Wyniki meczów reprezentacji Polski, zarówno ten pierwszy – przegrany, jak i ten drugi – wygrany, bardzo mnie cieszą. Mimo że życzeniowo trzech punktów przed tygodniem w ciemno bym nie brał, to dla dobra ogółu, piłkarzy, kibiców i dziennikarzy, taki obrót spraw wyjdzie nam na dobre.

Mistrzami świata jeszcze nie jesteśmy, choć pewnie wiele osób uważa, że zdecydowanie bliżej nam do tronu niż do europejskiej szarówki. Na to, co wydarzyło się w Kopenhadze, zbierało się jednak od dawna. Udało się raz nie dostać pasem od ojca za dwóję z matematyki, udało się i drugim, gdy nie poszło na dyktandzie z języka polskiego. W końcu jednak wyrozumiałość ojca i jego łaska skończyć się musiały i tak było właśnie w stolicy Danii. Mało kto pamięta (albo pamiętać nie chce), ale my kilkukrotnie prosiliśmy się o tęgie lanie. Gdy wynik był na naszą korzyść, to tylko on się liczył, a styl gry naszego zespołu i przeciwnik, z którym przyszło się mierzyć, nie miały żadnego znaczenia. Liczyły się tylko małe punkciki, które dopisywane były do największej prowizorki w historii ludzkości, czyli rankingu FIFA. Gdy w zestawieniu nam nie szło i zamykaliśmy siódmą dziesiątkę, to było ono głupie i bez sensu. Gdy pięliśmy się ku górze i zawędrowaliśmy na absurdalne piąte miejsce, to wielu uznawało to za papierek lakmusowy, który definiuje naszą piłkę.

Zbierało się od dawna, bo my naprawdę bardzo rzadko gramy dobrze. O słuszności mojego rozumowania dyskutował nie zamierzam, bo zbyt mało argumentów mam po swojej stronie. Wynik idzie w świat i będący w śpiączce podczas meczu reprezentacji pacjent na kilka chwil po przebudzeniu, pierwszym pytaniem, które zada będzie te o wynik, a nie o styl gry drużyny Nawałki. Nikogo nie interesuje, że momentami oczy szczypały, bo w tabeli były trzy oczka więcej. Problem był odstawiany na później, a punkty do rankingu FIFA zasilały nasze konto jak szalone.

Gdy jednak spojrzymy na wszystkie mecze naszej reprezentacji w tych eliminacjach i naszą grę w tych meczach, to:

Kazachstan – Polska – słaby mecz w naszym wykonaniu

Polska – Dania – przeciętny mecz w naszym wykonaniu (bardzo dobry wynik)

Polska – Armenia – słaby mecz w naszym wykonaniu

Rumunia – Polska – znakomity mecz w naszym wykonaniu

Czarnogóra – Polska – przeciętny mecz w naszym wykonaniu

Polska – Rumunia – znakomity mecz w naszym wykonaniu

Dania – Polska – tragiczny mecz w naszym wykonaniu

Polska – Kazachstan – przeciętny mecz w naszym wykonaniu

 

Słusznie uwagę na to zwrócił Zbigniew Boniek w jednym z wywiadów – zagraliśmy dwa dobre mecze, a punktów mamy więcej, niż zasłużyliśmy. Prezes jak zwykle trafił w sam środek tarczy.

Wiecie, czego teraz jeszcze brakuje? Dwóch przegranych meczów towarzyskich. Nie o punkty, tu niech kadra wygrywa, jedzie na mundial, bo przecież życzę reprezentacji zawsze jak najlepiej. Przydałby się jednak taki mecz i taki wynik jak z Danią w konfrontacji z kimś lepszym od nas, a za nami w rankingu FIFA (jakaś Hiszpania lub Włochy) i z kimś pokroju Danii, z kim teoretycznie przegrać nie można. Chciałbym, aby takie mecze podziałały jak zimny prysznic, który co niektórych postawi do pionu, ale żeby nie było z tego przykrych dla nas konsekwencji. Bo – jak już napisałem – biało-czerwonym zawsze życzę jak najlepiej.

20170904cslg0308

Trochę niektórzy w tej kadrze poczuli się zbyt pewnie. Nie grałem nigdy w piłkę profesjonalnie, ale trochę mi to przypomina sytuację, w której może znaleźć się nowy pracownik w dużej firmie, który również dobrze zaczął, a potem stopniowo obniżał swoje notowania. Początkowo kłaniał się w pas każdemu i pytał, czy może odejść na sekundę zza komputera, bo ktoś do niego dzwoni i musi odebrać. Z czasem telefon został zamieniony na jeżdżenie dwa razy w ciągu godziny na papierosa, a z kurtuazyjnego „dzień dobry” do każdej poważnie wyglądającej w firmie osoby, stanęło na „siema kolego” i niebezpiecznym skracaniu dystansu. I w pewnym momencie taki delikwent zamiast być postrzeganym jak ten dobry i pracowity, który efektywnie pracuje przez pełne osiem godzin, stał się lawirantem, który coraz mniej ma wspólnego z wszystkimi zaletami, którymi wyróżniał się pierwszego dnia pracy. Gdy ktoś mu w końcu zwrócił uwagę, że to nie przystoi i musi wyhamować, to się obraził, gdyż przekonany był o swojej nieomylności. Gdy minęło jednak kilka dni, może tygodni, to doszedł do wniosku, że było mu to potrzebne. Dzięki temu jest dziś lepszym pracownikiem i człowiekiem.

Obawiam się, że po zwycięstwie z Armenią i Czarnogórą oraz po awansie na mundial znowu poczujemy nieśmiertelność. Wtedy, dla przykładu, chciałbym, aby kadra dwa razy wtopiła, w tym raz bardzo wyraźnie, aby znowu wróciło trzeźwe myślenie. Póki co bowiem zagraliśmy dwa dobre mecze w grupie, w której jest jedna poważna drużyna. Wokół nas w rankingu FIFA, na którym tak ochoczo bazujemy, nie ma nikogo ze stawki.

A ogrywanie Armenii czy Kazachstanu po przeciętnych meczach to nie powinien być powód do dumy i chwały. Co najwyżej na kolanie odrobione zadanie domowe.

KOMENTARZE