Na początek pytanie – kiedy ostatnim razem Lechia Gdańsk jadąc do Warszawy była faworytem w konfrontacji z Legią? No bo tak trzeba to sobie tłumaczyć – wicelider jadąc na mecz do 14 drużyny w ligowej tabeli jest faworytem do zwycięstwa. Fakt, że tą ekipą jest mistrz Polski, uczestnik Ligi Mistrzów i jeden z najbardziej utytułowanych polskich zespołów tej sytuacji nie zmienia. Żeby jednak 3 punkty zdobyć, trzeba będzie napocić się trochę bardziej niż w Szczecinie czy innym Chorzowie.

Patrzę na bilans spotkań ligowych pomiędzy obiema drużynami. Tu, co nie jest dziwne, zdecydowana przewaga Wojskowych. Z 47 spotkań aż 26 padło łupem Legii. Dziesięciokrotnie mecz kończył się podziałem punktów, 11 razy wygrała Lechia. W bramkach 84-41 dla gospodarzy sobotniej konfrontacji. Znaczenia jednak nie ma to kompletnie żadnego, bo ani Krasica, ani Marco i Flavio czy już nie mówię o którymś z gwiazdorów Legii( Nikolic, Quazaishvili, Prijovic) w ogóle te historyczne statystki nie interesują. Liczy się tu i teraz.

Mnie również bardziej interesuje to, jak Lechia radziła sobie na Łazienkowskiej w ciągu kilku ostatnich lat. Od kiedy gdańska ekipa powróciła do Ekstraklasy, czyli od sezonu 2008/2009, obie ekipy mierzyły się ze sobą ośmiokrotnie. Aż 5 z tych meczów kończyło się zwycięstwem gospodarzy. Lechia wygrała zaledwie dwukrotnie. Co ciekawe, w ostatnich ośmiu sezonach Lechia jechała do Warszawy tylko raz będąc przed bezpośrednim starciem wyżej w tabeli niż Legia. Efekt? Zwycięstwo 3:0.

I tak się zastanawiam, kiedy Legia odpali. Bo, że w końcu odpali jestem przekonany. Rok temu Lech Poznań też długo grał poniżej oczekiwań, aż w końcu się przełamał i zaczął piąć się w górę tabeli. Może jutro? Może takie spotkanie jest warszawiakom potrzebne? Jeżeli efekt popularnej „nowej miotły” ma przynieść porządany efekt, to budować to, co się psuło przez ostatni czas, trzeba zacząć już od spotkania z Lechią. Chyba, że kryzys jest poważniejszy niż każdy kibic Legii sądzi i porażka z Lechią będzie kolejnym gwoździem wbitym do warszawskiej trumny.

A Lechia? Jeszcze niedawno kibice nad morzem narzekali, że drużyna słabo gra w meczach wyjazdowych. W dalszym ciągu nie zachwyca, ale wyniki osiąga bardzo przyzwoite, co przecież jest w tym wszystkim najważniejsze. 5 rozegranych spotkań na obcej ziemi i aż 10 zdobytych punktów robią wrażenie. Jeśli zatem w żadnym z zespołów nic diamteralnie nie ulegnie zmianie to jutro czeka nas nieco inne spotkanie niż zwykle. To Lechia będzie stawiana w roli faworyta, co w ostatnich latach się nie zdarzyło. Wygrana z mistrzem na jego ziemi może powiększyć przewagę punktową pomiędzy zespołami do 15 punktów. To coś, czego nie znalazłem w żadnej historycznej tabeli.

Chyba, że mistrz się obudzi, a Lechia powróci do wyjazdowego marazmu. Wtedy to, co napisałem, nie ma absolutnie żadnego sensu.

KOMENTARZE