Rzadko zdarza się, by na polskich boiskach któryś z piłkarzy był aż o tyle gorszy od zawodnika, za którego bezpośrednio w meczu odpowiada. Rzadko zdarza się, by Pudzian bezlitośnie oklepywał Najmana, Kliczko masakrował Zimnocha, a wystrzałowe Ferrari na każdych światłach ośmieszało starego Malucha. Rzadko zdarza się, by obrońca w polskiej lidze chociaż raz nie był w stanie wygrać pojedynku jeden na jednego. Ale jednak jest to możliwe. Są goście, którzy przychodzą codziennie do pracy, zarabiają ogromne pieniądze, a nie prezentują sobą absolutnie nic. Cytując słynny już tekst Artura Szpilki: Hebert, Sławek Peszko zrobił Ci dzisiaj dziecko!

Komentujący to spotkanie Tomasz Wieszczycki czytając skład Lechii Gdańsk postanowił kilka ciepłych słów skierować pod adresem Sławka Peszki. Pochwały zebrał za to, że jest w formie, dużo walczy, asystuje, nierzadko ciągnie grę biało-zielonych i wysyła Adamowi Nawałce jasny sygnał – jestem gotowy do gry w reprezentacji. To co zrobił dziś Sławek z Hebertem powinno być pokazywane każdemu młodemu chłopakowi, którego marzeniem jest zostać zawodowym piłkarzem. Wygranie pojedynku jeden na jednego? Proszę bardzo! Wrzucenie na karuzelę rosłego obrońcy? Nic prostszego! Krótka kiwka i mocny strzał tuż przy słupku? Piłkarskie abecadło! Sławek zagrał dziś tak, jak podczas meczu z Niemcami, w którym strzelił trzy bramki ekipie Joachima Loewa swoich najlepszych występów w Lechu Poznań. Walczył, szarpał, atakował, nie bał się zmieniać pozycji, podejmował ryzyko. W skrócie: ciągnął Lechię do przodu każdym zagraniem. Każde dotknięcie piłki przez popularnego Diabełka było wyważone, przemyślane, miało sens i siało spustoszenie w szeregach rywali. Gdyby ktoś jeszcze pół roku temu powiedział mi, że Peszko będzie wstanie wskoczyć na taki poziom, doradziłbym mu wizytę u specjalisty.

Bohaterem tego tekstu jest jednak Hebert Silva Santos. To zdecydowanie obecnie mój ulubiony piłkarz Ekstraklasy. Powiedzieć, że ośmieszał się każdą akcją, to jak nic nie powiedzieć. Hebert był wolny,  za każdym razem spóźniony, jego zwinność w tym spotkaniu przypominała zwinność afrykańskiej słonicy, która za chwilę spodziewa się potomka. Peszko w tunelu postanowił zabawić się z pociesznym brazylijczykiem w głupiego Jasia i Hebert do końca spotkania nie skumał się, że to on w tym całym zajściu jest podmiotem drwin i niekończącej się szydery. Nawet warunki fizyczne, które – umówmy się – powinny stanowić o jego sile, stały się dla niego przekleństwem. W walce bark w bark z Krasicem Hebert odleciał o 231356 metrów i cudem uniknął kąpieli w pobliskim Bałtyku.

Jest jeszcze jeden ananas, o którym należy słówko wspomnieć. To Nunes, któremu na chwilę dzisiaj przegrzały się styki. Portugalczyk w zupełnie niezrozumiałej sytuacji bez sensu sfaulował Sasę Zivca, co sprokurowało stały fragment gry, po którym Piast strzelił bramkę i wrócił do gry. Całe zajście bliźniaczo przypomina niedawny mecz Polski z Armenią, w którym to głupotą popisał się Maciej Rybus. Polak bezsensownym faulem wyciął wtedy tuż przy linii bocznej jednego z rywali, sędzia podyktował rzut wolny, co chwilę później jego koledzy zamienili na bramkę. Podsumowując: całość okej, obrona w normie, ale za takie błędy Lechia jeszcze zapłaci. Dziś przeciwnikiem był tylko Piast, ale trochę lepszy rywal będzie potrafił utrzymać wynik i Lechii wtedy już do śmiechu nie będzie.

PS: Paradoksalnie dobrą informacją dla kibiców Lechii jest absencja Rafała Wolskiego w najbliższym spotkaniu z Arką. Rafał jest obecnie w BEZNADZIEJNEJ formie i jego nieobecność w Gdynii może być tylko wzmocnieniem drużyny Piotra Nowaka. Zwłaszcza, że w jego miejsce ma kto grać. 13 ligowych kolejek na dojście do optymalnej formy to już wyraźne przegięcie pały.

KOMENTARZE