Humory polskich kibiców poprawiły się w momencie, gdy okazało się, że Niemcy również turniej zakończą na trzech spotkaniach w fazie grupowej. Odpadać w takim towarzystwie jest przyjemniej, szczególnie dla ludzi, którzy interesują się tego typu sprawami. Nasi zachodni sąsiedzi nie pisali o nas w niedzielę, gdy zlała nas Kolumbia. W naszej prasie i w mediach społecznościowych można było jednak zauważyć, że niektórym lżej zrobiło się na duszy, gdy wciąż aktualni mistrzowie świata zaczęli pakować walizki.
Niemcy przegrali z Meksykiem i Koreą Południową, my z Senegalem i Kolumbią – to tak naprawdę nieważne. Tak samo jak nieistotne jest w tym momencie to, co działo się w ostatnich kilkunastu minutach naszego spotkania z Japonią. Napisał o tym już każdy, wielu dziennikarzy nie zostawiło na naszej kadrze suchej nitki. Mi wstyd jest również, choć – tak na zdrowy rozsądek – można to w jakimś stopniu wytłumaczyć. My pokazaliśmy, że wygrać jesteśmy w stanie, Japończykom było to na rękę, więc wszyscy są zadowoleni. Wszyscy poza kibicami, którzy po raz kolejny dostali od reprezentacji pstryczek w ucho.
Naszym piłkarzom wytyka się obecnie wiele. Wytykało się to, że po kompromitacji z Senegalem żaden z naszych piłkarzy, który brał czynny udział w porażce z ekipą z Afryki, nie poszedł na konferencję prasową. Wytykało się słowa Robertowi Lewandowskiemu, który zasugerował, że jego koledzy nie byli w najwyższej formie, bo w swoich klubach nie grali. Nawałce zarzucało się, że odwraca kota ogonem, nie potrafi nazywać rzeczy po imieniu i nie jest w stanie szczerze powiedzieć, że zawalił mundial. Zwracano uwagę, że na kanale Łączy Nas Piłka nie pojawiają się filmiki ze zgrupowania, a nasi zawodnicy tylko sporadycznie za pomocą mediów społecznościowych poczuli potrzebę napisania kilku słów do swoich kibiców, mimo że zwykle bardzo poważnie podchodzą do tych obowiązków. Nikt nie miał na tyle odwagi, by pewne rzeczy powiedzieć, by walnąć pięścią w stół, by zebrać się na odwagę i cokolwiek wyjaśnić.
Wszędzie mieliśmy domysły, spekulacje, niedopowiedzenia. Każdy wyczekiwał na coś, co będzie wyjaśnieniem niepowodzeń w Rosji. Wszyscy jednocześnie zdawali sobie sprawę, że od grupy tych ludzi czegoś takiego nie dostaniemy. Polskim piłkarzom brakuje jaj, by zebrać się na chwilę szczerości.
Niemcy odpadli, co jest dla nich absolutnym końcem świata. Po nas można było spodziewać się odpadnięcia już w fazie grupowej. Na mundialu ostatnim razem dobrze poszło nam w 1986 roku, na mistrzostwach w ogóle nie było nas 12 lat, mieliśmy rywali, których się obawialiśmy – generalnie to nie żadna katastrofa, że coś takiego się wydarzyło. Dla nich? Skandal, szok, niedowierzanie i być może koniec znakomitego pokolenia piłkarzy, które cztery lata temu zdobyło mistrzostwo świata. Nie przeszkodziło to jednak krytykowanym w każdej niemieckiej gazecie zawodnikom wyjść do dziennikarzy. Nie przeszkodziło w napisaniu kilku słów na Twitterze do rodaków, którzy czują się oszukani i zawiedzeni przez swoich bohaterów.
– Byliśmy żałośni. Nawet gdybyśmy wyszli z grupy, pewnie od razu byśmy odpadli. Zasłużyliśmy na taki los. Nie graliśmy przekonjąco w żadnym spotkaniu. To nie były Niemcy jakie znamy. Nie ma powodów by ktokolwiek bał się nas lub szanował. Nie żyjmy przeszłością.
To słowa Manuera Neuera, kapitana drużyny. Neuer nie bał się nikogo, powiedział jak było. Siebie i swoich kolegów zaorał doszczętnie. Nie patrzył na dobro chłopaków, z którymi przebiera się w szatni. Nie bał się ich spojrzeń i krytyki ze strony trenera, który mógł zwrócić mu uwagę, że poleciał za grubo. Miał to w nosie, bo poczuł jako kapitan drużyny, że najważniejsze będzie teraz godne zaprezentowanie się przed kibicami, którzy czują się zawiedzeni.
https://twitter.com/matshummels/status/1012047218621190150
#WM2018 @DFB_Team pic.twitter.com/1Tf6S2JMyn
— Jerome Boateng (@JB17Official) June 28, 2018
Tough moment. Feeling with all our fans who supported us. We were not good enough this year… pic.twitter.com/vkUpkHc18c
— Toni Kroos (@ToniKroos) June 28, 2018
Our World Cup journey has come to a tough end and nobody is more disappointed than ourselves – the team.
We have a lot to reflect on and to discuss as a team. We need to work harder to make things better – for us and for all supporters.#DieMannschaft #BestNeverRest #ZSMMN pic.twitter.com/ELgedAHyHk— Marc ter Stegen (@mterstegen1) June 28, 2018
https://twitter.com/MatzeGinter/status/1012367131101532160
Kilku zawodników przeprosiło, ich profile w mediach społecznościowych były aktywne, wielu poczuło wewnętrzną potrzebę, by napisać kilka słów i próbować wyjść w tej trudnej sytuacji z twarzą. Jak to miało miejsce u nas? Albo piłkarze nie pisali nic, albo wyszli z założenia, że taki jest nasz potencjał i na nic więcej nie było nas stać lub za wszystko odpowiedzialni są zawodnicy, którzy mieli w swoich klubach problemy z regularnymi występami.
W drużynie Niemiec przeprosił nawet Marc Andre Ter Stegen, który nie zagrał na mundialu nawet sekundy. Który mógł się obrazić na Loewa, gdyż nie wywalczył bluzy z numerem jeden mimo znakomitego sezonu w barwach Barcelony. Nie, fochy schował do kieszeni. Postanowił napisać kilka słów do fanów, mimo że na porażkę swojej reprezentacji miał mniej więcej taki wpływ jak każda z osób czytająca ten artykuł.
– Jestem całkowicie odpowiedzialny za to, co się stało. Gratuluję Korei zwycięstwa, a Szwecji i Meksykowi – awansu. Rozczarowanie jest oczywiście ogromne, jednak musimy temu dzielnie stawić czoła. Teraz nasza przygoda skończyła się bardzo szybko i za to w imieniu drużyny mogę przeprosić – to z kolei Joachim Loew na kilka minut po meczu.
Nawałka po żenującej końcówce z Japonią stwierdził, że jego drużyna realizowała założenia taktyczne, które mówiły, aby grać niskim pressingiem. W rzeczywistości wyglądało to tak, że kadra miała wyjebane i przespacerowała ostatnie 15 minut rozwiewając wątpliwości, czy tę grupę ludzi stać na wykrzesanie z siebie chociażby resztek charakteru.
Śmiejemy się z Niemców, że odpadli i zawiedli na całej linii. To mniej więcej tak głupie, jak śmianie się z niemieckich samochodów, że te czasami się psują, mimo że od 20 lat do pracy jeździmy Volkswagenem, Mercedesem lub Fordem.