Koniec rundy jesiennej, half – time, połówka. Piętnaście meczów sezonu ekstraklasy już za nami, więc czas zrobić małe podsumowanie. Reforma ligi spowodowała, że Ekstraklasa w tym roku jeszcze się nie kończy i zawodnicy będą kopać piłkę do połowy grudnia. Pierwsze wnioski można już jednak wyciągać, więc skupię się na rzeczach, które przyniosły kibicom mniejsze lub większe zaskoczenie. Może inaczej. Zjawiska, które można było przewidzieć oraz te, których nikt by się nie spodziewał.

Oczywiste było, że to musi się wydarzyć:

  1. Oczywiste było, że Jagiellonia Michała Probierza, którą wszyscy tak bardzo byli zafascynowani na wiosnę w końcu dostanie zadyszki. Zakwalifikowanie się do eliminacji Ligi Europejskiej, to była największa kara, jaka mogła dotknąć piłkarzy z Białegostoku. Klub co prawda podreperował swój budżet, gdyż sprzedał za granicę kilku najlepszych piłkarzy. Szybko odpadł z europejskich pucharów, a zawodnicy do ligowych zmagań przystąpili zupełnie bez formy. Można było się spodziewać, że europejska piłka to dla Jagiellonii zbyt wysokie progi, ale kto w czerwcu o tym myślał?
  2. Oczywiste było, że stylizowana trochę na europejski dream – team Lechia nie będzie dobrze grać w piłkę. Drużyna wciąż wygląda jak zlepek kilku indywidualności, a nie jak kolektyw. Zmiana polskiego trenera na obcokrajowca miała zmienić mentalność piłkarzy i zmusić ich do lepszej postawy na boisku. Jak się skończyło? Lechia po piętnastu ligowych meczach jest na jedenastym miejscu w tabeli i coraz częściej ogląda się z niepokojem za swoje plecy, niż patrzy daleko w stronę czołówki. Gdańszczanie wygrali dotychczas cztery spotkania, z czego tylko dwa mogły się kibicom tak naprawdę podobać: wyjazd do Białegostoku i domowe spotkanie z Zagłębiem Lubin.
  3. Oczywiste było, że Górnik, który jeszcze niedawno pod rządami Nawałki potrafił walczyć z najlepszymi w lidze jak równy z równym, znowu będzie bronił się przed spadkiem. Piłkarze dumnie okupują ostatnie miejsce w lidze, wygrywając tylko jedno spotkanie z piętnastu. Mieli szansę rywalizować z każdym w polskiej Ekstraklasie i lepsi okazali się tylko od Śląska Wrocław. Zatrudnienie Leszka Ojrzyńskiego miało być w Zabrzu zastrzykiem pozytywnej energii. Ojrzyński, to przecież szanowana postać na polskich salonach. Oczywiście przesadziłbym, gdybym powiedział, że Górnik to chłopiec do bicia, który obrywa od każdego po kolei, gdyż Zabrzanom mimo wszystko udało się siedmiokrotnie w tej kampanii zremisować. Niektórzy żartują, że szybciej w Zabrzu zostanie zbudowany stadion, niż Górnik zacznie znowu godnie się prezentować.
  4. Oczywiste było, że Lech i Legia po raz kolejny dadzą dupy w europejskich pucharach. O awansie do Ligi Mistrzów nie ma nawet co marzyć, ale w przeszłości w Lidze Europy udawało się czasami polskim zespołom coś pograć. W tym roku jednak zarówno Lech, jak i Legia nadają się tylko do tarcia chrzanu. Poznaniacy mają jeszcze realne szansę, żeby wiosną zagrać dwumecz ze europejskim średniakiem, ale nikomu w Wielkopolsce nie jest to do niczego potrzebne. Kolejorz ma inne cele, a na tą chwilę priorytetem jest zajęcie na koniec sezonu miejsca w tabeli, które gwarantuje utrzymanie w Ekstraklasie.
  5. Oczywiste było, że Wisła Kraków będzie solidną drużyną, którą stać jednak będzie tylko na wywalczenie miejsca w czołowej ósemce. Krakowianie z Brożkiem, Sadlokiem, Głowackim czy Boguskim to dobra drużyna, której jednak sporo brakuje do tego, aby osiągnąć sukcesy  sprzed 10 lat. Nikt za bardzo nie chce grać z Wisłą, bo to ekipa, która prezentuje ciekawy dla oka futbol. Gdy jednak wydaje się już, że można iść za ciosem i kilku kelnerów z łatwością przegonić po boisku, to wtedy zdarza się jakiś frajerski remis, który niejako definiuje prawdziwą twarz Białej Gwiazdy. Krakowianie na półmetku są na szóstym miejscu i trzeba sprawiedliwie przyznać, że ich sportowy poziom dokładnie odzwierciedla zajmowaną lokatę.
  6. Oczywiste było, że Śląsk, który przed kilkoma laty tak fajnie grał w piłkę w końcu złapie porządną zadyszkę. To już nie jest ta sama drużyna, co dwa lata temu grywała z Sevillą czy potrafiła nastraszyć Club Brugge. Odszedł Sobota, Mila, Kaźmierczak, Plaku, Paixao i nad Wrocławiem znowu pojawiły się ciemne chmury. Bezlitosna weryfikacja na półmetku pokazuje, że tylko punkt dzieli piłkarzy Śląska od strefy spadkowej. Wydaje się być tylko kwestią czasu, kiedy działacze podziękuję za współpracę trenerowi Pawłowskiemu. Warte odnotowania jest, że ten najdłużej pracujący obecnie szkoleniowiec w klubie Ekstraklasy, dopiero w lutym świętować może drugą rocznicę pracy we Wrocławiu.
  7. Oczywiste było, że po raz kolejny właściciele klubów będą zwalniać trenerów z częstotliwością strzałów z karabinu maszynowego. Poleciał Skorża, Berg, Brzęczek, Kubicki. Jeszcze nie doczekaliśmy połowy rundy zasadniczej, a już cztery roszady na stanowiskach opiekunów zespołów. W żadnych poważnych rozgrywkach europejskich trenerzy nie są zmieniani tak często, jak ma to miejsce w Polsce. Powoduje to brak stabilizacji i konsekwentnego budowania zespołu od podstaw. Porażki są nieodłączną częścią sportu i nie da się ich wyeliminować. Zmiana trenera w trakcie trwania sezonu może drużynie jedynie zaszkodzić.
  8. Oczywiste było, że po raz kolejny gwiazdą ligi będzie obcokrajowiec. Polscy piłkarze, którzy prezentują wysoki poziom występują głównie za granicą i to tam robią karierę. Występujący przez ostatnie pięć lat w Videoton Nikolic szukał nowych wyzwań, stąd zdecydował się na przeprowadzkę do Warszawy. Nie wiedzieć czemu, ale to właśnie w kraju nad Wisłą upatrywał szansy na lepszy piłkarski byt i rozwój swojej sportowej kariery. Węgier rządzi i dzieli w Legii i w pojedynkę ciągnie zespół za uszy w krajowych rozgrywkach. Szesnaście strzelonych bramek to wynik na tyle imponujący, że już po piętnastu meczach wyprzedza wielu najlepszych strzelców z poprzednich sezonów. Kwestią czasu jest, gdy Nemanja znajdzie się w orbicie zainteresowań czołowych klubów Europy i będzie miał okazję zagrać w poważniejszej drużynie, niż ta z z Warszawy.
  9. Oczywiste było, że Waldemar Fornalik poukłada grę Ruchu Chorzów. Niebiescy w tym sezonie prezentują się całkiem przyzwoicie i po piętnastu kolejkach zajmują siódme miejsce w tabeli. Lokata być może nie powala, ale gdy weźmiemy pod uwagę, że trzeciej Cracovii Chorzowianie tracą już tylko trzy punkty, to przed ostatnimi meczami w tym roku może się jeszcze wszystko wydarzyć. Fornalik oblał test na kadrę narodową, ale w klubie wydaje się być całkiem dobrym szkoleniowcem. Umiejętnie wprowadza młodych zawodników, nie rezygnuje przy tym ze starej gwardii. Miejsce na podium mało realne, ale Ruch to nie jest w tym sezonie chłopiec do bicia.
  10. Oczywiste było, że żaden z beniaminków nie namiesza w czołówce ligi. Zarówno Zagłębie, jak i Termalica nie potrafią zawojować ligi i już widać, że raczej będą się skupiać na pilnowaniu bezpiecznej przewagi nad strefą spadkową. Gdyby tak wyglądała tabela po trzydziestu rozegranych meczach, to oba zespoły pewnie walczyłyby o wygranie grupy spadkowej. Cieszy gra ekipy z Niecieczy, która po nie najlepszym początku sezonu, wskoczyła wreszcie na właściwe tory i całkiem nieźle punktuje.

Nikt by nie pomyślał, że tak to będzie:

  1. Nikt by nie przypuszczał, że na szczycie ligowej tabeli na półmetku będzie znajdował się Piast.  Wiem, że Polska to kraj, w którym 38 osiem milionów ludzi zna się na piłce nożnej. Pełno tu gadających głów, które po fakcie zawsze wiedzą, dlaczego tak akurat się stało. Dlaczego Messi nie strzelił karnego, a Rzeźniczak znowu dał dupy. Nikt jednak nie przypuszczał, że ekipa z Gliwic będzie tak dobrze prezentowała się od początku sezonu. Trzy/ cztery mecze na szczycie? Zdarza się. Sześć/ siedem? W końcu spuchną. Piętnaście meczów i  spora przewaga nad drugą w tabeli Legią, to jednak imponujący wynik. Wydaje się, że na korzyść drużyny przemawia fakt, że piłkarska jesień nie kończy się już teraz, a potrwa jeszcze przez kilka spotkań. Zimą forma mogłaby gdzieś ulecieć, a tak Piast może swoje dobre występy kontynuować. Trzymam kciuki za gliwiczan i czekam na sensację. Legia i Lech już miały okazać pokazać się w Europie. Teraz czas na kogoś nowego.
  2. Nikt by nie przypuszczał, że Lech może upaść aż tak nisko. Gdy stery nad Kolejorzem przejął Jak Urban, to Lech jakieś punkty zdobywa, ale to co zrobił z mistrzem Polski Maciej Skorża woła o pomstę do nieba. Pięć ligowych punktów w rodzimych rozgrywkach nie problem zdobyć w dwóch kolejkach. Nieco słabsi potrzebują trzech meczów, aby pięć oczek zdobyć. Skorża potrzebował aż jedenastu spotkań, żeby móc pochwalić się takim dorobkiem. Smutne i niezwykle rzadko spotykane jest, jak szybko ktoś z futbolowego mocarza może stać się pośmiewiskiem i chłopcem do bicia.
  3. Nikt by nie przypuszczał, że Korona tak dobrze może prezentować się w meczach wyjazdowych. Po spotkaniu z Lechią w Gdańsku na początku września nikt nie miał prawa przypuszczać, że to wszystko może się rozwinąć w tym kierunku. Korona gra, aż miło patrzeć. Drużyna jest na piątym miejscu w ligowej tabeli, a pod względem meczów na obcym stadionie jest najlepsza w lidze. Pięć wygranych spotkań, trzy zremisowane i zero porażek, to obecnie trzeci wynik wśród wszystkich europejskich zespołów. Długo na polskich boiskach nie oglądaliśmy tak dobrze prezentującej się ekipy z Kielc.
  4. Nikt by nie przypuszczał, że Cracovia może się wiosną aż tak dobrze prezentować. O tym, że Jacek Zieliński jest dobrym szkoleniowcem, nie trzeba nikogo przekonywać. To on stoi przecież za sukcesami Lecha sprzed kilku lat. Obejmując Cracovię znalazł się jednak w trudnym położeniu. Klubu nie stać na to, aby walczyć o podium na koniec sezonu, a sama obecność w najlepszej ósemce nikogo przecież nie będzie zadowalała. Cracovia zaczęła ten sezon od niespodzianki, gdyż już w pierwszej kolejce pokonała Lechię Gdańsk. Jak się potem okazało nie była to niespodzianka, a tylko początek dobrej gry Pasów. Drużyna oczywiście nie jest w stanie wyeliminować frajerskich porażek, jak ta przed tygodniem z Górnikiem Łęczna, ale połowa dystansu sprawiedliwie plasuje krakowian na trzecim miejscu w ligowej tabeli. Czas pokaże czy to tylko dobry start czy faktycznie zasługa kunsztu trenerskiego Jacka Zielińskiego.
  5. Nikt by nie przypuszczał, że  Pogoń Szczeci pod rządami Czesława Michniewicza tak długo będzie zajmowała pozycję wicelidera ligi. Szkoleniowiec Szczecinian wciąż uchodzi za dobrego trenera, którego aspiracje sięgają objęcia posady selekcjonera drużyny narodowej. Gdy tak naprawdę spojrzeliśmy w jego ostatnie dokonania, to zbyt wielu osiągnięć ten sympatyczny pan nie miał. Praca w Pogoni to jednak zupełnie inne historia. Portowcy grają momentami tak, że ręce same składają się do oklasków. Gdyby nie ostatnie cztery słabe w wykonaniu Szczecinian mecze to moglibyśmy przypuszczać, że po połowie sezonu Pogoń będzie się chlubić z pozycji wicelidera Ekstraklasy. Jeżeli powietrze nie uleci do końca roku z drużyny Michniewicza, to całkiem możliwe, że wiosną Pogoń będzie się liczyć przy decydujących rozstrzygnięciach.
  6. Nikt by nie przypuszczał, że polska liga będzie prezentowała jeszcze niższy poziom, niż miało to miejsce przed laty. Jeżeli wicelider tabeli, czyli Legia, do zajęcia drugiego miejsca w tabeli na półmetku rozgrywek potrzebowała tylko siedmiu zwycięstw i pięciu remisów to coś tu wyraźnie jest nie tak. Obraz warszawskiej drużyny, która dostaje regularne bęcki w Europie i gra kompletny piach, a mimo tego jest na drugim miejscu w tabeli, tylko podkreśla poziom krajowego futbolu. Już od dawna sytuacja nie wyglądała aż tak źle. Drużyna narodowa w końcu zaczyna grać na miarę oczekiwań, jednak liga wyraźnie spada na psy.
  7. Nikt by nie przypuszczał, że tak słabi będą gwiazdorzy Lechii Gdańsk. Peszko czy Mila to wciąż nazwiska, które budzą zainteresowanie polskiego kibica. Niektórzy nad morzem myśleli nawet, że dzięki nim Lechia będzie rozdawać karty w ligowych zmaganiach. Nic bardziej mylnego. Obaj piłkarze, to tylko cień zawodników, którzy dali się poznać z dobrej strony przed kilkoma laty. Mila prawie w ogóle nie gra, a Peszko jest publicznie krytykowany przez von Heesena. Z tej mąki raczej chleba nie będzie, mimo że naiwni wciąż czekają na przebudzenie reprezentantów Polski.
  8. Nikt by nie przypuszczał, że aż tak dobrym trenerem jest Radoslav Latal. Były czeski pomocnik to absolutny lider szatni i mózg gliwiczan. Piłkarze ślepo ufają metodom szkoleniowym swojego opiekuna i póki co przynosi to znakomite efekty. Latal wymaga zaangażowania, ciężkiej pracy i dyscypliny na boisku. Wpaja swoim zawodnikom sukces i coraz więcej osób zaczyna mu w to wierzyć. Fantastyczne objawienie osoby, z którą mało kto się liczył przed rozpoczęciem sezonu.
  9. Nikt by nie przypuszczał, że aż tak słaby może być Jakub Rzeźniczak. Aż dziw bierze, że taki piłkarski ogórek miał kiedyś romans z reprezentacją narodową. Obecnie kapitan Legii to wrak człowieka. To, że jest słaby wszyscy wiedzieli od dawna. To, że obrońca wicemistrza Polski może być aż tak żenujący dziwi od niedawna wszystkich. Gdyby nie status klubowej legendy to Kuba wylądowałby już dawno gdzieś w trzeciej lidze i tam pewnie też by się nie wyróżniał. Wszyscy rywale Legii mają nadzieję, że Bogusław Leśnodorski tego nie widzi i dalej będzie budował drużynę wokół Rzeźniczaka.
  10. Nikt by nie przypuszczał, że tak dobrym piłkarzem może być Bartosz Kapustka. Bardzo uzdolniony zawodnik, prywatnie mądry chłopak. Debiut w reprezentacji narodowej przypadł na mecz z Gibraltarem i już wtedy udało się zdobyć gola. Kapustka zasuwa, aż miło patrzeć i wszyscy zadają sobie tylko pytanie, kiedy młodemu odwali sodówką. Jeżeli to nie nastąpi, to być może za kilka lat doczekamy się piłkarza światowego formatu.

 

KOMENTARZE