Ma 22 lata i już dziś jest uznawany przez wiele osób za największy bokserski talent trenujący na co dzień w Polsce. Urodził się Charkowie, do niedawna mieszkał na Ukrainie, ale po znalezieniu dokumentów swojej babci postanowił przeprowadzić się do Polski i tu kontynuować swoją karierę. U naszych wschodnich sąsiadów nikt nie wyrażał zainteresowania jego osobą, gdyż… wszyscy w grupie promotorskiej braci Kliczko skupiali się na Ołeksandrze Usyku. Na własny koszt przyjechał do Warszawy i próbował przekonać do siebie Fiodora Łapina. We wszystkim pomógł mu Przemysław Runowski, którego… widział na wspólnym zdjęciu właśnie z Łapinem. Na dzień dobry musiał zmierzyć się z Kamilem Szeremetą i poradził sobie na tyle, że zapracował na zawodowy kontrakt z grupą Sferis KnockOut Promotions. W Wałczu podczas swojego debiutu na polskiej ziemi znokautował ciosem na wątrobę Daniela Urbańskiego. Po walce poszedł do hotelu, by zobaczyć, jak jego rodak i wielki autorytet, Wasyl Łomaczenko, w ten sam sposób rozprawia się z Jorge Linaresem w walce o tytuł mistrza świata w kategorii lekkiej.Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Fiodorem Czerkaszynem!
Pierwotnie wywiad ukazał się na stronie www.laczynaspasja.pl i można go przeczytać również TUTAJ.
Usmażyłeś wątróbkę w sobotę…
Fiodor Czerkaszyn: (śmiech) No tak, udało się.
Takim samym ciosem kiedyś Bernard Hopkins załatwił Oscara de la Hoyę. Nie wiem, czy pamiętasz taki pojedynek.
FC: Pamiętam, ale nie możesz do mnie w ten sposób mówić, bo aż się zaczerwieniłem. Pewnie, pamiętam, oglądam boks.
Mówiłeś o tym ciosie na wątrobę przed walką. Trafiłeś w punkt, idealnie.
FC: Myślałem o tym przed walką. Bardzo podobają mi się nokauty, gdy zawodnik wszystko pamięta, reaguje, a mimo wszystko nie może się podnieść i kontynuować pojedynku. Gdy cios pada na głowę, gaśnie światło, ktoś traci przytomność i odzyskuje ją dopiero w szatni, to oczywiście z perspektywy wygranego boksera jest to wielka sprawa, ale po ciosie na wątrobę świadomość pozostaje, a brakuje siły, by wstać i kontynuować pojedynek. Ambicja jest, ale nie ma zdrowia, by ponownie wstać. Wasyl Łomaczenko, bohater Ukrainy, w ten sam sposób pokonał kilka godzin po mojej walce Jorge Linaresa. Fantastyczny pojedynek swoją drogą.
Czyli jak rozumiem nie było świętowania po zwycięstwie w Wałczu.
FC: Nie, co ty, to nie czas na świętowanie. Wygrałem, super, ale przede mną jeszcze dużo pracy. Wróciłem do hotelu i czekałem na Wasyla. To wielki wojownik. Miał problemy w walce, pierwszy raz leżał na deskach, ale podniósł się i pewnie zwyciężył.
Inspirujesz się Wasylem Łomaczenko?
FC: Chyba każdy ukraiński pięściarz inspiruje się nim i Ołeksandrem Usykiem. Wcześniej braćmi Kliczko. Łomaczenko jest znakomitym człowiekiem. Byłem w kadrze Ukrainy z pięściarzami i trenerami, którzy się z nim znają. To tytan pracy. On myśli o boksie cały czas. Nie ma wolnego. Non stop nad sobą pracuje. Do sukcesów doszedł dzięki poświeceniu w stu procentach na sporcie. Tak samo Usyk. To jest właśnie mentalność Ukraińców, którzy zawsze dają z siebie wszystko. Chcę mieć podobnie, też boks jest dla mnie całym światem. Nie chcę mieszkać w Polsce, żeby mi się lepiej żyło. Chcę móc tu osiągać znakomite wyniki pracując z dobrym trenerem mając stworzone odpowiednie warunki do treningu. Mentalnie jednak zawsze będę naśladował takich pięściarzy, jak właśnie Łomaczenko. To wzór.
Oleksandra Sidorenko mówiła mi kiedyś w wywiadzie to samo, co ty właśnie powiedziałeś. Łomaczenko i Usyk są tytanami pracy. Na Ukrainie każdy pięściarz inspiruje się nimi i stara się być taki, jak oni.
FC: Myślę, że tak jest. Czerpiemy wartości z najlepszych pięściarzy na świecie. Ja też staram się jak tylko mogę skupić na boksie. Ten sport to całe moje życie i już teraz wiem, że choćby droga na szczyt była bardzo długa, to ja na pewno zdołam ją pokonać. Poświęcę wszystko, abym mógł kiedyś być takim pięściarzem, jakim są oni. Bardzo ważne jest to, aby dookoła otaczać się ludźmi, którzy pomagają ci dojść jak najdalej. Ja chyba mam szczęście, bo pracowałem już u trzech trenerów i każdego naprawdę znakomicie wspominam. Teraz również jest dobrze pod tym względem i czuję, że z Fiodorem mogę zdobyć szczyt. Patrzymy w tym samym kierunku, chcemy tego samego, mam przekonanie, że trener stoi za mną murem i pomoże mi się rozwijać. To bardzo ważne, bo nie zawsze mieszkając na Ukrainie tak było.
W Polsce masz stworzone dobre warunki do treningu?
FC: Tak, nie mam na co narzekać. Dbają o mnie ludzie, mam kolegów na sali, dobrego trenera – cieszę się, że w końcu mogę boksować. Na Ukrainie nie każdy się mną interesował. Tu mam przyjaciela, który mi pomaga, dzięki któremu od kwietnia mieszkam już sam w mieszkaniu i niczego mi nie brakuje. Nie mam jeszcze sponsorów. Nikt nie wspiera mnie finansowo, ale jeszcze nie pokazałem tak naprawdę niczego dobrego, więc to całkiem normalne. Chcę zademonstrować w ringu, że jestem wartościowym pięściarzem i dopiero wtedy ktoś się mną zainteresuje – mam taką nadzieję. Kibice lubią ciekawych pięściarzy, którzy walczą w sposób widowiskowy. Ja bardzo chciałbym zrobić wszystko, aby fani lubili oglądać moje walki i żeby Fiodor Czerkaszyn z czasem zaczął w nich wzbudzać emocje.
W jaki sposób ty trafiłeś do Polski? Twoja babcia była Polką, tak?
FC: Tak, babcia była Polką, urodziła się w Toruniu. Ja urodziłem się w Charkowie, ale potem poszedłem na studia do Kijowa. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama i powiedziała mi, że znalazła dokumenty mojej babci. Wcześniej one się gdzieś zawieruszyły, ale w końcu do nich dotarliśmy. Dostałem jasny komunikat, że mam uczyć się języka polskiego, bo będę starał się o polskie obywatelstwo. Poszedłem krok dalej – uczyłem się polskiej historii, poznawałem waszą mentalność, zacząłem zagłębiać się w to, jakim jesteście krajem i jacy są polscy ludzie. Momentalnie się w to wkręciłem, po trzech miesiącach zacząłem mówić po polsku i nawet czasami będąc w Kijowie zwracałem się do swoich kolegów w waszym języku, bo cały czas chciałem go doskonalić. Chodziłem do takiego klubu, w którym spotykali się Polacy. Bardzo szybko łapałem kolejne słówka, coraz szybciej komunikowałem się w waszym języku.
Ty, starając się o polskie obywatelstwo, musiałeś zdać egzamin z wiedzy o polskiej historii, prawda?
FC: Najpierw musiałem otrzymać Kartę Polaka. Żeby ją dostać musiałem zdać test z wiedzy o historii Polski – to prawda. Po trzech miesiącach miałem egzamin. Taka pani powiedziała mi, że już jestem gotowy, by do niego podejść, mimo że sam miałem wrażenie, że jeszcze niewiele potrafię. Nie chciałem mieszkać już w Kijowie. Umiałem już mówić po polsku, znałem waszą historię, ale czegoś wciąż mi brakowało. Nie byłem w Polsce, nie znałem tego kraju. Postanowiłem udać się na wycieczkę. Zatankowałem samochód i pojechałem do Krakowa. Spędziłem tam dwa dni. Potem do Wrocławia, następnie Gdańska i Warszawy. Byłem tu nieco ponad tydzień. Chciałem przekonać się, jacy jesteście, jak ten kraj wygląda, jak ze sobą rozmawiacie i jaki tu panuje klimat. 18 września miałem wcześniej wspomniany egzamin, który zdałem. Pani Konsul powiedziała mi, że jestem już Polakiem, ale muszę poczekać dwa miesiące, aż zadzwoni do mnie Generalny Konsul i wtedy oficjalnie nada mi kartę. Gdy wiedziałem, że się udało i że będę mógł mieszkać w Polsce, to postanowiłem rozejrzeć się za klubem, w którym mógłbym trenować. Słyszałem już wcześniej o trenerze Łapinie, gdyż wiedziałem, że to opiekun Krzysztofa Głowackiego, który mierzył się z Ołeksandrem Usykiem. Nie widziałem jednak, gdzie on mieszka. Nie robiło mi to różnicy, czy to będzie na Śląsku, czy nad morzem. Chciałem się z nim skontaktować.
To nie jest takie proste.
FC: Wiem, ale chciałem w końcu do niego dotrzeć. Pisałem do niego na Facebook’u i do chłopaków z jego grupy – pięściarzy. „Cześć, nazywam się Fiodor Czerkaszyn, jestem pięściarzem zawodowym i chciałbym trafić do waszej grupy”. Cisza, nikt się nie odzywał. Tylko Przemek Runowski odezwał się po jakimś czasie i zdziwił się, po co chcę z nim pogadać. Nie dał mi jednak numeru telefonu. Wysłał mi tylko adres klubu. Byłem zniesmaczony, bo mieszkałem w Kijowie i nie chciałem ryzykować tym, że przyjadę do Warszawy, a trenera nie będzie – chciałem się konkretnie umówić na daną godzinę. Przemek jednak powiedział, że numeru dać mi nie może i żebym przyjechał. Wpadłem pewnego dnia na trening i porozmawiałem z Fiodorem Łapinem. Przedstawiłem swoją historię, opowiedziałem, co do tej pory robiłem, skąd jestem i z kim trenowałem. Przyglądałem się całym zajęciom, Fiodor kazał mi zobaczyć, jak to wygląda. Po zajęciach podszedłem i grzecznie zapytałem, czy jest szansa, abym na następny trening już przyszedł boksować. Na szczęście się zgodził. Przyglądał mi się na rozgrzewce, podczas walki z cieniem i wykonywania prostych ćwiczeń. Obserwował mnie i nic nie mówił. Następnego dnia były sparingi i zapytał tylko, czy jutro będę też w Warszawie, czy wracam już do domu. Odpowiedziałem, że już nie chce wracać do Kijowa i przyjechałem na serio do Warszawy trenować i chcę bardzo tu zostać. Nie żartowałem przecież, miałem swój plan.
I co, sparowałeś następnego dnia?
FC: Tak, sparowałem. Fiodor ostrzegał mnie, że będę walczył z mocnym, silnym zawodnikiem w swojej kategorii wagowej. Mówił, że jest taki Kamil, z którym mogę skrzyżować rękawice, zobaczymy, jak będę prezentował się na jego tle. Chodziło mu o Kamila Szeremetę. Nie robiło mi tak naprawdę różnicy, kto to będzie – chciałem po prostu pokazać się z jak najlepszej strony.
Jak wyglądały te sparingi?
FC: Nie chciałbym tego oceniać, bo to chyba należy zapytać trenera, ale chyba mu się spodobało, skoro dziś jestem tu, gdzie jestem. Ja na pewno byłem z siebie bardzo zadowolony. Po sparingu podszedł do mnie Fiodor i kazał mi ponownie opowiedzieć swoją historię. Jeszcze raz od początku, jak to się stało, że przyjechałem do Polski i tu chcę kontynuować swoją karierę. Mówiłem, że mam podpisany zły kontrakt z promotorem z Wielkiej Brytanii i od dwóch lat nie stoczyłem żadnego pojedynku. Trener kazał mi przyjść na kolejne zajęcia, kolejne i tak dalej. Czułem, że chce ze mną współpracować i weźmie mnie pod swoje skrzydła. Byłem szczęśliwy, bo widziałem, że dobrze się dogadujemy i jesteśmy w stanie wspólnie do czegoś wielkiego dojść. Widziałem ogień w jego oczach, on pełne zaangażowanie z mojej strony, dlatego fajnie się dogadujemy od pewnego czasu i mamy nakreślony plan na to, by karierę móc kontynuować w Polsce i tu się rozwijać.
Wielu pięściarzy – Główka, Diablo czy Szpilka mówili, że Fiodor Łapin to nie tylko dobry trener, ale i znakomity psycholog. Ty też możesz o nim już teraz to powiedzieć?
FC: Tak, zdecydowanie. Mi trener bardzo podpasował, podobnego pod względem charakteru szkoleniowca miałem w Charkowie. Wydaje mi się, że nie wszyscy mogliby z nim pracować. Ma swoje zasady, jest bezkompromisowy, dla mnie to super, bo ja potrzebuję takiego trenera i mentora, ale pewnie nie wszystkim pięściarzom by to pasowało. Dogadujemy się znakomicie, od razu złapałem to, co mi przekazał i wiem, czego ode mnie oczekuje. Nie martwię się niczym, bo wiem, że mam do czynienia z profesjonalistą, który na pewno dołoży wszelkich starań, abym spełnił wszystkie swoje sportowe marzenia.
Fiodor Łapin widzi w tobie ogromny potencjał. Któryś z dziennikarzy napisał artykuł, że masz predyspozycje do tego, aby w boksie zajść naprawdę bardzo daleko. Padło nawet stwierdzenie, że możesz być mistrzem świata.
FC: Spokojnie, do tego daleka droga. Mam 22 lata i dopiero podpisałem kontrakt. Nie ma się gdzie spieszyć. Moimi interesami zajmuje się Andrzej Wasilewski, czyli znakomity promotor, który wielu pięściarzy doprowadził do wielkich walk. Ostatnio Sulęcki, wcześniej Głowacki, Włodarczyk, Szpilka, Wawrzyk czy Kołodziej – palców u rąk pewnie by mi nie starczyło, jakbym miał wszystkich wymienić. Mam dobrego trenera, przy którym się rozwinę i promotora, który gdy tylko będę w formie, doprowadzi mnie na sam szczyt. Powiedz mi Kuba, jak ja mam się z tego nie cieszyć? Przecież ja do Polski przyjechałem po to, aby ktoś dał mi szansę. Teraz taka się przytrafiła, to wielka sprawa.
Musisz trenować i nie możesz za wiele gadać. Fiodor Łapin nie lubi krzykaczy.
FC: Nie, ja krzykaczem nie jestem. Nigdy nie byłem i nie będę. Ja mam boksować, wygrywać i uczyć się tego sportu. Nie będę wygadywał głupot o tym, że będę mistrzem świata, bo jestem skromnym chłopakiem z Charkowa, który ma w sobie dużo pokory. Widzę, że trener Łapin podobnie patrzy na boks i bardzo mi to odpowiada.
Plan na najbliższe miesiące jest na ciebie jasny – kolejna twoja walka odbędzie się 2 czerwca w Rzeszowie. Pewnie będzie podobna do tej w Wałczu – nikt nie pozwoli, aby stała ci się krzywda. Jesteś na etapie budowania swojej wartości, więc rywal nie ma prawa być wymagający
FC: Nie o to chodzi – ja chcę boksować. Rozwijać się, trenować, cały czas pracować nad sobą, bo w dalszym ciągu dużo rzeczy jest do poprawy. Chcę wygrywać i pokazywać w ringu to, nad czym pracuję z trenerem Łapinem. Z czasem przeciwnicy będą coraz bardziej wymagający, ale ja również muszę być coraz lepszy. Przykłady Szpilki czy Głowackiego pokazują, że to jest możliwe i to tylko kwestia czasu, więc spokojnie czekam na swoje kolejne szanse i sportowe wyzwania.
Kondycja polskiego boksu w ostatnich latach nie wygląda najlepiej. Dlaczego ty nie zdecydowałeś się mimo wszystko pozostać na Ukrainie? Czy brakowało po prostu wokół ciebie ludzi, takich jak Łapin i Wasilewski, którzy pomogliby ci wspiąć się na szczyt?
FC: To bardzo dobre pytanie, szkoda, że nie zadał mi go nigdy żaden z ukraińskich dziennikarzy. Chciałem trafić na dobrego promotora, ale niewiele jest takich osób w mojej ojczyźnie. Jest słynna grupa K2 Promotions, ale oni nie interesowali się młodymi pięściarzami. Wiedzieli o moim istnieniu, mieli informację, że jest pięściarz, który się dobrze zapowiada, ale dla nich najważniejszy był Ołeksander Usyk i jego kariera. Wszystko inne było zaniedbane. Podpisałem kontrakt menadżerski z tym Brytyjczykiem, ale to była lipa. On kazał mi czekać. Byłem wkurzony, bo nie chciałem czekać, chciałem walczyć. Tymczasem przerwa trwała długo, a ja nie robiłem kroku w przód. Byłem sfrustrowany, że mój kraj tak mnie traktuje. Sparuję, daję z siebie wszystko podczas treningów, a oni nie chcą na mnie zwrócić uwagi i dać mi szansy. W ogóle się mną nie interesowali. Spędzałem dużo czasu na sali, a jedyne pieniądze, które zarabiałem, to na treningach personalnych. To mi starczyło jednak tylko na witaminy, które potrzebowałem do tego, aby móc się rozwijać. To żadna kasa. Byłem zdeterminowany, żeby przeprowadzić się do Polski, bo nie widziałem swojej przyszłości w kraju, któremu w ogóle nie zależało na tym, abym miał go reprezentować i odnosić sukcesy.
A może wynika to z tego, że ukraińscy pięściarze bardzo długo zostają na amatorstwie. Usyk i Łomaczenko dopiero po zdobyciu złotych medali olimpijskich przeszli na zawodowstwo. Może podświadomie nikt nie interesuje się 21-letnim chłopakiem, bo wychodzi się z założenia, że on w tym wieku powinien być cały czas amatorem.
FC: Może tak jest – słuszna uwaga. Ja jednak zdecydowałem się szybko przejść na zawodowstwo i potem nie było już odwrotu – nie mogłem cofnąć się do czasów amatorskich. Wygrywałem jednak kolejne pojedynki dobrze mi szło. Swego czasu sporo trenowałem z Wjaczesławem Senczenko, czyli pięściarzem, który znokautował i odesłał na emeryturę Riccky’ego Hatton’a. Dużo mi dały lekcje z nim, nie prezentowałem się źle, byłem podbudowany i chciałem toczyć kolejne mocne pojedynki, a nie bić się na amatorstwie.
Słyszałem, że w Polsce też sparowałeś z kilkoma pięściarzami. Jak wyglądałeś na tle Kamila Gardzielika i Norberta Dąbrowskiego?
FC: Nie chcę o tym mówić, to były sparingi, pewne rzeczy muszą zostać na sali treningowej. Ja byłem z siebie zadowolony, ale to był element treningu i nie chce wyciągać z tego żadnych wniosków. Zapytaj trenera, on wszystko ci powie. Pomagamy sobie nawzajem, każdy dzięki sparingom buduje swoją formę, więc ja tym bardziej jestem im wdzięczny, że była okazja wspólnie potrenować.
Widzę, że jesteś bardzo optymistycznie nastawiony do swojej przyszłości, ale niestety będę pierwszą osobą, która może nieco ten optymizm ostudzić. Nie zawsze jest w Polsce tak, że nasi pięściarze walczą bardzo często i są zadowoleni z rywali, którzy są im podstawiani pod nos. W przeszłości niejednokrotnie chłopacy narzekali, czasami były z tego mniejsze lub większe awantury…
FC: Zdaję sobie sprawę z tego, że tak może być, ale gdy nie będzie szansy na regularne walki, to będę chciał latać do Wielkiej Brytanii bądź Stanów Zjednoczonych i tam sparować z mocnymi przeciwnikami, by cały czas się rozwijać i by pracować nad sobą.
Znowu – to nie zawsze tak u nas wygląda. Polscy pięściarze wolą, aby ktoś do nich przylatywał. Rzadko zdarza się odwrotnie.
FC: Ja będę na pewno ten temat podejmował, bo tak robiło się na Ukrainie. Cały czas pięściarze byli w treningu i zmieniali sparingpartnerów, żeby nie było nudy i cały czas można się było uczyć nowych rzeczy. Nie chcę cały czas próbować się na tle tych samych rywali. Chcę odmienności, mam nadzieję, że tak będzie, bo wychodzę z założenia, że każdy bokser może mi coś przekazać i od każdego mogę nauczyć się nowych elementów.
W jakiej kategorii wagowej chciałbyś docelowo boksować?
FC: Na razie myślę o kategorii super średniej, choć jestem pomiędzy średnią a właśnie super średnią. Ciężko schodzi mi waga, nie wiem, czy będę w stanie robić aż tyle kilogramów. Wiem, że to byłaby moja przewaga, ale muszę to jeszcze na spokojnie przemyśleć. Póki co nie mam żadnej specjalistycznej diety, nie korzystam z pomocy żadnego dietetyka, więc jest szansa, że gdyby taka współpraca w końcu się zaczęła, to miałbym łatwiej wypełnić limit.
fiTak, z tego się niezwykle cieszę. Nie znałem realiów polskiego boksu aż na tyle i nie zdawałem sobie z tego sprawę, ale jak dowiedziałem się o tej współpracy i chłopacy wytłumaczyli mi, o co chodzi, to byłem zadowolony, bo to okazja do tego, by kibice mogli nas poznać. Ja w tym roku stoczę cztery pojedynki z tym, który miał już miejsce w Wałczu. Super, to fajnie, bo cały czas będę w reżimie treningowym i okazji do zademonstrowania swoich umiejętności będę miał sporo.
FOTO: Knockout Boxing Night