Uwielbiam obserwować wydarzenia sportowe na żywo, bo dzięki nim lepiej rozumiem sport. Poznaję go od strony, która dla przeciętnego kibica jest nieznana. Dostrzegam detale, które… czasami interesują mnie bardziej niż sama rywalizacja. Wynik meczu czy walki często schodzi na dalszy plan.

Znam bardzo dużo osób, które oglądają wszystko w telewizji jak leci – liga angielska, niemiecka, siatkówka, boks, w nocy UFC i tak dalej. Znają wszystkie wyniki spotkań i pamiętają, kto w jakiej drużynie gra na prawej obronie. Nie odpuszczają niczego, są na bieżąco. Na stadion czy na halę jednak nie pójdą, bo po co? Po co płacić za obejrzenie czegoś, co można zobaczyć w telewizji. W ciepełku, ze szklaneczką whiskey, przy dobrym jedzonku i z profesjonalnym komentarzem.

Żeby sport zrozumieć, poznać jego duszę, być bliżej i wiązać się z pewnymi rzeczami emocjonalnie, trzeba zrobić krok do przodu. Nie można tylko przełączać kanałów – czasami trzeba wejść do szatni i powąchać śmierdzące skarpety. Trzeba słuchać, co się mówi w środowisku i jaki jest nastrój przed walką danego sportowca, gdy wyłączy się lampka w kamerze. Czy jego idealna współpraca z trenerem do prawda, czy tylko tak powiedział, żeby nikt nie węszył awantury. Czy ma formę życia, czy w gruncie rzeczy leży pod kroplówką, bo prawie zszedł z tego świata wypełniając limit wagowy przed pojedynkiem.

Byłem w Londynie na walce Okolie vs. Cieślak i zainteresowało mnie wiele rzeczy. Po pierwsze – jestem oczarowany Eddie’m Hearnem. Od gościa płynie bardzo pozytywna aura – to człowiek, który pięknie opowiada o boksie i robi to z taką gracją, że pewnie kupiłbym od niego piasek na pustyni. Czemu to zawdzięcza? Pewnie koneksjom rodzinnym, układom, odpowiednim zapleczu itp. Trzeba jednak przyznać, że nie spoczywa na laurach i robi wszystko, żeby w światowym boksie rozdawać karty. Po ceremonii ważenia wszyscy zawinęli się już do hotelu lub pojechali na obiad, a on został do końca, wychodził z sali jako jeden z ostatnich. Udzielał wywiadów każdemu, kto o to poprosił. Gdyby ustawiła się gromadka jeszcze kilku reporterów, to dla każdego znalazłby czas, bo skoro ktoś przyleciał do Londynu i pyta o polskich pięściarzy, to znaczy, że trzeba porozmawiać o Adamku, Włodarczyku czy Cieślaku. To jego praca i po gali również nie wyglądał na człowieka, który musi zawijać się na after party, na którym na niego czekają. Praca to praca – wszystko musi być super ogarnięte. Mimo swojej pozycji na rynku nikt nie miał prawa poczuć się odtrącony, olany czy niewysłuchany. Twarz Matchroom Boxing to gość, który cały czas pasją do boksu zaraża wszystkich dookoła.

Okolie nie jest najbardziej rozpoznawalnym pięściarzem na świecie, ale jest WYBITNIE prowadzony przez Hearna. Stosunkowo szybko stoczył pierwszych 18 walk w swojej karierze, zajęło mu to niecałe 5 lat, ale dopiero w walce z Cieślakiem nastąpił moment, w którym przeszedł prawdziwą weryfikację. Po raz pierwszy właśnie w tę niedzielę był bohaterem walki wieczoru na dużej gali. Wcześniej tylko raz wychodził do ringu jako ostatni, podczas zamkniętego dla fanów wydarzenia, gdy w przeciwnym narożniku stał Krzysztof Głowacki. Podczas eventów na wielkich arenach zawsze był dodatkiem do Anthony’ego Joshuy, Dilliana White czy Derecka Chisory, którzy byli odpowiedzialni za sprzedaż biletów i subskrypcji. Okolie miał wygrywać i dojrzewać. Budować swoją rozpoznawalność oraz podnosić poziom sportowy.

O2 Arena w Londynie na walkę Okolie była… przedzielna na dwie części. W połowie hali spod sufitu powieszono czarną płachtę, która w obrazku sprawiała wrażenie, że obiekt jest pełen kibiców. Dzień przed galą mówiło się, że sprzedano około 6 tysięcy wejściówek i faktycznie na tej połówce obiektu było pełno ludzi. Moi znajomi oglądający to w telewizji pisali mi wiadomości, że atmosfera wydaje się być kozacka i tak też było. W głównej mierze dzięki Cieślakowi, na którego pojedynek przyszło około 3 tysiące fanów. Jestem przekonany, że wyznawców Polaka było więcej niż Brytyjczyka. Mający przed tym pojedynkiem na Instagramie 178 tysiecy fanów Okolie (w tym momencie 184k) nie budzi takiego zainteresowania, by porwać tłumy. Ludzie nie są nauczeni, by to dla niego przychodzić na trybuny.

Hearn pracuje jednak mocno nad tym, aby Okolie zaraz był gwiazdą. Najłatwiej byłoby, gdyby wygrywał w sposób zdecydowany i efektowny, toczył kozackie walki trzymające w napięciu. Z racji tego jednak, że tak nie jest, trzeba pomagać sobie w inny sposób. Zaangażowani w promocję jego osoby byli przy okazji gali w Londynie Joshua i Isreael Adesanya. Obaj wyszli z nim do klatki – jeden trzymał w rękach flagę Nigerii (kraj Adesanyi i Okolie), drugi pas mistrzowski z racji tego, że dla mistrza WBO jest wielkim wzorcem.

Po gali natomiast:

 

https://twitter.com/stylebender/status/1498095987201511424?s=20&t=ltmGXR3S7arki1Su68Nb1g

Tweeta Adesanyi podał dalej oczywiście Joshua, na Instatories również wszystko było pięknie podpromowane, by tylko jak najwięcej osób zobaczyło, że kolega wielkich mistrzów toczył pojedynek.

Okolie po walce przyszedł na konferencję prasową – rozmawiał z dziennikarzami kilkanaście minut, na wszystkich miał czas, nie zawinął się szybko do hotelu i nie pojechał na imprezę. Przykład z naszego podwórka? Cieślak rozmawiać nie chciał, zrozumiałe, bo był wkurzony. Czy jednak zdrowy Michał po pojedynku nie powinien znaleźć chwili dla mediów? Czy właśnie wtedy, szczerymi wypowiedziami nacechowanymi emocjami, nie zyskałby najwięcej? Nie pozyskałby jeszcze więcej kibiców, którzy w niedzielny wieczór otrzymaliby to, czego chcieli? Cieślaka, który zabiera głos po walce swojego życia?

Mateusz Rębecki zdobywając w marcu 2018 roku pas mistrzowski FEN nie przyszedł udzielić wywiadów – był zmęczony, nie chciało mu się. Robert Bryczek, który również sięgnął po tytuł, nie chciał gadać, bo był obolały. W jego imieniu z przedstawicielami mediów poszedł menadżer, który odpowiadał na wszystkie pytania.

Naszym chłopakom brakuje trochę luzu – znacie to? Naszym chłopakom brakuje świadomości. To wspomnianego Chińczyka napisałem kilkanaście dni temu – poprosiłem, aby wysłał mi fotkę z ATT na Florydzie – skoro trenuje tam od dłuższego czasu, to niech pokaże coś, czym można trochę złapać rozpoznawalności. Może fotka z Masvidalem? A może zdjęcie z Poirierem? Chciałem to wrzucić na sociale FEN w mediach społecznościowych. Nagrał mi wiadomość, że wszystkie fotki, które posiada, wrzucił już na Instagrama – jedno z Juniorem Dos Santosem, które ukazało się kilka dni później, cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Do niego pretensji mieć nie można – on jest tylko od walczenia. Gdyby jednak przeciętny polski zawodnik otworzył się na media i poważnie traktował również tę sferę życia? Gdyby był dostepny dla kibiców i zawsze chętny na wywiad, to czy nie żyłoby mu się lepiej i łatwiej?

Kamil Gniadek ostatnim razem w klatce pojawił się w styczniu 2020 roku. Potem nie chciał bić się w FEN, organizacja blokowała go na inne organizacje, więc został trenerem freaków. Jak skorzystał z tego, że przebywa na co dzień wśród ludzi, którzy są bardzo rozpoznawalni w internecie?

Brytyjski zawodnik by z tego skorzystał – ja pomagam tobie, więc ty pomóż mi – oznacz mnie w swojej relacji, dodaj wspólne zdjęcie, może złapmy się na Q&A z kibicami, aby ludzie zobaczyli, kim jestem i czym się zajmował. Zainwestowałby swój czas, zakręciłby się wokół freaka w mediach społecznościowych i sprytnie, bo sprytnie, ale podziałał w sposób nieoczywisty, który pomógłby trochę zbudować swoję rozpoznawalność. Polski zawodnik przebywa wśród ludzi, którzy mają milionowe zasięgi, pobiera od nich za to wynagrodzenie i… nikt go nie zna. Co najlepsze – nigdy nawet przez sekundę nie pomyślał, że można inaczej.

W Wielkiej Brytanii jeden ciągnie drugiego – Joshua Adesanyę, za nimi jest Okolie, który wygra jeszcze z trzy walki i również będzie światową gwiazdą. U nas nie ma chęci na to, aby pomyśleć i zrobić cokolwiek w sposób niestandardowy. Media to zło, a robienie czegoś pod publiczkę nie ma sensu. Udzielanie wywiadów to mus i obowiązek, ale tylko wtedy, gdy trzeba. Po najniższej linii oporu, gdy akurat zawodnikowi akurat pasuje. Gdy trzeba ponaginać trochę swoje plany i przeorganizować dzień, aby zaangażować się medialnie, to w ośmiu z dziesięciu przypadków nic z tego nie wychodzi. Liczy się sala, trening i jedzenie. I tak całe życie.

Mamy wielu polskich, naprawdę zdolnych zawodników. Mamy już dwóch mistrzów UFC, którzy gigantycznie rozpromowali nasz kraj i mieszane sztuki walki nad Wisłą. Żeby jednak zawodnicy żyli ze sportu naprawdę dobrze – wygrywali, ale też pozyskiwali sponsorów i zarabiali pieniądze, muszą wyjść z maty i ściągnąć rękawice bokserskie. Muszą ruszyć głową i trochę się zaangażować. Pokombinować i zainwestować, aby to wszystko, co robią, kogokolwiek zainteresowało.

Okolie z każdą kolejną walką jest lepszym pięściarzem, zna go coraz więcej ludzi, a osoby, które jeszcze o nim nie słyszały, wiedzą, kim jest, bo kojarzą go z postów i relacji Joshuy i Adesanyi. Czy w Polsce któryś z zawodników wspiera się pomocą kumpla z zasięgami? Nie piszę o gościach, którzy razem trenują i jeden z nich jest bardziej rozpoznawalny – mówię o nieoczywistych połączeniach, które mają pomóc obu stronom, choć w tym przypadku skupiamy się na tej mniej znanej personie. Czy takie sytuacje już działy się, czy musimy poczekać aż taka moda przyjdzie do nas z zachodu? Czy zawodnik oglądający walkę Okolie i jego wyjście do ringu dostrzegł coś, co podczas tego wieczoru zostało w mojej głowie bardziej niż 12 rund klinczowania brytyjskiego mistrza świata?

KOMENTARZE