Mam problem z Neymarem. Nie po raz pierwszy. Podobnie wypowiadałem się na jego temat w momencie, gdy podpisywał kontrakt z Barceloną. Gdy wróżono mu liderowanie Barceloną kosztem Leo Messiego.

Co było potem, każdy wie. Neymar zapragnął zmiany w swoim życiu. Idiotycznego wywrócenia kariery do góry nogami. Pierwotnie deklarował, że Barca jest jego miejscem na ziemi, to tutaj ma wejść na szczyt. Cztery miesiące przed zdradą uciszał PSG na swoich profilach w socialach, gdy w pojedynkę wyrzucił ich za burtę w Lidze Mistrzów. Chwilę później – no cóż – zachciało się rewolucji i pieniędzy. Ney poszedł do słabszego zespołu, by być na szczycie. Na szczycie oczywiście swoich własnych potrzeb, czyli indywidualnych zachcianek, a nie sukcesów osiąganych wraz z zespołem.

Ney zachował się jak frajer. Postąpił jak gość, który nie ma w głowie nic, poza młodzieńczą zajawką bogatego dzieciaka, który dostał wszystko od rodziców, miał zająć się sobą i nie przeszkadzać. Gówniaka, który do pełni szczęścia potrzebuje szybkiego samochodu, białych Air Max’ów i I’Phone’a, który w dobrej rozdzielczości będzie wrzucał kolejne Instastories, by pochwalić się swoim bananowym życiem.

To już było – Ney podjął taką decyzję, zdecydowana większość kibiców Barcy go znienawidziła. Dla mnie prywatnie to był niemały szok, że właśnie on zdecydował się na taki krok. Chłopak, który miał wygrać kilka razy Ligę Mistrzów z Messim w składzie i kilka razy bez niego, połasił się na hajs, by spełnić swoje własne zachcianki. Z drugiej jednak strony tylko mi to pokazało, że w dzisiejszym świecie sportu nie ma czegoś takiego, jak zasady. Jak przywiązanie, moralność czy uczciwość. Do lamusa odchodzi to, co mam zakorzenione i przez co na co dzień oceniam ludzi – tych fajnych i tych, którzy kompletnie mnie nie interesują.

I wiecie co? Właśnie dzięki Neymarowi i sytuacji sprzed dwóch lat mógłbym go ponownie widzieć w Barcelonie. Brazylijczyk to zawsze będzie frajer. Nic już tego nie zmieni. Może wrócić, przeprosić, strzelić 100 goli i 4 razy wygrać z rzędu ligę hiszpańską – zawsze będzie kimś, kogo nie chciałbym widzieć przy wspólnym stole wraz z kolegami polewając Jacka Danielsa. Neymar pokazał mi jednak, że w ten sam sposób jutro może zachować się każdy z innych zawodników, którzy dziś są moimi bohaterami. Busquets? W moim prywatnym rankingu kozak nad kozakami, ulubieniec od dekady. Czy wyobrażam sobie go poza Barcą za dwa lata? Nie. Ale czy jak faktycznie zacznie grać rzadziej lub pokłóci się z trenerem, to nie pójdzie do Chelsea czy innego Bayernu? Tego nie wiem, on sam pewnie jeszcze nie ma o tym pojącia.

Tak samo przyszły prezes klubu Pique, wcześniej Iniesta czy Xavi. Jasne – cała trójka to piłkarze wychowani w Katalonii, chłopacy stamtąd, z Barcelony, oni kochani ten klub. Dziś jednak coraz częściej dochodzi do sytuacji, że te wszystkie moralne kazusy wkłada się między bajki i robi się to, co podpowiadają doradcy. Dla nich często przelicznikiem nie jest sumienie piłkarza, którego interesy reprezentuje. Stan konta oraz miejsce do grania w piłkę załatwia sprawę – cała reszta jest mało istotna.

Neymar pokazał mi, że takich jak on może być zaraz więcej. Z czasem mogą być tacy wszyscy, a on nie będzie jednym tego typu gościem w Barcelonie. Będą tacy wszyscy. Nie będę się mógł identyfikować z piłkarzami – z Messim, Puyolem, Pique czy Xavim. Zostanie mi przywiązanie do Barcelony, czyli klubu, któremu kibicuje od 1999 roku, ale bez gości, którzy są autorami kolejnych sukcesów. I co wtedy? Zostanie mi trzymanie kciuków za chłopaków, którzy są w moich oczach gośćmi bez zasad, którzy mogliby bez zawahania pójść do wroga, gdyby pojawiła się taka możliwość?

Od początku miałem problem z Neymarem, ale od pierwszego meczu miałem też do niego słabość. Tak, byłem na meczu, podczas którego debiutował w Barcelonie w spotkaniu towarzyskim z Lechią. Byłem też dwa lata temu na starciu Barcy z Sevillą na Camp Nou. Zrobiłem jeden błąd. Wykupiłem naprawdę dobre miejsca. Usiadłem na wysokości pierwszego piętra, a naprzeciwko mnie niemalże całą pierwszą połowę biegał Neymar. Siedziałem tak blisko, że mogłem podrapać go po plecach. Nie mam pewności, czy gdybym nie wyciągnął ręki, to nie złapałbym go za nogawkę i nie upadłby jak długi próbując wymusić rzut wolny.

Barca wygrała 3:0 pierwsze 45 minut, a ja widziałem w akcji kosmitę. Piłkarza z innego świata. Gościa, który na trzech pierwszych metrach gubi kryjącego go obrońcę o dwa i pół. Czarodzieja, który z piłką potrafi zrobić wszystko, jest tak gibki i elastyczny, że nie sposób go rozszyfrować i przeczytać. Balans ciałem, lewa, prawa noga, zwód w jedną, w drugą – on serio przerastał wszystkich na boisku o dwie klasy. Patrzyłem na tego Neymara i powiedziałem sobie z pełnym przekonaniem: lepszego technika na żywo mogę już nigdy nie zobaczyć.

Tamten mecz siedzi mi w głowie do dziś, występ Neymara pamiętam do tej pory. Ogólnie ten rewanż z PSG i inne występy Brazylijczyka zawsze będę miał przed oczami. Po czterech latach od zwycięstwa w ostatnim finale Ligi Mistrzów, w którym zreszta Ney strzelił gola, nie mam wątpliwości – tylko z nim w składzie jest to możliwe. Barca potrzebuje Neymara. Messi potrzebuje Neymara.

Zdania nie zmienię nigdy – Ney to gość bez zasad. Gamoń, którego wytargałbym za ucho i dostałby mukę na odchodnę, gdyby zaczął się burzyć. Jako kibic Barcelony kocham jednak klub, a nie piłkarzy, którzy w nim grają.  Co więc za różnica, czy gole dla Blaugrany strzela dziś Dembele, który za dwa lata będzie w zupełnie innym miejscu na ziemi, Raktic, który jest poukładanym i przykładnym ojcem i kumplem, czy Neymar, który ma w głowie brokat i patrzy na życie tylko przez pryzmat nowych butów, którymi może pochwalić się na Instagramie?

Gdybym miał budować swój zespół, zbierał chłopaków z osiedla i ktoś wywinąłby mi taki numer, jak Ney wywinął Barcelonie, to na pewno nigdy nie zamieniłbym z nim słowa. Dla takiego typa nie byłoby powrotu. Jako fan klubu, z którym święciłem cztery zwycięstwa w Champions League, byłbym w stanie przyjąć jeszcze raz tego zdrajcę do swojej ekipy, by robił to, do czego jest stworzony – do grania w piłkę, strzelania i wygrywania trofeów. Dla Barcelony to prawdopodobnie jedyny dostępny piłkarz, który może pomóc wejść na szczyt i na dłużej się na nim utrzymać. Z całą resztą grzecznych, ułożonych i poprawnych można sięgać po triumfy w La Liga, które nikogo w Barcelonie już nie interesują.

 

KOMENTARZE