410 dni – tyle czasu minęło od ostatniej walki Artura Szpilki. Polak tuż po pojedynku zmagał się z kontuzją, która uniemożliwiła mu szybki powrót na ring. Szpila mimo porażki z Deontayem Wilderem pokazał się z całkiem dobrej strony będąc wymagającym przeciwnikiem dla amerykańskiego mistrza. Jego kolejne, udane pojedynki miały być kwestią czasu.

To była połowa stycznia 2016 roku, a polskich kibiców szermierki na pięści serce bolało od patrzenia, jak Szpilka leży na deskach po piekielnym prawym ciosie Wildera. Chłopak, który szumnie zapowiadał, że będzie pierwszym polskim mistrzem świata w kategorii ciężkiej, włożył wiele pracy w to, by te marzenie spełnić. Stało się inaczej, choć już na kilka chwil po, bokserscy eksperci zapowiadali, że Szpilka wróci silniejszy i jeszcze pas zdobędzie.

Co naturalne w tej sytuacji, oczekiwaliśmy kolejnej walki Polaka. Wiele scenariuszy kreślili dziennikarze, którzy mieli swoją wizję dalszej kariery ambitnego chłopaka z Wieliczki. Polska? Czemu nie! Stany Zjednoczone? Oczywiście! Pojawiały się różne scenariusze, a czas nieubłagalnie mijał. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Potencjalni rywale wyrastali spod ziemi jak grzyby po deszczu, a konkretów w dalszym ciągu brakowało. Niecierpliwość narastała z każdym miesiącem.

Sam Szpilka coraz częściej zaczynał zabierać głos w tej sprawie. Przygotowania do walki-widmo trwały w najlepsze. Gdzieś z trzeciego rzędu ciemnej sali ktoś rzucił hasłem, że pod koniec listopada Polak wróci między liny. Telefon, wywiad, dopytywanie samego zainteresowanego – bzdura! „Na przełomie roku, góra do połowy stycznia Szpilka zawalczy”. Znowu żurnaliści mieli temat, musieli pytać co bardziej poinformowanych w tej kwestii ludzi i…bzdura! 25 luty, Alabama, mocny rywal. Po raz kolejny napinka, tym bardziej już coraz więcej konkretów, brakuje tylko oficjalnej oficjalki w tej sprawie (celowe masło maślane) i… znowu bzdura! Kotek goni, myszka ucieka. Szpilka chce walczyć, ale nie ma dla niego rywala. Frustracja sięgnęła zenitu.the-pinW jednym z „live’ów”, którymi częstował nas Szpilka na bieżąco na swoim Facebooku widać było, że ten jest po prostu…smutny. Nie może pogodzić się z tym, że los cały czas płata mu figla. Jeszcze na przełomie roku w gronie jego potencjalnych przeciwników wymieniało się Dominica Breazeale, Geralda Washingtona lub Amira Monsoura. Ostatni ma zaplanowany pojedynek na 17 marca z Travisem Kaufmannem, a dwóch pierwszych walczyło w miniony weekend w Alabamie.

Na tę chwilę najbardziej prawdopodobnym przeciwnikiem dla Artura Szpilki jest Adam Kownacki, czyli pięściarz, z którym prawdopodobnie Szpila by się nie mierzył, gdyby nie to, że wypadł z rankingów przez zbyt długą przerwę od ostatniej walki. Kownacki bowiem dopiero w lutym zadebiutował w rankingu WBA. Został sklasyfikowany na… 27. miejscu. Szpilka w poprzednim zestawieniu, które WBA opublikowału w grudniu, był 7. Teraz musi zawalczyć, jeżeli chce być w ogóle notowany.

Jako że w weekend swój pojedynek wygrał Krzysztof Zimnoch, to odżył temat jego pojedynku z Arturem Szpilką. I znowu – na pewno każdy chętnie zobaczyłby konfrontację obu panów, bo w polskim boksie jest obecnie coraz mniej pięściarzy, którzy przyciągają kibiców na trybuny. Ta walka z pewnością podziałałaby jak magnes na spragnionych pięściarskich emocji fanów, z tym że po raz kolejny należy sobie zdać pytanie, czy dla kariery Szpilki to miałoby sens. Czy gość, który jeszcze kilka tygodni temu wybierał między Breazeale, Washingtonem, a Monsourem teraz ma spełniać oczekiwania kibiców, którzy chcą się dobrze pobawić w czasie trzyrundowej egzekucji.

Arturze, pokonaj tego Kownackiego i znowu bij się w Stanach o najwyższe cele. Martwi mnie to, że zamiast w USA bedziesz mieszkał w Polsce, bo odnoszę wrażenie, że sfokusowany tylko na boks, byłbyś po prostu lepszym pięściarzem. Nie trać czasu na chłopaków w krótkich spodenkach walcząc gdzieś w Legionowie, bo jeszcze 410 dni temu na przeciw ciebie w ringu stawał mistrz świata. Zdecydowanie lepiej by było dla ciebie, gdybyś patrzył w kierunku Wildera i Breazeale, a nie tracił swój czas na Zimnochów. Pięściarze, ci najlepsi na świecie, prywatne porachunki odkładają na później. W pierwszej kolejności swój prime poświęcają na priorytety.

A przecież ty chcesz być najlepszy na świecie.

KOMENTARZE