Wśród problemów, zmartwień i życiowych zakrętów jest osoba, która daje nam w ostatnim czasie sporo radości. Mateusz Gamrot, bo o nim mowa, po raz kolejny zachwycił i zrealizował jedno ze swoich założeń. Wszedł na kolejny krok po drabinie, która prowadzi go do mistrzostwa UFC.
Dyskusyjna przegrana w debiucie w UFC i trzy kolejne zwycięstwa pod szyldem największej na świecie organizacji MMA. 14 miesięcy temu Gamer dopiero wchodził na największą scenę mieszanych sztuk walki, dziś ma za sobą już cztery walki i jest w najlepszej piętnastce na świecie. Wszystko to osiągnął sam, swoją upartością, pracowitością, ambicją i talentem. Wiarą w to, że przegrana z Kutateladze była tylko wypadkiem przy pracy i skręceniem kostki, którą szybko udało się wyleczyć.
Gamrot już dziś, tak naprawdę dopiero wchodząc do światowej czołówki, jest modelowym przykładem gościa, z którego już teraz należy brać przykład. Jego niesnaski w KSW i zwakowanie dwóch pasów mistrzowskich oraz chęć pójścia do UFC nie była możliwa, bo cały czas wiązał go kontrakt z polską organizacją. Długo trwało, zanim podkulił ogon i zdecydował się jednak zdanie zmienić, na tym etapie pewnie niejedna osoba twardo stałaby przy swoim nie chcąc wyjść na durnia. Gamrot schował dumę w kieszeń i stwierdził, że najrozsądniej dla niego będzie, gdy wyjdzie jeszcze do klatki. Znając samego zawodnika – pewnie nie było to po jego myśli, że po raz trzeci będzie mierzył się z Normanem Parke, który dodatkowo nie wypełnił limitu wagowego przed tym starciem. Najpierw odstawił jednak na bok Irlandczyka, nieco ponad miesiąc później kompletnie zdeklasował Mariana Ziółkowskiego. Stoczył te dwie walki tak blisko siebie po to, aby móc spełniać marzenia. Jak najszybciej udać się za wielką wodę i tam kontynuować karierę.
Free agent. @ufc, @ONEChampionship, @ACA_League, @BellatorMMA, @ProFightLeague, @KSW_MMA.
— Mateusz Gamrot (@gamer_mma) September 1, 2020
Gamrot zasuwał na sali, ale nie zamykał się na żadną z opcji. Chciał realizować marzenia o podnosić swój poziom, nie miał zamiaru siedzieć z założonymi rękoma i czekać, co przyniesie życie. Złapał dobrą relację z Asią Jędrzejczyk, która pomogła mu w pewnych aspektach swoją pozycją w UFC i szepnęła słówko komu trzeba. Wyleciał do Stanów Zjednoczonych, by trenować w ATT i aby wszyscy przekonał się na własne oczy, co ten chłopak z Polski potrafi. Chodził od studia telewizyjnego do studia telewizyjnego, udzielał wywiadów komu trzeba tylko po to, aby jak najwięcej osób słyszało o Gamrocie, przyszłym mistrzu UFC. Nie dąsał się, że musi odpowiadać po raz kolejny na to samo pytanie, pojawiał się częściej na Twitterze i założył swoją stronę internetową. Jest aktywny na Instagramie, chwali się nie tylko treningami, ale i można dotknąć trochę „prywaty”, która jeszcze korzystniej wpływa na wizerunek ambitnego faceta z Poznania, który ma wielkie marzenia. Gamrot dziś jest produktem samym w sobie i piszę to w pełni świadomie wiedząc, że osiągnął tylko promil tego, co sobie założył. W sobotę, w niedzielę, dziś, jutro, pojutrze – codziennie robi wszystko, aby w końcu zrobić to, po co każdego dnia wychodzi rano na trening.
Przed walką Gamrot wziął udział w kilku wywiadach i rozmawiał z dziennikarzami w języku angielskim, mimo że jego angielski jest bardzo przeciętny. Później pojawiły się śmieszne przeróbki z jego błędami gramatycznymi i polskimi słówkami, których zabrakło mu w nowym języku. Po walce przejął mikrofon, pojechał z Conorem McGregorem i zasugerował swoją walkę z Miachaelem Chandlerem, co obiło się bardzo szerokim echem. Gamrot jest zupełnie różny od swoich kolegów po fachu trenujących nad Wisłą, którzy prezentują super wysoki poziom sportowy, ale którzy są kompletnie anonimowi. Tajemniczy plan na walkę, najlepsza wersja samego siebie, podziękowania dla narożnika, nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość i skupiam się na najbliższym pojedynku – te banały słyszałem w życiu tyle razy, że pisząc właśnie te oklepane frazery prawie zwymiotowałem. Pan Gamrot sam jest w swoim życiu sterem, żeglarzem i okrętem, więc bierze swój los w swoje ręce chcąc więcej i więcej. Zadufany w sobie ignorant, dupek i pozer? Tak mówią tylko ci, którzy kompletnie nie rozumieją biznesu, jakim jest duży sport. Gamrot mógłby już dziś uczyć młodszych adeptów nie tylko tego, jak skracać ring, wywierać presję, obalać i podduszać. Mógłby również wykładać, jak należy budować swój wizerunek, markę i rozpoznawalność. Jak zacząć znaczyć coś w świecie, w którym prawie wszystko zostało już pokazane.
https://twitter.com/garnekmedia/status/1472368143377047557?s=20
Przyznanie się do błędu, bezsensowne wejście w trylogię z Parke oraz sześć walk w 17 miesięcy – Gamrot robi wszystko, aby zapisać się na kartach historii. Z takim podejściem, zaangażowaniem i świadomością MG zajdzie na pewno bardzo daleko. Kto wie, może nawet tam, gdzie całkiem niedawno zawędrował Jan Błachowicz.