Tym razem nikt problemów nie przewiduje. Lechia podejmuje przed własnymi kibicami Koronę Kielce, czyli zespół, który w dwóch spotkaniach tego sezonu na wyjeździe jeszcze nie wygrał. I choć gdańszczanie w Ekstraklasie na własnym stadionie z ekipą z województwa świętokrzyskiego wygrali tylko raz, to w piątek są murowanym faworytem do zwycięstwa.

Twierdza. Tak, nad morzem wszyscy uwielbiają to określenie. Od momentu, w którym stery nad Lechią przejął Piotr Nowak, gdańska drużyna na własnym stadionie nie przegrywa. Ostatni raz znad morza zwycięski wyjechał Lech, pod koniec listopada zeszłego roku. Od tamtego czasu trener, który poprzednio swój zawód wykonywał za Oceanem zespół biało-zielonych uporządkował. Momentami frustrujące występy w wykonaniu Lechii na PGE Arenie zamienił w pełne jakości spotkania, które stały się znakiem rozpoznawczym tej ekipy. I tak wzorem największych światowych potęg arena usytułowana na Letnicy stała się miejscem niezdobytym przez nikogo. Bo wielki klub powinien być groźny na własnej ziemi! Poległa tu Wisła, Legia, Jagiellonia czy Piast. W erze Nowaka tylko Termalica mogła być ze swojego występu w kotle czarownic po części zadowolona. Nikt jednak nie zakłada, by w piątek do tego elitarnego grona miała dołączyć Korona.

Kielczanie sezon zaczęli w możliwie najgorszy sposób. W inauguracyjnym spotkaniu z Zagłębiem w Lubinie podopieczni Tomasza Wilmana gładko ulegli 0:4. Potem były remisy z Pogonią w Szczecinie i z Piastem przed własną publicznością. Po nie najlepszych trzech spotkaniach złocisto-krwistych, piłkarze z Kielc w ostatni weekend efektownie zwyciężyli z Lechem Poznań. Z tym, że obecny Lech miałby problem wygrać mecz na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. Korona potwierdzić swoją zwyżkową formę będzie chciała teraz w piątek – na możliwie najtrudniejszym terenie.

Faworyt jest i tym razem tylko jeden. Piłkarze Lechii sami sobie wysoko podnieśli poprzeczkę i nikt nie wyobraża sobie, by ta nagle miała zostać strącona. Gdyby do Gdańska miało przyjechać Zagłębie lub Jagiellonia, to zgoda – podzielić się punktami nie byłoby wstydem. Gdy jednak mówimy o zespole, który mecze wyjazdowe rozgrywa za karę i z dala od domu czuje się jak Piotr Ćwielong w mix zoonie, to zwycięstwo jest obowiązkiem, który trzeba z dziecinną łatwością wykonać. By okresu powakacyjnego nie zaczynać po raz kolejny spod kreski, a przerw reprezentacyjnych nie poświęcać na rewolucję. By móc spokojnie tracić punkty na ligowych pastwiskach z dala od domu i ten bursztynowy kolos zapełniać kibicami, którzy są żądni pięknego futbolu.

 

Zważywszy na to, że w kolejnych trzech meczach nikt pokroju Korony do Gdańska nie przyjedzie, lepiej w piątek wygrać na zaś. Choć zdaje sobie sprawę, że polski piłkarz dopiero po frajerskiej przegranej jest w stanie wyciagnąć jakiekolwiek wnioski.

 

 

FOTO: radio.kielce.pl

KOMENTARZE