W Gdańsku niepokój i spory ból głowy. Czy Lechia Gdańsk zdoła awansować do najlepszej ósemki Ekstraklasy? Brzmi to dosyć komicznie, ale ta „wielka” drużyna – zdaniem niektórych kibiców – trzecia siła polskiej ligi już niebawem zamiast z Lechem i Legią może walczyć o życie w Łęcznej czy innym Zabrzu.

Przed sezonem hurraoptymizm nad morzem był jak najbardziej uzasadniony. Do Gdańska hurtowo sprowadzano nazwiska, które na sympatykach Lechii robiły nie małe wrażenie. Krasic, Peszko, Kuświk, nieco później bracia Paixao – tragedii nie ma. Tym czasem do pierwszej w tym sezonie weryfikacji „dream teamu” Nowaka pozostały już tylko dwie ligowe kolejki. Za niespełna 200 boiskowych minut będziemy wiedzieli czy Lechia będzie musiała po raz kolejny rozbudowywać szatnię czy rozpoczynać operację „szrot”, polegającą na wyprzedaży tych piłkarzy, którzy nie spełniają powierzonych w nich nadziei, a znacznie obciążają klubowy budżet.

Najbliżsi rywale Lechii? Legia i Ruch. Biorąc pod uwagę, że gdańszczanie w meczach wyjazdowych prezentują poziom zbliżony do drużyn występujących w rozgrywkach kółka różańcowego, ciężko jest być optymistą w pojedynku z aktualnym wicemistrzem Polski. Co prawda nie od dziś wiadomo, że piłka jest okrągła, a bramki… ale legioniści w tym spotkaniu również mają sporo do udowodnienia i nie po drodze jest im oddawać punkty drużynie, która ewidentnie na to nie zasłuży. Najprawdopodobniej zatem zostaje domowe spotkanie z Ruchem, które do łatwych należeć nie będzie. Gdy założymy optymistyczną wersję wydarzeń, to do obecnego dorobku Biało-zielonych dopiszemy 3 punkty. Problem jednak polega na tym, że to może nie wystarczyć. Cienka jak dupa węża w tym sezonie Jagiellonia jest obecnie punkt przed Lechią i tuż po świętach podejmuje przed własnymi kibicami półamatorów z Bielsko-białej. W skrócie: Lechia musi wygrać dwa spotkania i liczyć na potknięcie ekipy Probierza. Trochę dużo tych zależności, jak na drużynę, która w tym sezonie miała rozdawać ligowe karty.

Jeszcze niedawno ostatnia prosta w wykonaniu Lechii przedstawiała się tak: Zagłębie(W), Jagiellonia(D), Górnik Zabrze(W), Termalica(D), Legia(W), Ruch(D). Prognozować w naszej lidze to jak wróżyć z fusów, ale na papierze wyglądało to obiecująco. Tymczasem nie wiedząc czemu Lechia w czterech spotkaniach, które już za nami oddała frajersko 7 punktów. 7 na 12 możliwych. Gdy remisuje się z błagającym o litość od wczesnej jesieni Górnikiem i dzieli punktami z Termalicą, która w całym meczu oddaje 1(!!!) celny strzał na bramkę, to ciężko jest sobie to w jakiś racjonalny sposób tłumaczyć. Nowak może opowiadać dziennikarzom, że drużyna jest świetnie przygotowana, piłkarze zmotywowani jak nigdy wcześniej, a klub gotowy na europejskie puchary, ale na tę chwilę Lechia walczy o życie. Miejsca poza pierwszą ósemką będzie odebrane nad morzem z wielką pogardą.

Zejdźmy na ziemię. Były momenty pięknej piłki, demolka na Jagielloni czy Podbeskidziu, ale w piłce nie ma not za styl. Konsekwentne, wyrachowane i mądre 1:0 czasami więcej znaczy niż trening strzelecki. Pomaga również kibicom nie odlecieć i twardo stąpać po ziemi.

KOMENTARZE