Powiem szczerze – coraz mniej mnie te żarty śmieszą. Coraz bardziej wkurzają mnie te sędziowskie jaja. Można raz czy drugi – przecież to tylko ludzie. Ale nie ciągle! Nie za każdym razem! Nie podczas każdej gali!

Boks zawodowy globalnie przechodzi olbrzymi kryzys – to żadna tajejmnica. Wielką Brytanię, która coraz mocniej zaznacza swoją obecność w światowym boksie i jest coraz poważniejszą konkurencją do gal organizowanych w Stanach póki co on omija. Reszta – równia pochyła. W Polsce walka Popka z Pudzianem interesuje Kowalskiego bardziej niż pojedynek mistrza świata Krzysztofa Głowackiego ze złotym medalistą igrzysk olimpijskich z Londynu Ołeksandrem Usykiem. Więcej sportowej jakości, bokserski pojedynek na kosmicznym poziomie nie potrafi wypełnienić niespełna 12-tysięcznej hali. Były mistrz świata Strong Man i hip-hopowy wzorzec Jasia i Małgosi ze Szkoły Podstawowej nr 12 w Gorzowie Wielkopolskim już tak.

Taki trend kreujemy my sami – może nie każdy z nas, ale już jako społeczeństwo na pewno. Każdy gardził freak-fightem z udziałem Króla Albanii, ale gdy z ciekawości zerknąłem na transmisję na żywo na Facebooku i oglądalność tego pojedynku i walki o pas KSW Karola Bedorfa to różnica wyświetleń była przerażająca. Popek w tym starciu wygrał z Bedorfem już w pierwszym starciu przez nokaut.

popek

W Stanach nie jest inaczej – coraz więcej pięściarskich mistrzów jest spoza Ameryki, coraz częściej swoje pojedynki toczą oni właśnie w Europie. Zapowiadana na starcie 2016 roku konfrontacja Siergieja Kowaliowa z Andre Wardem sprzedała się słabiej niż podrzędna gala UFC. Mimo braku głośnych nazwisk amerykański kibic wolał obejrzeć pojedynek w oktagonie niż w ringu.

Czemu tak się dzieje? Od pewnego czasu coraz częściej emocje sportowe podczas gal bokserskich zabijają sędziowie. Z przykładowych 10 tysiącach osób zasiadających na trybunach nie każdy interesuje się boksem. Na walkę Włodarczyka czy Adamka przychodzi bardzo wielu ich fanów, którzy kibicują swojemu bohaterowi przez całą karierę. Nie wiedzą czym jest lewy sierpowy i ile trwa przerwa pomiędzy rundami. Wiedzą, że Adamek to religijny gość, którego trzeba wspierać, a Włodarczyk tańczył z gwiazdami w jednym z telewizyjnych show i trzeba trzymać za niego kciuki. Mało w tym boksu, a dużo sympatii i emocji.

I taki kibic, który samym boksem jara się średnio, a mimo wszystko wydaje swoje pieniądze by emocje zobaczyć, bardzo chce się dobrze bawić. Spodziewa się zwycięstw swoich bohaterów w spektakularny sposób. Oczekuje efektownych nokautów, krwi, potu i łez. Chce przeżyć na własne oczy coś wyjątkowego. Coś, czego jest integralną częścią. Ma nadzieję, że odda się wydarzeniom ringowym i bez zapiętych pasów przejedzie się rollercoasterem. Wierzy, że pojedynek który obejrzał, będzie wspominał latami.

cieslak

Niestety – tak nie jest. Zgoda – w teorii jest to bardzo proste. W praktyce od pewnego czasu coraz częściej show zabierają sędziowie. Arbitrzy, którzy są zbyt bardzo asekuracyjni i zbyt często wypaczają losy rywalizacji. Którzy w momencie, gdy jeden z pięściarzy może znokautować swojego rywala, przerywają walkę. Mogą „puścić akcję” i dać szansę na efektowane zakończenie pojedynku. Mogą dać obijanemu pięściarzowi jasny przekaz – Wierzę w Ciebie, walcz! Robią jednak zgoła inaczej. Kilka mocnych ciosów, błędny wzrok i kończymy pojedynek. Mimo że jego kontynuowania chcą wszyscy – nokautujący, znokautowany i kibice. Zwłaszcza kibice.

Przykładów takich zachowań z polskich ringów w ostatnim czasie było bardzo wiele – Adamek z Moliną, Rekowski z Aguilerą czy sobotnia walka Cieślaka z Jeżewskim. Za każdym razem sędzia zbyt bardzo chciał się wykazać, zbyt szybko chciał interweniować.

Zapytałem ostatnio Marcina Rekowskiego o kontrowersje w pojedynku z Aguilerą. Przypomnę – pojedynek został przerwany na dwie sekundy przed końcem, gdy Polak stał o własnych siłach. Oto fragment rozmowy:

Nazwisko Aguillera odmieniałeś w swoim życiu przez wszystkie przypadki, prawda?
 
MR: Przesadzasz. Pojedynek jak pojedynek. Staram się o tym nie myśleć i nie oceniać pracy sędziów, ale nie mam szczęścia do polskich arbitrów. Nie czułem się na tyle zamroczony, żeby nie być w stanie dokończyć pojedynku. Dwie sekundy przed końcem walki sędzia podjął decyzję, że nie mogę już walczyć. On widział ten pojedynek z bliska, ocenił sytuację impulsywnie. Rzadko się jednak zdarza w boksie zawodowym, by ringowy nie pozwolił na dokończenie pojedynku, który kończy się za dwie sekundy, a jeden z zawodników stoi o własnych siłach.
Miałeś po tej walce urazę do Darka Zwolińskiego?
MR: Może nie urazę, ale wiem, że ten pojedynek był dla mnie bardzo ważny. Gdybym to wygrał, to pewnie dziś byłbym w innym miejscu swojej sportowej kariery. Aguillera ma znane nazwisko w świecie boksu i pokonanie go mogłoby mi otworzyć drzwi to jeszcze większych walk. Porażka ściągnęła mnie do poziomu, z którego trudno było po raz kolejny odskoczyć. Urazy nie mam, dyskutować na temat słuszności tej decyzji nie zamierzam, ale zdrowy rozsądek podpowiada mi, że to wszystko mogło się zakończyć inaczej.
Dużo klasy sportowej w Tobie dostrzegam. Adamek w dalszym ciągu dyskutuje na temat postawy sędziego w pojedynku z Moliną.
 
MR: Sędziowie swoje decyzje muszą podjąć w ułamku sekundy. To nie jest łatwe zadanie. Nie wiem, może ringowy nie wiedział, że za dwie sekundy kończy się walka z Aguillerą? Może w przypadku Tomka również zabrakło tej świadomości, że cios padł równo z gongiem i Góral miałby chwilę na odpoczynek? Trudno mi powiedzieć. My siedzimy sobie teraz i dyskutujemy na tematy, na które sędziowie muszą reagować impulsywnie. Fakt – są trochę zachowawczy. Z drugiej strony – lepiej, żeby nie przerwali walki i żeby któryś z zawodników zmarł w ringu? Lub, żeby był kaleką do końca życia? Boks zna takie przypadki, w których wszyscy na trybunach świetnie się bawili, pięściarze dawali super show, sędzia szedł va banque, a potem była tragedia.

 

Rekowski mówi jak jest – sędzia się zagotował i przerwał pojedynek, który mógłby dalej trwać. Nie chciał jednak oceniać jego postawy, bo rozumie, że jest tylko człowiekiem i jemu również mogą przytrafić się błędy.

rekowski-aguilera-laczy-nas-pasja

Odnoszę jednak wrażenie, że w sobotę podczas gali we Wrocławiu więcej osób czekało na pojedynek Cieślaka niż Włodarczyka. Bo nie znają pochodzącego z Radomia zawodnika, bo stanowi on dla nich swego rodzaju zagadkę. Nikt tak naprawdę nie wie, czego można się po nim spodziewać. Tym czasem po dwóch bardzo ciekawych i żwawych rundach, w trzeciej sędzia przerywa walkę. Gdzie jej kontynuowania chciał zarówno Cieślak, jak i Jeżewski. Gdzie każdy zaczął się „wkręcać” w to, co dzieje się na ringu i z coraz większą dramaturgią czekał na kolejne akcje. Wtedy sędzia zabrał show i walkę przerwał. Mimo że trwać ona mogła i powinna zdecydowanie dłużej.

Aż dziw bierze, że nikt na górze obserwując trendy i wciąż zwiększające się zainteresowanie MMA kosztem właśnie boksu na to nie reaguje. Dlaczego nie ma z góry nałożonego przykazu, że trzeba do boksu przywrócić element zaskoczenia i większego ryzyka. Że krew i brutalne nokauty przynoszą największym na świecie federacjom MMA olbrzymie pieniądze. A tych cech, z którymi jeszcze niedawno boks był utożsamiany już nie ma. Nie obserwujemy ich tak często jak kiedyś.

Gdyby ktoś chciał oglądać elegancję, maestrię i kunszt to nie przyszedłby na galę boksu. Poszedłby na pole golfowe w południowej Hiszpanii lub wybrał się na Wimbledon do Londynu.

A w listopadzie Polsat Boxing Night miał zorganizować wielką galę bokserską w Krakowie. Wiecie dlaczego się nie odbyła? Bo miesiąc później w tym samym mieście i na tej samej antenie odbyło się inne wielkie wydarzenie w sztukach walki. Wiecie jakie? Popek walczył z Pudzianem.

KOMENTARZE