Nie pamiętam,  żeby kiedykolwiek wcześniej na jednego sportowca spadło aż tyle hejtu. Gdzie wywiad, to wyzwiska, gdzie artykuł, tam polemika, z której aż wylewają się wulgarne epitety. Chyba żaden obecnie polski sportowiec nie budzi aż tak skrajnych emocji. Aż tak skrajnie negatywnych skojarzeń.

Artur Szpilka miał być wielką nadzieją polskiego boksu i pierwszym mistrzem świata w kategorii ciężkiej z kraju usytuowanego nad Wisłą. Długo zanosiło się, że faktycznie może coś w tym być, bo był wyjazd do Ameryki, mistrzowska próba i kilka poważnych walk, które kazały wierzyć, że przyszłość należy do niego. Do tego było sporo udzielania się na Facebook’u, komentarze na każdy temat, śmiałe osądy i wypowiadanie się o innych zawodnikach. Były prowokacje, zaczepki, było wszystko to, co nakręca koniunkturę medialną, a co wszyscy w Polsce łykali bez opamiętania. Nie było wyniku sportowego, ale ten miał przyjść z czasem – zapewniał Szpilka. Wszystko były wybaczane pięściarzowi, który miał być naszym oknem wystawowym na świat i bohaterem, którym nie był ani Gołota, ani Adamek, Sosnowski czy Wach.

Z tym że w wieku 28 lat jest więcej jak pewne, że z tych chwytliwych kawałków Szpilki nic nie będzie i prawdopodobnie zostanie on co najwyżej przeciętnym pięściarzem, który w boksie może nie osiagnąć niczego znaczącego. Wtedy obrażanie kolejnych osób, uderzenie Tomasza Oświęcińskiego po KSW czy kłótnie na Twitterze z Andrzejem Wasilewskim, przestają wszystkich bawić. Wtedy te jego przechwałki, arogancja, pycha i ego w komosie zaczną nas uwierać jak kamyk w bucie podczas porannego joggingu. Wtedy nikt nie będzie patrzył na niego, jak na kogoś aspirującego do wielkich laur, a na ulicznego cwaniaka, który nie potrafi się zachować i robi wiochę gdziekolwiek nie pójdzie. Który po serii wywiadów, w których zarzekał, że nabrał pokory, znowu będzie rzucał gównem na oślep gdzie się da i będzie myślał, że jest bezkarny.

Każdemu Polakowi kibicuję. Kibicowałem też Szpilce, gdy walczył z Wilderem, mimo że wiedziałem, iż to nierealne by wygrał. Cieszyłem się, gdy Artur przegrywał z Adamem Kownacki, bo chciałem, by wygrał pięściarz ułożony, pokorny, skromniejszy, bardziej ludzki – takie wartości u sportowców od zawsze mi imponują. Po kilku tygodniach ciszy, dzięki którym Szpilka odbudował zaufanie u wielu osób, teraz przechodzi sam siebie i wskakuje na nieosiągalny chyba przez nikogo innego poziom nienawiści u szarego Kowalskiego. Gadanie wkoło, że wraca „zawsze ten sam Szpila” nikogo już nie bawi, nikomu nie imponuje. Bo jeżeli wróci „ten sam”, to każdej myślącej osobie kojarzy się to z jednym – z buractwem na konferencji, zaczepkach, prowokacjach, obrażaniu Gołoty, Adamka, Michalczewskiego, szarpaninie z Włodarczykiem, odgrażanie się Masternakowi i „robieniu dziecka” Zimnochowi.

Jeżeli ktoś tego nie powstrzyma, to niedługo Andrzej Wasilewski kopnie naszego prospekta w dupę, a jedyne, na co będzie go stać, to walki z bohaterami oper mydlanych podczas pokazówek, które będą miały nabijać oglądalność. Odnoszę wrażenie, że z ponad 830 tysięcy polubień jego profilu na Facebook’u zdecydowana większość ma Artura po prostu dość. A jeszcze nie tak dawno temu zaczynał mając białą kartkę papieru.

Milczenie jest złotem Artur.

KOMENTARZE