Nawałnica zbliża się nieuchronnie. Tak blisko potencjalnej awantury nie było już od bardzo dawna. Do tego, by ktoś dolał oliwy do ognia, brakuje tylko przegranego meczu reprezentacji z Kolumbią.

Przegrane spotkanie z Senegalem nie było zaskoczeniem dla mnie, dziwi mnie, że było zaskoczeniem dla milionów Polaków. Gdy gra się z drużyną lepszą albo przynajmniej z prezentującą podobny poziom, jest to możliwe i nie ma co na ten temat dłużej się rozwodzić. Przegrać można jednak lepiej i gorzej. Polska przegrała możliwie najgorzej.

Nie było walki, nie było zaangażowania, poświęcenia, nie było oddania. To w piłce, generalnie w sporcie, cenię najbardziej. To najbliższe temu, co wyznaję, w co wierzę i co najbardziej szanuję. Przeważnie w meczu dwóch drużyn zupełnie mi obojętnych, trzymam kciuki za tą, która szybciej biega i bardziej się stara. Na faworyta z kartki papieru nie liczę, wiem, że lepszy humor przez resztę dnia będę miał wtedy, gdy teoretycznie słabszy zespół utrze mu nosa.

Pamiętam, jak Tomasz Adamek przegrał z Witalijem Kliczko we Wrocławiu w walce o pas mistrzowski wagi ciężkiej. Góral był wyraźnie gorszy, nie miał argumentów, by pokonać ukraińskiego czempiona. Gdy zszedł do sali konferencyjnej porozmawiać z dziennikarzami, miał łzy w oczach. Szczery, nieudawany smutek, którego nie da się wypracować. Żurnaliści wstali i zaczęli mu klaskać. Nikt nie miał pretensji do Polaka, że nie dotrwał nawet do końca walki. Zostawił w ringu zdrowie i – kto wie – być może kilka lat swojego życia.

Londyn, 2017. Lekkoatleltyczne mistrzostwa świata. Joannie Jóźwik kibicuje cała Polska, bo to urocza i przesympatyczna dziewczyna. Nie udało jej się awansować do wielkiego finału, mimo że rok wcześniej była 5. na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Patrząc tylko na wyniki zawodów – dała ciała. No pewnie – nie poszło jej tak, jak miało pójść. Słuchając jej szlochania w wywiadzie na otwartej antenie Telewizji Polskiej, serce pękło nawet tym, którzy zbroję mają z tytanu. Podejrzewam, że każdy miał podobne odczucia i Aśkę chciał po prostu przytulić i pocieszyć.

Tymczasem Polakom oberwało się z Senegalem nie za to, że nie udało się wygrać. Tak jak napisałem – to było w miarę przewidywalne, że my tego meczu nie wygramy, a prawdopodobne, że go przegramy. Dostało nam się za to, że tego wkurwienia w oczach naszych piłkarzy nie było. Jak ktoś chce się na ten temat kłócić, to proszę bardzo – nasi piłkarze zobaczyli tylko jedną żółtą kartkę i faulowali 8 razy. Senegalczycy 15.

Po Senegalu wszyscy spodziewali się wyjaśnień. Rozmowy, dyskusji, wzięcia do odpowiedzi tych, którzy zawiedli najbardziej. Nawałki, Lewandowskiego, Milika, Krychowiaka, Błaszczykowskiego. Postaci, które najwięcej radości dały nam podczas poprzednich meczów, a przez które nie udało nam się chociażby zremisować z Senegalem. Nic z tego – w pierwszej konferencji prasowej udział wziął znakomicie czujący się przed kamerami Zbigniew Boniek, potem przyszedł czas na rezerowywch. Nie było Nawałki, nie było Lewego, Krychy czy Kuby. Nie było Milika, który zagrał najgorszy mecz w karierze. Był za to Bednarek i Teodorczyk.

Problem w tym, że nikogo nie interesuje ani Bednarek, ani Teodoroczyk. Pierwszy wszedł na boisko dopiero po przerwie, drugi nawet nie powąchał w Moskwie murawy.

Przed mundialem piłkarze wyskakiwali nam z lodówki. Nie Bednarek czy Teodorczyk. Lewandowski, Błaszczykowski i cała reszta zawodników, o których przed chwilą wspomniałem. To ich koszulki kibice kupowali, to gadżety z ich wizerunkiem świeciły po oczach przy kasie w Biedronce.

Przed mundialem absolutnie każdy interesował się losem naszej kadry. Strzelam, że Polakom kibicowało jakieś 30 milonów ludzi, reszta piłką się nie interesuje i ma los reprezentacji w nosie. Spośród tych 30 milionów osób na pewno sporo jest takich, które piłkę śledzą z doskoku i które doceniają normalne, ludzkie podejście do drugiego człowieka. Część z nich doceniłaby kapitana naszej reprezentacji wraz z trenerem, którzy po meczu przyszliby na konferencję prasową i powiedzieli po prostu jak było.

„Nie daliśmy rady. Zawiodło wiele elementów. Zaskoczyli nas rywale, byli szybsi, lepiej przygotowani. My zagraliśmy źle. Z tyłu, z przodu, w środku – wszędzie. Liderzy nie pociągnęli, młodzi nie byli w stanie wnieść niczego ekstra. Daliśmy ciała, ale dajcie nam jeszcze jedną szansę. Przeszliśmy obok tego meczu, nie tak to powinno wyglądać. Pomóżcie nam, wierzymy w wasz doping”

Koniec, pozamiatane. Nikt nie będzie gadał, że kadrowicze mają wszystko w nosie i uciekają od dziennikarzy, od kibiców. Wszyscy od razu z postawy atakującej, przyjmują tę bardziej ludzką, która każe spuścić nogę z gazu. Pojawia się myślenie, że może faktycznie warto dać jeszcze jedną szansę ekipie, która dała nam w ostatnich latach tyle radości.

Na oficjalnym kanale PZPN na Youtube wiele się nie dzieje, piłkarze są schowani, mają w poważaniu tych, którzy tak bardzo ich kochają i którzy we wtorek zwolnili się wcześniej z pracy, żeby zobaczyć ich w akcji. Nie wiem, czy wizerunkowo, w przypadku absolutnej kompromitacji, jest to najlepsze rozwiązanie.

Z atmosfery podniosłej i mega sprzyjającej polskiej reprezentacji, teraz pojawia się kwas i coraz więcej osób czeka, aż kadrze po raz drugi powinie się noga. Wtedy będzie można odpalić dynamit i uderzać. Nie tylko za brak umiejętności piłkarskich. Również za zachowanie i brak szanowania swoich kibiców, którzy jakiś czas temu dali się nabrać, że „wszyscy jesteśmy drużyną narodową”.

KOMENTARZE