnie, to nie widzę powodu (czekam aż ktoś mi to wyjaśni), dla którego przy dwóch stopniach na plusie nie można grać w piłkę. Czytający to piłkarze Olimpii i Znicza patrzą teraz z niedowierzaniem po sobie i zdziwieni tym, co właśnie ujrzeli, nawzajem usprawiedliwiają się. Tłumaczą sobie, że faktycznie w tych warunkach nie dało się grać w piłkę i są święcie przekonani, że mają rację. Do mnie jednak żadne argumenty (jakie by nie były) najzwyczajniej w świecie nie trafiają. Nie daję wiary po prostu, że dwudziestoparoletni faceci nie daliby rady zagrać w piłkę przy dodatniej temperaturze.

Zacząłem od profesjonalizmu. Tak, piłkarze wbrew pozorom uchodzą za profesjonalistów. Po całym zajściu po głowie chodzi mi wiele pytań. Oto niektóre z nich:

  • Dlaczego nikt nie sprawdził prognozy pogody kilka dni przed meczem?
  • Dlaczego nikt w klubie nie wpadł na pomysł, żeby boisko zacząć odnieżać szybciej (we wtorek wieczorem, w środę rano, w środę w południe – jak trzeba, to i 5 razy w ciagu doby)?
  • Dlaczego nikt nie pomyślał, że skoro mamy do czynienia z Zimą Stulecia, to mecz można rozegrać o godzinie 13, gdy jest względnie ciepło, a nie o 19, gdy jest możliwie najzimniej?
  • I co najważniejsze – uwaga, teraz hit – po co w Grudziądzu jest podgrzewana murawa, za którą jeszcze niedawno zapłacono 1,6 mln złotych?

Jak widzicie – absurd goni absurd. Pięściarze jeżdżą w góry, by się hartować i przygotowywać do walki, żeglarze w mrozach przygotowują się do regat na otwartym morzu, a piłkarze nie rozgrywają spotkania, bo do Polski zawitał horrendalny mróz – plus dwa stopnie Celsjusza.

Na temat mrozu i ewentualnego odwoływania meczu piłkarskiego jakiś czas temu wypowiedział się na łamach „Rzeczpospolitej” były sędzia międzynarodowy, Marcin Szulc. Oto fragment jego wypowiedzi:

„W grudniu 2010 roku mieliśmy z Marcinem Borskim prowadzić mecz Zenitu w Lidze Europejskiej. W Sankt Petersburgu było wtedy bardzo zimno, więc zapytaliśmy UEFA, co mamy robić. Usłyszeliśmy, że mecz może się odbyć w temperaturze do minus 15 stopni i pod warunkiem, że stan boiska nie będzie zagrażał zdrowiu zawodników. I tak było. Mieliśmy jednak wrażenie, zwłaszcza kiedy zawiał wiatr od Newy, że było jeszcze zimniej.  Można przyjąć, że minus 15 stopni to jest bariera. Jeśli mróz jest większy, mecz nie powinien być rozegrany. W temperaturze około minus 10 stopni Legia rozgrywała w roku 1995 mecz Ligi Mistrzów ze Spartakiem Moskwa. Zawodnicy mieli na nogach rajstopy, a kibice marzli na trybunach. W grudniu 2010 roku na nowym stadionie w Poznaniu Lech grał w anormalnych warunkach z Juventusem. Padał gęsty śnieg, wiał wiatr, było bardzo zimno. Dziennikarze polscy nie byli w stanie uruchomić laptopów, a włoscy oglądali mecz w telewizorze ustawionym w sali konferencyjnej. Na trybunie w ogóle nie usiedli. Sędzia zdecydował się na rozpoczęcie gry po konsultacjach z delegatem UEFA. Przełożenie meczu na  inny termin bardzo skomplikowałoby sytuację obydwu drużynom.”

Co tam Zenit, co tam Rosja i jakiś tam Szulc. Lepiej przełóżmy mecz z powodu mrozu, którego nie było.

Na sam koniec dosyć zabawny filmik. Jak się okazuje, piłkarzom nie zawsze jest za zimno. Czasami jest im również… za ciepło 🙂 (od 5:24)

KOMENTARZE