Nie tak to miało wyglądać, bo przyzwyczailiśmy się do czegoś więcej. Miały być fajerwerki, kolejny rekord świata, blask fleszy i wielka duma, że mamy w kraju osobę, która błyszczy na światowych salonach. Mamy złoty medal, choć wiele osób czuje lekki niedosyt. Paradoksalnie, to właśnie podczas finałowej rozgrywki w Londynie została pokazana pełna klasa sportowa Anity Włodarczyk.
Nie szło. Od początku nie szło Anicie w tym konkursie. Kontuzja palca, która mimo że została znieczulona, dawała się we znaki podczas oddawania kolejnych prób. To musiało utrudniać naszej zawodniczce żywot, bo w innym wypadku konkurs skończyłby się pewnie po pierwszej próbie. Włodarczyk jednak, pomimo tych wszystkich przeciwności losu, była w stanie zwyciężyć i po raz trzeci w karierze stanąć na najwyższym stopniu podium podczas światowego czempionatu. Zdobyć złoty medal i zdystansować całą czołówkę.
Wyobraźcie sobie – dziewczyna jest kontuzjowana, nie idzie jej, chodzi pomiędzy próbami, grymasi, generalnie wygląda jak siedem nieszczęść. Po konkursie jest na siebie zła, nie ukrywa emocji, najchętniej jeszcze raz wskoczyłaby do koła, żeby pokazać swoją dominację. Dominację w sensie rzutu powyżej 80 metrów, a – kto wie – być może nawet wyśrubowania nowego rekordu świata. Wraca do pokoju, odbiera mnóstwo telefonów, jej Facebook wariuje, powiadomienia na Instagramie i Twitterze dublują się w zatrważającym tempie. Powinna być duma, oddanie się chwili zapomnienia, danie upustu emocjom, pójście na całość i ruszenie wzorem swoich kolegów z boiska piłkarskiego w melanż. Jest złość, bo udało się rzucić tylko 77 metrów i 90 centymetrów, czyli dalej niż jakakolwiek inna kobieta na świecie w 2017 roku.
Wiecie jak daleko Anita Włodarczyk uciekła rywalkom? #London2017, #IAAFWorlds, #IAAFWorldChampionships
Więcej: https://t.co/sXa7Wp0qVi pic.twitter.com/yX7kAYJM09— Łukasz Jachimiak (@LukaszJachimiak) 7 sierpnia 2017
Anito, choć raczej nie wystawiam laurek i wychodzę z założenia, że nie ma sytuacji, w której progresu sportowego nie można zrobić i czegoś nie można poprawić – wielkie gratulacje. Naprawdę, każdy przyzwyczaił się do rzutów po 80 metrów, a Marek Jóźwik komentując zeszłoroczny rekord świata podczas mityngu wspominającego Kamilę Skolimowską tak się zakręcił, że do dziś nie wie, czy to było 81,28, 82,98 czy może 78,34. Obecnie, globalnie, patrząc na cały sport, trudno jest znaleźć jednostkę bądź zespół, który nad całą resztą ma aż tak gigantyczną przewagę. Kibice patrzą na amerykańską koszykówkę, która jest najlepsza na świecie – zgoda. Ktoś mówi o Usainie Bolcie, który przez wiele lat wygrywał absolutnie wszystko na bieżni – ależ oczywiście, to wszystko prawda. Nikt obecnie nie ma za sobą jednak aż takiej przepaści nad całą resztą. Nikt nie zmonopolizował swojej dyscypliny do tego stopnia, że dziś konkursy rzutu młotem pań są widowiskowe jak Rynek Starego Miasta w Lęborku.
I wiecie co? Nie idźmy w stronę wytykania konkurencji, że jest słaba, pozbawiona emocji i tylko jedna z kobiet rzuca przyzwoicie, a cała reszta absolutnie się nie nadaje. TO NIE TAK. To Anita wyprzedziła peleton o dwie długości. Startuje dziś w zupełnie innej lidze. Rozdaje karty jak nikt nigdy nigdzie jeszcze nie rozdawał. Pisze swoją historię, którą będziemy delektować się jeszcze przez długie lata. Taką mam przynajmniej nadzieję.
No i jeszcze gwoli medalowej ekscytacji.
Oto próba dnia w wykonaniu Anity.
Tak rzuca trzykrotna mistrzyni świata! pic.twitter.com/wIbkfbMbux— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) 7 sierpnia 2017