Jan Ziobro dosyć niespodziewanie ze sportowca, o którym nie mówił nikt, stał się osobą, o której dyskutuje każdy. W połowie sezonu zimowego zamiast błyszczeć na skoczni i udzielać wywiadów, nagrywa filmiki i wrzuca je do internetu. Jaki to ma przynieść efekt? Ma wyjść na jaw w końcu to, co od dawna było zamiatane pod dywan.

Jaka jest prawda? Na ten moment nie wiadomo, bo Ziobro mówi jedno, a Adam Małysz, czyli reprezentująca osoba drugą stronę jaką jest Polski Związek Narciarski i reprezentacja polskich skoczków, drugie. Fakty jednak, te mierzalne i policzalne są takie, że Ziobro nie skacze i wiele wskazuje na to, że skakał już nie będzie. Kilka dni temu skoczek powiedział, że zawiesza swoją sportową karierę, a być może niedługo w ogóle ją zakończy. I to nie dlatego, że zakończyć ją musi, tylko przeskrobie tyle, że nikt w PZN nie będzie chciał już dać mu szansy.

Sport jest niesprawiedliwy. Niesprawiedliwe są układy, układziki, podziały i konfiguracje w różnych związkach i gdyby zagłębić się w tajniki tego, jak funkcjonuje związek kolarski, lekkoatletyczny, bokserski czy gimnastyczny, to wszędzie będzie syf, do którego posprzątania będzie potrzebne bardzo dużo czasu. Z tym że jednak na pewno Ziobro nie jest odpowiednią osobą, by ewentualny burdel ogarniać. Od tego są inni i z pewnością mądrzejsi ludzie, których zadaniem – przynajmniej w teorii – powinno być to, żeby wszystkim zawodnikom żyło się jak najlepiej.

Nie oceniam zachownia Ziobry, nie odnoszę się do tego, czy mówi prawdę i faktycznie ma rację, czy zachowuje się jak urażony nastolatek, którego zostawiła dziewczyna i wybrała jego kolegę z 3C. Możliwe, że związek brudzi, a Ziobro jest serio pokrzywdzony, możliwe, że Ziobro przed nagraniem wypił zbyt dużo grzanego wina i wygaduje głupoty – nie mi oceniać, nie mi się na ten temat wypowiadać. Prawda zapewne jest gdzieś po środku.

Problem Ziobry polega na czym innym. Te jego żale i lamenty tak naprawdę… nikogo nie interesują. Cofnijmy się do czasów, gdy na skoczniach całego świata błyszczał tylko Adam Małysz, który raz od wielkiego dzwonu był wspierany przez Wojciecha Skupnia lub Roberta Mateja. Wtedy – zgoda, pretensje kogoś takiego jak Ziobro mogą być wysłuchane i naprawdę ktoś może racjonalnie by się nad nimi pochylił. Obecnie jednak nasza drużyna przygotowuje się do tego, żeby… wygrać konkurs drużynowy podczas igrzysk olimpijskich. Kamil Stoch wygrał Turniej Czterech Skoczni, nasza kadra przed rokiem nie tylko zdobyła złote medale na mistrzostwach świata, ale i wygrała klasyfikację w Pucharze Narodów. Gdy nie szło Stochowi, to na najniższym stopniu podium stanął Piotr Żyła, a nasz trener, Stefan Horngacher, został najlepszym opiekunem w polskim sporcie podczas niedawnego plebiscytu Przeglądu Sportowego. Małysz zamiast jeździć samochodem w Rajdzie Dakar, jest twarzą polskiej reprezentacji i łącznikiem pomiędzy kadrą, a mediami i kibicami. Wszystko układa się idealnie, mamy sielankę, o której marzyliśmy od 2001 roku, czyli od momentu, gdy Kowalski sprzed telewizora dowiedział się o istnieniu skoków narciarskich. To wszystko wpływa na to, że Ziobro jest w naszych skokach… średnio potrzebny. Będąc nieco bardziej brutalnym: Janek, twoje żale nikogo nie interesują.

26-latek zagotował się i chciał zmienić świat, który… funkcjonuje bez zarzutu, a przynajmniej tak opakowane jest to, co dzieje się w ostatnich latach w naszych skokach. Kordian polskiej reprezentacji poświęcił się w imię narodu i chciał wytykakać błędy tam, gdzie ich nie widać. Zaczął rzucać oskarżeniami, osądami, wylewać z siebie całą złość, która się w nim kumuluje, a tak naprawdę dziś nie jest on naszej reprezentacji w ogóle potrzebny. Wiem, to brutalne, brzydkie i niefajne, ale biało-czerwoni na pewno poradzą sobie dobrze na igrzyskach. Nawet jeżeli Ziobro ma rację i do końca będzie upierał się przy swoim, to poza jego rodziną i przyjaciółmi nie będzie w czasie igrzysk w Pjongczang choćby jednej osoby, która podczas dekoracji medalowej zapyta, gdzie jest Janek i czemu nie ma go na olimpiadzie.

Janku, całkiem niepotrzebnie najprawdopodobniej sam zaprzepaściłeś sobie dalszą część kariery. Teoretycznie dużo skakania przed tobą, ale jeżeli nie wyłączysz komputera i nie wyniesiesz go na strych, to po narty do piwnicy nie masz już po co iść. Wiele wskazuje na to, że nie będą ci one już nigdy potrzebne.

KOMENTARZE