Niecałe dwie doby po przegranym pojedynku w walce wieczoru podczas gali FEN 16 porozmawialiśmy z Kamilem Łebkowskim. Szczera rozmowa o ostatnim występie, przygotowaniach do niego i planach na przyszłość. Zapraszamy!
Wywiad pojawił się na stronie www.laczynaspasja.pl i można go przeczytać również TUTAJ.
Jesteś już kilkadziesiąt godzin po walce, niestety przegranej dla ciebie. Adrenalina zeszła, pojawiły się refleksje?
KŁ: Na pewno refleksje i chwila na zastanowienie się, co było źle i co należy poprawić. Nie chciałbym drugi raz strzelić takiego babola, celem jest wyeliminowanie wszystkiego tego, co było złe w tym pojedynku.
Tuż po samej walce powiedziałeś, że Gabriel Silva zaskoczył cię trochę tym, że był aż tak znakomicie przygotowany do tego pojedynku i tym, że potrafił narzucić swój game plan w sobotę. Teraz uważasz podobnie czy optyka się zmienia?
KŁ: Zdawałem sobie sprawę z tego, jaki on ma plan na walkę ze mną i znałem jego mocne strony. Wiedziałem o tych silnych sierpach i o tym, że będzie dążył do obaleń. Tak więc tym mnie nie zaskoczył. Nie spodziewałem się natomiast, że będzie aż tak dynamiczny. Pierwsze otrzymane ciosy spowodowały, że siadło mi to na głowę, przestałem myśleć i słuchać się narożnika. To była wypadkowa tego, że nie udało mi się wygrać. Gdy w poprzednich pojedynkach słuchałem moich trenerów w narożniku, to wszystko wyglądało bardzo dobrze. Realizowałem swój plan. Tu tego zabrakło. Sporo ciosów trafiłem, czy to sierpem, czy podbródkiem, ale nie szedłem za akcją, nie ponawiałem, tylko zostawałem w miejscu i on mi uciekał.
Powiedziałeś nawet po walce, że i ty, i twoi sekundanci wiedzieliście, co trzeba poprawić, a mimo wszystko nie udało się tego zastosować w praktyce.
KŁ: Bo tak było. Przed walką wiedzieliśmy już, w jaki sposób on walczy i czego można się po nim spodziewać. Nie było tak, że nagle z kosmosu on pokazał coś, czego nigdy wcześniej nie robił. Na pewno u mnie nie zagrała głowa i garda. Grochu cały czas opieprzał mnie na treningach: garda, garda, garda! Przyjąłem kilka sierpów, a można było tego uniknąć. Dostawałem mocne ciosy, a chciałem oddać jeszcze mocniejszymi. Chciałem wdać się w bijatykę, co nie było dobre w tym pojedynku. Zacząłem się otwierać, on wchodził w obalenia. Jestem pod wrażeniem, jak dobrze mu to wychodziło. Być może pojawiła się u mnie pycha i przeświadczenie, że jestem nie do trafienia. Nie przegrałem od 10 pojedynków z rzędu i już nawet z Grochem gadałem o tym, że może to mogło mnie zgubić. Nie dopuszczałem do siebie informacji, że może mnie trafić i przegram. Potem to już była lawina. Każdy błąd był konsekwencją poprzedniego. Ja zacząłem kilkoma uderzeniami, on odpowiadał i potem cofał się i przez pół rundy czekał na to, co ja zrobię. Nie wchodził w bijatykę. Był wyważony i nie podpalał się. Realizował swoje założenia, które miał nakreślone i nie dał się sprowokować.
Ten jego spokój zaskoczył cię?
KŁ: Na pewno tak. On nawet przed walką był bardzo spokojny i grzecznie się wypowiadał, nie był przesadnie pewny siebie, co nie jest regułą w sportach walki. Sam jestem trenerem i widzę, że różnie zawodnicy reagują na stres i obciążenia psychiczne przed walką. Jeden potrzebuje, żeby dać mu z liścia, aby się pobudził, drugi chce założyć słuchawki, włączyć muzykę i pobyć z samym sobą. On był opanowany, spokojny, ale taki już jest.
Tydzień temu w „Puncherze” powiedziałeś, że jesteś bardzo pewny siebie i pokażesz na co się stać. Przed chwilą wspomniałeś, że może zbyt bardzo uwierzyłeś, że nikt nie jest cię w stanie trafić i pokonać. Nie byłeś zbyt pewny zwycięstwa?
KŁ: Nie, bo wychodzę z założenia, że zawodnik musi być pewny swoich umiejętności przed walką. Jeśli nie jest, to nie ma absolutnie czego szukać w klatce. W MMA jeżeli czegoś nie robisz na treningu, to nie zrobisz tego w walce. Jeśli nie masz tej świadomości, że coś umiesz robić dobrze, to również nie wykonasz tego w klatce. Na pewno nie byłem przesadnie pewny siebie. Wizualizowałem sobie ten pojedynek jednak wielokrotnie. Przed pójściem spać widziałem go, miałem przed oczami swoje zwycięstwo, gdy wstawałem, również tak było. To mi zazwyczaj pomaga, bo wiem, jak będzie wyglądał mój pojedynek, jak chcę, żeby on wyglądał i co należy zrobić, żeby tak się właśnie stało. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że ktoś musi wygrać, żeby ktoś musiał przegrać. W sobotę niestety, to nie ja wygrałem, ale mam nadzieję, że swoją postawą nie przyniosłem wstydu. Tym razem nie wyszło, ale szykuję się już na kolejny pojedynek. W maju już na pewno zwyciężę i pokażę się z lepszej strony.
Świadomość tego, że walczysz w pojedynku wieczoru miał wpływ na twoją psychikę?
KŁ: Nie, na pewno tak nie było. Lubię walczyć w main eventach. Daje mi to jeszcze większego kopa. Mam więcej czasu, żeby się spokojnie przygotować, rozgrzać się, poprzebywać sam ze sobą dłuższą chwilę przed pojedynkiem. Nie czułem presji, że wychodzę do klatkoringu jako ostatni i wszystkie oczy w hali są skierowane tylko na mnie.
Po pierwszym twoim występie pod szyldem federacji FEN, w sierpniu 2016 roku, gdy stoczyłeś bardzo dobry pojedynek, naturalnym krokiem wprzód wydawała się być właśnie duża walka z mocnym rywalem w kolejnym starciu. Prosiłeś Pawła Jóźwiaka o mocnego rywala, który będzie dla ciebie sportowym wyzwaniem czy nie robiło ci różnicy, kto stanie naprzeciwko?
KŁ: Ja zawsze chcę, aby mój kolejny rywal był mocnym zawodnikiem i stanowił dla mnie sportowe wyzwanie. Nie chcę walczyć z kimś słabszym, na przetarcie, żeby po prostu mieć na swoim koncie jedno zwycięstwo więcej. Mnie to nie interesuje. Chcę, aby każdy kolejny przeciwnik stawiał przede mną wymagające warunki i żeby zwycięstwo przyszło po ciężkiej pracy. Półśrodki mnie nie bawią, nie skupiam się na nich. Chcę się rozwijać jako zawodnik, być coraz lepszym w tym, co robię.
Czy porażka nie komplikuje twojej przyszłości w FEN? Paweł Jóźwiak mówił jakiś czas temu, że wiąże spore oczekiwania z twoją osobą w federacji.
KŁ: To nie był zły pojedynek w moim wykonaniu i mam nadzieję, że nie przekreśla to mnie w kontekście dalszych występów. Myślę, że jestem w stanie dawać dobre walki i kolejne pojedynki tylko to potwierdzą. Rozmawiałem już po pojedynku z Pawłem Jóźwiakiem i powiedział mi, że mam się szykować na maj. Mam nadzieję, że będę znał szybciej swojego rywala i będę mógł się pod niego konkretnie i dobrze przygotować.
Kiedy dowiedziałeś się o tym, że to Gabriel Silva będzie twoim rywalem na FEN 16?
KŁ: Dwa, trzy miesiące wcześniej. Miałem bardzo dużo czasu na to, żeby przygotować się konkretnie pod niego.
To dobrze, bo często mówi się, że zawodnicy poznają swoich rywali na kilka dni przed walką. Nie boisz się tego, że przed FEN 17 jeszcze dwa tygodnie przed pojedynkiem nie będziesz wiedział, kto stanie naprzeciwko ciebie w klatkoringu?
KŁ: Nie, nie obawiam się tego. Początek przygotowań do walki jest bardzo ogólny. Najpierw zbieramy materiał z poprzedniej walki i analizujemy go, bazujemy na nim, staramy się wyeliminować błędy, które zostały popełnione. Ostatnia faza walki obejmuje konkretne przygotowania pod konkretnego przeciwnika, sparingi zadaniowe i przygotowywanie wariantów, które w walce z nim pomogą wygrać. Wiadomo, że zdecydowanie lepiej jest znać nazwisko swojego przeciwnika wcześniej, ale nie potrzebuję wiedzieć tego już dziś.
Jak wygląda kwestia twojego kontraktu? Masz za sobą dwie walki, a bardzo często organizacje podpisują kontrakty na cztery pojedynki.
KŁ: Nie wiem do końca, czy mogę o tym mówić. Mogę jedynie zdradzić, że mam ważny kontrakt z FEN na jeszcze kilka walk, więc na pewno kilka razy w klatkoringu się pojawię.
Jaki masz plan na najbliższe kilka dni, tygodni?
KŁ: Ten tydzień odpoczywam. Dziś byłem w szpitalu, zrobiłem prześwietlenie nogi. Nic poważnego mi nie dolega, ale chciałem się upewnić, czy aby na pewno wszystko jest okej. Mam lekko naciągnięte ścięgno, ale nic mi nie będzie. Normalnie schodzę po schodach, więc tylko kilka dni robię sobie przerwy i wracam do treningów.
Żadnego poważnego urazu rozumiem nie ma.
KŁ: Nie, badanie zostały wykonane profilaktycznie. Z Gabrielem mogłem jeszcze dwie rundy walczyć, dobrze się czułem.
Dużo kurtuazji było w twoich wypowiedziach tuż po walce. Szacunek dla rywala, pokora i postawa wskazują, że w przyszłości będzie już tylko lepiej. Dobrze się tego słuchało.
KŁ: Nie jestem gościem, który będzie hejtował rywala tylko dlatego, że ze mną wygrał. Był ode mnie lepszy i zasłużenie mnie pokonał. W sobotę był mocniejszy, ale już dziś moglibyśmy zawalczyć jeszcze raz i to ja bym wygrał. Gratuluję mu serdecznie, nie mam powodów, żeby się kwasić i wygadywać głupot – to nie w moim stylu. Tuż po pojedynku, a przed poznaniem werdyktu wiedziałem i czułem, że był lepszy.
Wyobraź sobie sytuację, że dzwoni do ciebie za dwa tygodnie Paweł Jóźwiak z propozycją rewanżu z Gabrielem Silvą. Co robisz?
KŁ: Biorę. Bez zastanawiania się. Wychodzimy do klatkoringu i tym razem to ja wygrywam.