Odważnie, ale rozważnie – tak sportowcy powinni podchodzić do swoich karier. Jeżeli zapomną o jednej z tych reguł, to będą pluć sobie w brodę. Żałować, że życiowa szansa uciekła im sprzed nosa.

Lepiej jest żałować, co się zrobiło, czy bardziej tego, czego nie udało się zrobić? Opinie są podzielone i nie ma tu jednej poprawnej odpowiedzi. Na pewno jednak sportowiec planując swoją karierę musi pamiętać o tym, aby nie tylko mierzyć siły na zamiary, ale też mieć wyczucie. Odwagę, by przyspieszyć w momencie, gdy otworzyły się bramki na autostradę.

Adam Kownacki w prawdziwym sporcie prawie na pewno już nic nie osiągnie, nie wiadomo tak naprawdę, czy kiedykolwiek jeszcze wyjdzie między liny. Baby Face w marcu 2020 roku przegrał sensacyjnie z Robertem Heleniusem, a miała to być dla niego łatwa walka, która zapewni mu pojedynek o tytuł mistrza świata. Kilkanaście miesięcy później był rewanż, który znowu Polak przegrał. Ostatni jego bój, z Erenem Demirezenem, nie poszedł po jego myśli i osoby prowadzące jego karierę nie widzą większego sensu, aby ta przygoda miała dłużej trwać. To znaczy trwać może jeszcze i 10 lat, ale plany o podboju światego boksu muszą odejść w zapomnienie. Boksowanie dla boksowania samego Kownackiego chyba nie interesuje, stąd nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś zobaczymy jego zawodowy pojedynek.

Kownacki zbyt wylewny w rozmowach z dziennikarzami nie jest, ale Artur Gac z Interii wyciągnął z niego kilka informacji. Wywiad jest o tyle kluczowy, gdyż łomżanin po raz pierwszy tak mocno się otworzył.

„To ostatnio tak „siadły” wasze relacje, czy już od pewnego czasu się nie układa?

– Wiesz, zacząłem przegrywać, więc pewnie moja wartość spadła, ale w ten sposób też poznaje się ludzi. (…) Ciągle mocno mnie to denerwuje, jednak nie chciałbym w ten sposób odchodzić. Chciałbym stoczyć jeszcze jedną walkę, a może nawet dwie, ale na razie idzie to wszystko w złym kierunku. Myślałem, że w takim momencie będzie dodatkowe wsparcie od promotorów i menedżerów oraz wiara z ich strony, że odbuduję się po trzech porażkach, ale tego nie ma.

Dotąd zwykłeś powtarzać, iż nie żałujesz odmówienia oferty walki w trybie last minute z Anthonym Joshuą. Przypomnijmy, że sensację sprawił wtedy Andy Ruiz jr, który rzucił mistrza na deski i go pokonał. Dziś czujesz niedosyt?

– Pewnie. Mogłem wziąć tę walkę. (…) Trochę mi się zmieniło, widząc teraz, jak daleko jestem od walki o mistrzostwo. A wtedy posłuchałem się menedżerów, licząc na to, że bardziej na swoich warunkach dojdę do tej walki, a poprzedzi ją normalny, pełny obóz przygotowawczy. Życie jednak pokazało, że czasami trzeba brać okazje i próbować je wykorzystać, co zrobił właśnie Ruiz.”

I w sporcie wygrywają właśnie ci, którzy potrafią i nie boją się ryzykować. Którzy mają marzenia i intuicję podpowiadającą im, co należy zrobić w danej sytuacji. W jaki sposób postąpić i czy warto jest ryzykować porażką w momencie, gdy na zwycięstwo nie jest się w pełni gotowym.

Andy Ruiz Jr nie bał się podnieść rzuconej przez Anthony’ego Joshuę rękawicy i wyszedł z nim między liny. Sensacyjnie wygrał, czym pokazał, że Brytyjczyk jest tylko człowiekiem, a sam zapisał się na kartach historii. Były mistrz świata trzech federacji zwyciężył w rewanżu, ale Ołeksandr Usyk dwukrotnie go zdominował i dziś perspektywa pokonania AJ nie wydaje się być dla wielu pięściarzy bardzo odległa. To wciąż klasowy rywal, ale w zasięgu mocno bijących pięściarzy. Takich, którzy nie zostawiają miejsca w ringu i cały czas wywierają presję.

Kownacki miał na wyciągnięcie ręki szansę mistrzowską, a dziś wydaje się być kompletnie nielogiczne, że on tego wyzwania z AJ nie przyjął. Ciężko było z rozwagą w karierze Artura Szpilki, ale ten nigdy nie bał się wyzwań, stanął z Deontayem Wilderem i w czasie pojedynku realnie próbował zagrozić mistrzowi. Czy się udało? Nie, ale późniejsze losy boksera z Wieliczki jasno pokazały, że nie miał on potencjału na to, żeby zdominować wagę ciężką. Czy będzie pluł sobie w brodę po zakończeniu kariery, że nie spróbował? Nie, zrobił wszystko, co było w jego mocy. Gdyby wtedy uniknął tej konfrontacji, to pewnie nigdy nie dokopałby się do skarbca. Zaryzykował i wie, że zrobił wszystko, aby spełnić swoje marzenia.

3 lata temu Kownacki był na świeczniku – wygrywał każdy pojedynek i wydawało się, że ma wszystko w swoich rękach. Wybrał sobie rywala, który pomoże mu przygotować się do starcia mistrzowskiego, wszystko rozgrywane było na jego zasadach. Dziś jest po trzech porażkach, promotor nie odbiera od niego telefonu i sam nie wie, czy jeszcze kiedykolwiek wyjdzie do ringu. Jak wyglądałyby jego losy, gdyby zgodził się na pojedynek z Joshuą? Nie wiemy i niestety nigdy się tego nie dowiemy…

 

KOMENTARZE