Mecz piłkarski można rozegrać na różne sposoby. Historia futbolu pamięta wielkie boiskowe kanonady, nagłe zwroty akcji czy dramatyczne końcówki. Sam nie raz oglądając mecz jestem zły, że zawodnicy muszą zejść na przerwę. Że sędzia doliczył tylko dwie minuty, i że w zasadzie 90 minut to tak naprawdę nic, bo piłkarski spektakl mógłby trwać w nieskończoność. Wczoraj Arka zremisowała z Olimpią, co nie było dla niej złym wynikiem. Grudziądzanie również nie mają na co narzekać, bo remis na terenie lidera z pewnością wstydu nie przynosi. Najbardziej pokrzywdzeni byli zatem kibice, którzy musieli to wszystko oglądać.

Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że w Gdyni czuć Ekstraklasę. Ci ludzie, którzy przychodzą na stadion miejski już wiedzą, że to, co jeszcze niedawno było marzeniem ściętej głowy, czymś w co nawet największy naiwniak mógłby nie uwierzyć zaraz stanie się rzeczywistością. Oczywiście jest jeszcze szansa, że wszystko można schrzanić i do elity nie awansować, ale nie oszukujmy się… to byłaby katastrofa jakiej polskie boiska jeszcze nie widziały.

Ciekawy byłem tego spotkania. Z jednej strony Arka będzie chciała wygrać przed własnymi kibicami i pokazać się z dobrej strony, z drugiej Olimpii całkiem nieźle idzie w ostatnim czasie (Boże, jak to brzmi!!!).  Jedni chcą się dobrze zaprezentować, drudzy mają sporo do uwodnienia. Zapowiadało się zatem meczycho, więc tym bardziej zaostrzałem sobie apetyt na sobotnie popołudnie. Jak było? Kaszana i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nuda, ziewanie na trybunach i odgłosy skwierczących kiełbasek. Gdyby ktoś w czasie meczu włączył na telebimie partię snookera, to nie mam pewności czy nie odwróciłoby to uwagi rozemocjonowanych kibiców.

Jako, że o meczu zostało napisane już absolutnie wszystko, warto wspomnieć kilka słów o piłkarzach Olimpii. Mowa tutaj o największych ananasach jakich piłkarski świat widział, więc czuje potrzebę, by grę biało-zielonych ocenić. Olimpia zagrała poprawnie, momentami nawet dobrze. Oczywiście, że planując wolną niedzielę ostatnią rzeczą pod słońcem byłoby oglądanie dla przyjemności tej grudziądzkiej kopaniny, ale obecnie nie wygląda to najgorzej. Wciąż wymienienie 3 celnych podań graniczy z cudem, a Fabiniak między słupkami wygląda jak bramkarz rodem z rozgrywek ochotniczej straży pożarnej, który zastępuje swojego kolegę balującego na urodzinach u cioci, ale nie ma tragedii. Ekipa Paszulewicza nie przegrała od 11 spotkań i nawet jeśli mowa tutaj o  absolutnie amatorskich rozgrywkach, to tę serię warto odnotować.

A za Arkę trzymamy kciuki w Ekstraklasie. Liga będzie ciekawsza.

KOMENTARZE