Historycznie tylko Muhhamad Ali, Evander Holyfield i Lennox Lewis byli przed sobotnim wieczorem mistrzami wagi ciężkiej, którzy trzykrotnie zdobywali najbardziej prestiżowy tytuł w zawodowym boksie. Zwycięstwo Oleksandra Usyka nad Tysonem Fury’m powoduje, że to elitarne grono się nie powiększy, a dyskusje o najwybitniejszych w historii szermierki na pięści trzeba już dzisiaj rozpoczynać od nazwiska ukraińskiego czempiona.

Tym razem jednogłośnie na punkty, uczciwie, bez żadnych zaskoczeń. Trzeba też przyznać, że bez większych emocji, choć kibice po majowych wydarzeniach spodziewali się jeszcze podniesienia poprzeczki. Usyk ponownie zwyciężył z Fury’m, który dwukrotnie pokonał jednego z najmocniej bijących pięściarzy w historii Deontaya Wildera, wygrał też dwa razy z Anthony’m Joshuą, wcześniej rozprawił się z każdym, kto stawał na jego drodze biorąc wyzwania na terenie promowanego rywala. W skrócie: Usyk zawsze traktowany był jako gość, z którym da się dogadać, kogo można wysłać w trudny w bój i nie będzie marudził, że Głowacki, Huck, Briedis, Ballew, Chisora, Joshua i cała reszta mają za sobą mocnego promotora, który będzie chciał go skręcić na punktach przy bliskiej walce. Usyk nie jest typem punchera, więc zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie umiał każdego pojedynku rozstrzygnąć pojedynczym ciosem, co odmieni losy rywalizacji. Za każdym razem widmo nieuczciwej punktacji wisiało nad jego głową i już kilkukrotnie (Briedis, Fury) było blisko skandalu, co w boksie jest normalną praktyką. Mimo wszystko Ukrainiec wygrał wszystko w kategorii junior ciężkiej, tego samego dokonał w ciężkiej pokonując absolutnie każdego. Rozważania na temat tego, czy już dzisiaj nie jest w TOP 3 w historii, nie powinny mieć miejsca. Niewiele lub być może już w tym momencie nie brakuje niczego, by nazwać go najlepszym przedstawicielem boksu w całej jego historii.

Nakładając na to wszelkie możliwe proporcje – cała kariera Usyka i 2024 rok w jego wykonaniu nauczyły mnie bardzo dużo – mając odpowiednią determinację, mistrzowską dyscyplinę, konsekwencję i bardzo duże marzenia można sięgnąć najwyższych szczytów. Miałem okazję walki Usyka dwukrotnie oglądać spod ringu – w konfrontacji z Głowackim i Briedisem. I w obu przypadkach miałem wątpliwości, czy Ukrainiec jest w stanie te boje wygrać. Rywale mieli argumenty, by go pokonać i choć jego przewaga była znacząca to po tych pojedynkach trudno było sobie wyobrazić, że ten delikatnie bijący crusier będzie w stanie z dominatorami w wyższej kategorii toczyć takie boje. Jasne, pewnie kibice boksu chcieliby widzieć w aktualnym liderze królewskiej dywizji Mike’a Tysona, który kasuje wszystkich przed czasem lub kontrowersyjnego zadymiarza, który dzieli publikę na fanów i hejterów. Usyk to przyzwoity i fajny gość – normalny człowiek, który wszystko zawdzięcza Bogu, swojej rodzinie, trenerom i ciężkiej pracy. W 2024 roku, w świecie coraz bardziej zacierających się wartości moralnych, mający oczywiste ograniczenie w bokserskim fachu Usyk jest w stanie przejść tę grę bazując na podstawach, które w dalszym ciągu są w stanie zaprowadzić normalnego chłopaka z biednej Ukrainy na szczyt.

Walka Usyka z Fury’m znowu poruszyła cały świat. Nie tylko sympatyków boksu, ale i normalnych ludzi, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że trzeba być świadkiem tego typu rozrywki, bo to najwyższy możliwy poziom, a stawka obu pojedynków jest historyczna, być może przez dekady niemożliwa do powtórzenia. Ostatnie impulsy promocyjne to nie był trashtalk, sztuczne pompowanie atmosfery i kontrowersje, które mają rozlać to widowisko poza grupę docelową. Bitwa o trzy pasy w kategorii ciężkiej to wydarzenie tak podniosłe, że nawet dziesięciominutowe face to face było czymś skrojonym pod taką bokserską ucztę, a trzysekundowy trening medialny Króla Cyganów dodawał do tego wydarzenia pewną aurę, która ludzi kręciła i była zasłoną dymną budzącą wątpliwości. Nie trzeba było inwestować w teatr i szukanie haków na rywala, wystarczyło wykonywać standardowe ćwiczenia marketingowe, które miały na celu tylko przypomnieć o tym, że w sobotę wielka bokserska uczta. I to się udało, bo dzięki temu małemu królikowi z kategorii średniej świat znowu włączył telewizor na boks. Chciał zobaczyć coś, co po prostu wypada obejrzeć na żywo.

2024 rok dał mi wiele do myślenia. Znowu – zachowując pewne proporcje – w mojej głowie ponownie pojawiły się refleksje, że naprawde wielkie wydarzenia, charyzmatyczne postaci, utalentowane osoby i ciekawe zestawienia – czy to w boksie, czy w MMA – naprawdę mogą zainteresować tłumy. Udane wydarzenia z krajowego podwórka w MMA, interesujące konfrontacje, duże walki w UFC i takie bitwy jak te Usyka z tego roku – to wszystko powoduje, że będący w świadomości wielu ludzi kryzys sportów walki być może nie jest tak poważny, jak się wielu ludziom wydaje, lub… może pomału z niego wychodzimy? Może po dziwnym i trudnym czasie prawdziwy sport zaczyna znowu wracać na swoje miejsce, a wszystko to, co trochę zaburzało tę hierarchię, odchodzi w niepamięć?

 

KOMENTARZE