Dziś poniedziałek i na palcach jednej ręki można zliczyć osoby, które ten dzień lubią. Trzeba iść do pracy po weekendzie pełnym wrażeń i emocji. Niektórzy zapewne nie pamiętają zbyt wiele i w jakiś sposób chcieliby odświeżyć sobie pamięć, a zwłaszcza, że znowu grała ich ukochana liga – Serie A. W tym wypadku służę pomocą i serwuję „Włoskie Espresso”. Zapraszam!
Kolejkę otwierał piątkowy pojedynek Bologni z Juventusem. Mistrz Włoch miał nadzieję przedłużyć świetną passę i odnieść szesnaste zwycięstwo z rzędu. Jednak w rozpędzonym pociągu, w końcu zabrakło paliwa, a będąca w dobrej formie Bologna to wykorzystała. W ostatnich latach nawet remis u siebie ze Starą Damą to dobry wynik. Po grze Juventusu w poprzednich kolejkach było już widać, że seria zwycięstw dobiega końca, ale to co zobaczyliśmy w ostatni piątek było szczytem. Obie drużyny wystrzelały się dosłownie w pół godziny i w sumie szkoda, że ten mecz nie zakończył się wcześniej, bo aż oczy bolały. Juventus oddał jeden celny strzał na bramkę, a Bologna aż dwa razy więcej! Taak, to takie typowe, włoskie 0-0. Jednak we wszystkim można znaleźć trochę humoru, co pokazuje poniższy tweet i grafika.
* * *
Sobota przyniosła pojedynek Interu z Sampdorią oraz derby miasta Romea i Julii, czyli Werony. To pierwsze spotkanie nie wyróżniało się niczym szczególnym, jednak Inter pokazał, że nawet takie mecze można wygrywać w pewny sposób. Trzy strzały w światło bramki, trzy gole – dziękuję, do widzenia. Na San Siro pojawił się Jose Mourinho. Jedna część prasy plotkowała, że szykuje się powrót Mou do drużyny Nerazurrich. Druga zaś stawiała tezę, iż Portugalczyk rozgląda się za wzmocnieniami jego przyszłego klubu, którym podobno ma być Manchester United. Ciekawe co okaże się prawdą?
Mou na San Siro, Inter – Sampdoria
Z kolei derby Hellas – Chievo dostarczyły dużo więcej emocji. Dodatkowy smaczek to występ w całym meczu Pawła Wszołka. Chłopak jest w niezłej formie i potwierdził to zaliczając pod koniec spotkania asystę, wycofując piłkę do Ionity, który przełożył sobie piłkę na lewą nogę i huknął w okienko. W spotkaniu było dużo kartek, w tym dwie czerwone. Do tego drużyny dołożyły dwa karne. Jednego z nich wywalczył i nie strzelił król strzelców zeszłego sezonu – Luca Toni – jednak sekundę później poprawił się, dobijając piłkę odbitą przez Bizzarrego.
* * *
Niedziela to tradycyjnie największa liczba spotkań w kolejce. Lazio zagrało derby regionu z Frosinone i…było to bardzo wyrównane spotkanie. Beniaminek nie dał sobie wydrzeć trzech punktów, a nawet odważnie atakował drużynę gości. Jeden z największych klubów na świecie pod względem ilości sekcji sportowych, nie może być zadowolony z wyniku. Z przebiegu tego sezonu też nie, bo zajmuje dopiero ósme miejsce w tabeli, co w porównaniu z trzecim miejscem na koniec poprzedniej edycji rozgrywek, jest rozczarowaniem. Z resztą, obydwie drużyny z Rzymu grały jak do tej pory poniżej oczekiwań.
Fajny i żywy mecz zaserwowały nam drużyny Atalanty i Fiorentiny. Ekipa Violi nie miała wcale tak lekko, ale udało się jej wygrać 3-2. Obydwa zespoły nastawiły się na atak, wiele razy oddając strzały, w tym większość celnych. Do strzelania powrócił Nikola Kalinić, który był ostatnio zablokowany. Mimo wszystko, jeśli Fiorentina chce utrzymać trzecie miejsce, musi bardziej skupiać się na obronie. We Włoszech taka otwarta gra kiedyś skończy się dla nich niezbyt dobrze. W sumie już nie raz tak było w ich przypadku.
Wstydzić się może drużyna Kamila Glika, która grała w Turynie z Carpi. Beniaminek nie oddał nawet jednego strzału w światło bramki, a zdołał podzielić się punktami. Byki zaprzepaściły okazję na łatwą zdobycz punktową, choć parę strzałów oddały. Najlepsze są niektóre skróty z tego meczu, które trwają aż bagatela…38 sekund! Jednak nawet to jest stratą naszego cennego czasu.
Kolejny fajny i otwarty mecz, w tej kolejce, zaserwowały nam drużyny Genoi i Udinese. Wiele strzałów na bramkę i duża celność. Genoa prowadziła grę, ale Udine nie było jej dłużne i to właśnie oni objęli prowadzenie, po rzucie wolnym. Dzięki niemu swoją pierwsza bramkę w Serie A zdobył irakijski Roberto Carlos, czyli Ali Adnan. Genoa jednak robiła swoje i dwa razy wpakowała piłkę do bramki gości. Dobry mecz rozegrał Alessio Cerci, który szybko zaaklimatyzował się w nowej drużynie. Strzelił nawet bramkę z rzutu karnego. W drugiej połowie, na boisku, pojawił się legendarny Toto Di Natale. Miał nawet szansę wyrwać punkt dla Udinese, ale w 90 minucie nie trafił jedenastki. Szkoda chłopa.
Ciekawe spotkanie rozegrały Sassuolo z Empoli. Goście, będący ostatnio w dołku, oddali dwa strzały w światło bramki i dwa razy padł gol. Jednego z nich zdobył nasz rodzimy rozgrywający – Piotr Zieliński. Aż się człowiekowi przyjemnie robi, kiedy widzi tego chłopaka będącego w formie. Jak strzelił bramkę? Razem z Saponarą skopiowali akcję z meczu przeciwko Milanowi, gdzie Piotrek również trafił. Identyczne było dosłownie wszystko, no może poza tym, że teraz piłka nie przeleciała między nogami bramkarza. Saponara przyjął w środku pola, podał na wolne pole, Zieliński wybiegł z głębi i trach po ziemi, w lewy róg. Z resztą zobaczcie sami.
https://www.youtube.com/watch?v=urO4iVZJPNQ
Co do reszty zespołu, to chyba Empoli nie lubi grać w przewadze jednego zawodnika. Sassuolo bardzo szybko straciło Missirolego, potem bramkę, ale goście postanowili zagrać fair play. Za drugą żółtą kartkę wyleciał rozchwytywany przez inne kluby obrońca, Tonelli. Chyba papierosy jednak mu zaczęły szkodzić. Tuż po tym Sassuolo zakasało rękawy i strzeliło trzy bramki. Dwadzieścia minut przed końcem, z rzutu karnego, dla Empoli strzelił piłkarz z najbardziej włoskim nazwiskiem na Półwyspie Apenińskim, czyli Maccarone. Nic to jednak nie przyniosło i jego drużyna znowu straciła punkty. Za tydzień także nie będzie im zbyt łatwo, bo przyjedzie do nich gwiazda niedzielnego wieczoru – Roma.
* * *
Giallorossi ukradli chyba w ten weekend uwagę wszystkich. Nie dość, że rozpędzili się na tyle, żeby rozjechać Palermo 5-0, to jeszcze rozpalili sobie w szatni ogień, który zawładnął całą Italią, a nawet światem.
Przed meczem działo się całkiem nieźle i mimo porażki z Realem w Lidze Mistrzów, wszyscy mieli podniesione głowy, a krytycy wypowiadali się o Romie dość pozytywnie. Ale jeśli w Rzymie dzieje się za dobrze, to trzeba przecież spróbować wszystko rozwalić.
Już wcześniej trener Luciano Spalletti powiedział mediom, że nie trenuje indywidualności, tylko drużynę i stara się ją ustawić jak najlepiej. Oczywiście było to pytanie o jego wybory oraz dlaczego właściwie Francesco Totti gra tak mało.
Nie spodobało się to zbytnio żywej legendzie Wilków, która postanowiła przerwać długie milczenie i udzielić wywiadu. Dwoma odpowiedziami, Totti poruszył cały świat. Zapytany o relacje z trenerem, opisał je jako: „Dzień dobry i do widzenia”. Zasugerował też, że nie jest ostatnio należycie szanowany, jak na to co zrobił dla Romy i musi dowiadywać się pewnych rzeczy z mediów.
Tymi wypowiedziami wywołał szybkie reakcje. Luciano Spalletti na konferencji przedmeczowej powiedział, że Francesco zagra z Palermo od pierwszego gwizdka, a później wyrzucił Il Capitano ze zgrupowania i usunął z listy powołań. W jednej chwili wszyscy dostali obłędu. Niektórzy dziennikarze mówili, że Tottiemu odbiło, inni przyznawali mu rację.
Kiedy zespoły Romy i Palermo były prezentowane przez stadionowego spikera, nie dało się nie słyszeć gwizdów publiczności przy nazwisku trenera Wilków. Totti zasiadł na trybunach, a operator pokazywał go ponad dwanaście razy. Ucieszył się dopiero przy bramce Salaha, ale z czego tu się nie cieszyć? Bramka niemożliwa.
Roma w tym spotkaniu nie dawała dojść do głosu drużynie ze stolicy Sycylii. Zawodnikiem meczu został Dżeko, który zaliczył dwie bramki i dwie asysty. I kto by o tym pomyślał po jego pierwszej klarownej okazji? Bośniak przeszedł sam siebie. Może to ta rozerwana koszulka mu przeszkodziła?
Dwie bramki zdobył także Salah, który jest ostatnio w świetnej formie i stał się najlepszym strzelcem Romy tego sezonu.
Piętnaście minut na boisku dostał Kevin Strootman. Pewnie zapomniany przez część kibiców, ale nie w Rzymie. Po dwóch latach perypetii z zerwanymi więzadłami kolana, powrócił już chyba na dobre. Teraz wszystko w jego rękach i nogach. Stadion i koledzy z drużyny przywitali go w fenomenalny sposób. Piłka prawie od razu zawędrowała do Holendra, który przy każdym kontakcie mógł słyszeć brawa i słynne „Oleee!”, ja bym się chyba popłakał na jego miejscu. W dodatku cała drużyna nagle postanowiła grać na środku boiska i co rusz rozgrywała przez Kevina. Oby chłopak wrócił do pełni formy, bo w jego pierwszym sezonie we Włoszech było co oglądać.
Po spotkaniu powrócił wątek Totti-Spalletti. Trener powiedział, że to była tylko chwila złości, która jest już przeszłością. Dodał też, że musi trzymać się zasad i powtórzył, że powinien wszystkich traktować równo. Do tego posłodził samemu Francesco, nazywając go największym zawodnikiem w powojennej historii Romy. Ciekawe jak dalej potoczy się ten wątek?
* * *
Jakby komuś było jeszcze mało calcio, to dzisiaj wieczorem czeka ich hit kolejki, w którym zmierzą się Milan z Napoli. Ciekawe czy drużyna spod Wezuwiusza wykorzysta potknięcie Juventusu i ponownie wskoczy na pierwsze miejsce w tabeli. Niby właśnie to spotkanie powinno najbardziej poruszać Włochy, ale jak już wcześniej wspomniałem, całą uwagę skupiła na sobie Roma. Z pewnością nie będzie to jednak mało interesujący mecz.
W tygodniu będzie można też obejrzeć pojedynek Ligi Mistrzów pomiędzy Juventusem, a Bayernem. Ja sam jestem rozdarty, bo życzę jak najlepiej Lewandowskiemu, ale Juve musi walczyć o honor Włoch w Europie, ponieważ inne drużyny z tego kraju wypadły ostatnio dość słabo. Nie liczy się jednak wyłącznie to. Serie A jest już bardzo bliska wskoczenia na wyższe miejsce w klasyfikacji europejskich lig, czym odzyskałaby jedno miejsce dla swoich drużyn w Lidze Mistrzów. Na razie zobaczmy jednak co przyniesie kolejny tydzień.